TAKTYCZNIE: Defensywna parodia
02.11.2021 (06:00) | Jakub Luberda
fot.: Mateusz Porzucek
Minione starcie WKS-u z Bruk-Betem było prawdziwą jazdą na rowerze bez trzymanki. Początkowo wydawało się, że wrocławianie mają wszystko pod kontrolą, aby w ułamku sekundy wszystko obróciło się o 180 stopni. Śląsk nie upadł jednak od razu - powoli zaczął odzyskiwać panowanie nad kierownicą, ale tuż przed samą metą poczuł się zbyt swobodnie i ostatecznie zaliczył glebę, boleśnie przytulając twarzą ziemię.
Szukając przyczyn porażki podopiecznych trenera Jacka Magiery, można poczuć się w pewien sposób skołowanym. Po pierwszych kilkunastu minutach meczu z Bruk-Betem wszystkie znaki na niebie zwiastowały powtórkę z Krakowa, lecz ostatecznie byliśmy świadkami rekreacji spotkania z Podbeskidziem z zeszłego sezonu. Z zamienionymi rolami. O pracy sędziów nie będziemy się w żaden sposób rozwodzić - to, czy podjęte decyzje były słuszne, jest sprawą drugorzędną. Fakty są bowiem takie, że Śląsk nie powinien w Niecieczy przegrać.
SPOSOBÓW BYŁO WIELE
Strzelenie trzech goli w jednym meczu jest bez wątpienia całkiem przyzwoitym dokonaniem, lecz nie oznacza to wcale, że wrocławianie byli pod bramką przeciwnika skuteczni. Wręcz przeciwnie, w czasie meczu można było odnieść wrażenie, że Śląskowi łatwiej strzela się w sytuacjach trudnych i nieoczywistych, niż kończy wypracowane sobie wcześniej akcje.
Defensywa Bruk-Betu była zdecydowanie jedną z tych, które dało się złamać, czego przykłady widzieliśmy w trakcie meczu. Na poniższej grafice widzimy zalążek pierwszej stuprocentowej sytuacji. Mateusz Praszelik dostaje piłkę w środku pola, po dobrym przyjęciu kierunkowym obraca się w stronę bramki, gubiąc tym samym przeciwników. Młodzieżowiec ma bardzo dużo miejsca i czasu, dzięki czemu może swobodnie podnieść głowę i poszukać kolegów z zespołu.
Praszelik przytomnie dostrzega, że linia defensywy Bruk-Betu stoi bardzo wysoko. Obrońcy ustawieni byli ok. 30-40 metrów od bramki, więc posłanie prostopadłego podania za ich plecy było zdecydowanie bardzo dobrym wyborem. Piłka zostaje zagrana w uliczkę do Roberta Picha
Słowak dochodzi do podania, lecz w stuprocentowej sytuacji nie jest w stanie pokonać bramkarza. Szybka akcja w środku pola, przemieszczenie futbolówki pod pole karne rywala - do wykreowania groźnej okazji strzeleckiej nie trzeba było wiele.
Przeciwnik gubił się również przy wysokim pressingu, czego najlepszym przykładem był pierwszy zdobyty gol. Na poniższej grafice widzimy, jak wrocławianie dobrze doskoczyli do rywali po stracie piłki. Podopieczni trenera Magiery są niezwykle blisko swoich zawodników - Petr Schwarz bezpośrednio walczy o futbolówkę, Erik Exposito dobrze odcina możliwość podania do bramkarza, Praszelik znajduje się tuż przy Michale Hubinku, a Dino Stiglec dosłownie dyszy Mateuszowi Grzybkowi do ucha. Dla Bruk-Betu jedyną opcją było zagranie na uwolnienie, lecz agresja Schwarza skutecznie to uniemożliwiła. Wrocławianie odzyskali piłkę, po czym dośrodkowali prosto na głowę Picha, a ten skutecznie wykończył całą akcję.
Gospodarzy dało się zaskoczyć również w ataku pozycyjnym. Na poniższej grafice widzimy moment, w którym Exposito biegnie z piłką wzdłuż pola karnego, szukając sobie miejsca na oddanie strzału. Rywale są skupieni na małym obszarze, co dobrze dostrzegł Stiglec. Chorwat przytomnie uskrzydlił całą akcję, wykorzystując w pełni szerokość boiska.
Wahadłowy wycofał piłkę na 11 metr, gdzie czekał osamotniony Krzysztof Mączyński. Niestety, jego strzał w fantastyczny sposób obronił Loska, chociaż trzeba uczciwie przyznać, że nasz kapitan mógł uderzyć nieco lepiej, poza zasięgiem przeciwnika.
Jak widzimy, sytuacje można było kreować we właściwie każdy możliwy sposób. Atak pozycyjny, wysoki pressing, szybkie przejścia z defensywy do ofensywy, dośrodkowania - możliwości było tyle, ile pomysłów. Bruk-Bet dało się również ugryźć strzałami z dystansu, co potwierdził w piękny sposób Adrian Łyszczarz. Na poniższej grafice widzimy moment, w którym młody pomocnik uderzał na bramkę Loski. Stojąc na linii pola karnego ma sporo miejsca na podjęcie decyzji. W promieniu 2-3 metrów nie ma żadnego przeciwnika, co daje wystarczająco dużo czasu na spokojne przymierzenie prosto w róg.
ANALIZA UPADKU
Łatwość, z jaką Śląsk mógł dochodzić do kolejnych sytuacji, tylko potwierdza, że w Niecieczy moglibyśmy oglądać podobne starcie do tego w Krakowie. Moglibyśmy, gdyby nie fatalna postawa w defensywie. Jak wrocławianie tracili gole? Na poniższej grafice widzimy początkową fazę akcji, po której Bruk-Bet pierwszy raz trafił do siatki. Szczególną uwagę należy zwrócić na Krzysztofa Mączyńskiego oraz stojącego przy nim Samuela Stefanika. Moment, w którym nastąpiło wycofanie piłki, był jednocześnie momentem, w którym Słowak całkowicie zniknął z radaru naszemu kapitanowi i jego kolegom z drużyny.
Mączyński oraz Schwarz ruszają do zawodnika z piłką przy nodze, podczas gdy Stefanik (numer 8) pozostaje w okolicy pola karnego.
Piłka zostaje zagrana do lewej strony. Stefanik w dalszym ciągu biega samotnie w polu karnym Śląska. Od momentu, w którym Mączyński go zostawił, aby ruszyć do innego zawodnika, żaden z wrocławian nie przejął krycia.
Na koniec widzimy stopklatkę przed tragedią. Stefanik oddaje strzał, znajdując się na jedenastym metrze bez jakiejkolwiek asysty obrońców. Bardzo dużo miejsca i czasu w połączeniu z niewielkim dystansem do bramki to idealny przepis na strzelenie gola, co też udaje się Słowakowi.
O ile przy pierwszym golu zawiodła zwyczajnie komunikacja, to drugie trafienie dla Bruk-Betu jest dla mnie niewytłumaczalne. Na poniższej grafice widzimy moment, w którym Exposito traci piłkę w środku pola. Strata napastnika 40 metrów od bramki przeciwnika nie brzmi tak, jakby miała z tego wyniknąć bramkowa kontra, prawda? Otóż nie tym razem. Uwagę należy zwrócić przede wszystkim na ustawienie tercetu środkowych obrońców. Szymon Lewkot i Diogo Verdasca są ustawieni bardzo wysoko, niemal dublując pozycje wahadłowych, podczas gdy Wojciech Golla również stoi głęboko na połowie rywala, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że za jego plecy wbiega zawodnik. Sytuacja jest trochę abstrakcyjna - dwóch środkowych obrońców podłącza się do akcji w tym samym momencie, a jakby tego było mało, to zupełnie nikt ich nie asekuruje.
Kolejny gol wynika z okropnego błędu indywidualnego. Golla próbuje wyprowadzić piłkę z obrony, lecz robi to w sposób nieco nieudolny. Nie jest atakowany przez żadnego z rywali, ma bardzo dużo miejsca i jeszcze więcej czasu, lecz decyduje się na podanie przez drugą linię, co kończy się przechwytem. Chwilę później jego błąd stara się naprawić Lewkot, opuszczając swoją pozycję. W obronie powstaje dziura, co dobrze wykorzystali przeciwnicy i po szybkiej klepce trzeci raz trafili do siatki.
Decydujący gol dla Bruk-Betu to kolejna seria nieporozumień. Na poniższej grafice widzimy moment, w którym piłka zostaje dośrodkowana w pole karne wrocławian. Victor Garcia widzi, że jeden z rywali znajduje się na pozycji spalonej. Prawdziwe zagrożenie nadciąga jednak zza pola karnego, skąd nabiega Mateusz Grzybek. Odpowiedzialny za niego Verdasca zupełnie nie zwraca uwagi na przeciwnika i idzie pewnym krokiem przed siebie, jakby nagle wszelkie troski przestały go dotyczyć. Garcia przepuszcza piłkę, co jest pierwszym błędem w tej sytuacji. Drugim, znacznie poważniejszym, jest właśnie postawa Portugalczyka. Verdasca pozwolił wbiec za siebie Grzybkowi, umożliwiając mu tym samym strzał, który skończył się ostatnim w tym meczu golem.
POTRZEBNE SĄ ZMIANY
Występ naszego defensywnego tercetu w meczu z Bruk-Betem wołał o pomstę do nieba. Gospodarze sobotniego starcia nie należeli do drużyn poza zasięgiem Śląska. Wręcz przeciwnie, powyższa analiza pokazuje, że wrocławianie powinni mieć tak właściwie ten mecz pod całkowitą kontrolą, a ze straconych goli trudno jest ich rozgrzeszyć. Jedynym golem, za który nie możemy w pełni obarczyć winą kogoś z trójki środkowych obrońców, jest pierwsze trafienie niecieczan. Przy pozostałych bramkach za każdym razem palce maczał ktoś z defensywnego tercetu. A pamiętać należy również o obronionym przez Szromnika rzucie karnym, który wziął się z faulu Lewkota. Przed meczem z Jagiellonią trudno oprzeć się wrażeniu, że w naszej obronie potrzebne są jakieś zmiany. Konrad Poprawa cierpliwie czeka na swoją szansę, może właśnie nadszedł odpowiedni moment na roszady?