Plusy i minusy meczu z Legią
29.05.2023 (16:00) | Mateusz Włosekfot.: Paweł Kot
Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po sobotniej porażce 1:3 z Legią Warszawa, po której wrocławianie i tak utrzymali się w ekstraklasie? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.
Erik Exposito
Hiszpan przy Łazienkowskiej okazał się prawdziwym matadorem w talii Jacka Magiery. Opaska kapitańska na ramieniu dodała mu tak dużo pewności siebie, że nie bał się kompletnie niczego. Chętnie wchodził w pojedynki z obrońcami Legii, tworzył swoim parterom wolne przestrzenie i przede wszystkim schodził po piłkę do rozegrania. Jakby tego było mało, przerwał także swoją strzelecką posuchę, trwającą od marcowego meczu ze Stalą Mielec (1:1). Zrobił to w piękny sposób, dając gościom prowadzenie zaledwie kilka minut od rozpoczęcia spotkania. Hiszpan udowodnił, że wraz z Johnem Yeboahem jest motorem napędowym Śląska w walce o utrzymanie w ekstraklasie. W dwóch poprzednich wygranych meczach zanotował asysty, by w ostatnim starciu sezonu uciszyć Łazienkowską. Kluczowe wydaje się pytanie o przyszłość magicznego duetu we Wrocławiu. Czy staną się ofiarami letniej przebudowy?
Szalona ofensywa
To niewiarygodne, ale podopieczni trenera Magiery w meczu z rywalem, który wcześniej zapewnił już sobie wicemistrzostwo kraju, kompletnie nie pokazywali, że są gorsi. Już od początku widoczne były szturmowe ataki zielono-biało-czerwonych, którzy korzystali na nieporadności rywali w wyprowadzeniu piłki. Następowała szybka reakcja w postaci przejęcia i momentalnego kontrataku. Śląsk w pierwszej połowie powinien wypracować sobie przynajmniej dwubramkową przewagę, ale tym razem zabrakło wyrachowania i skuteczności najlepszego strzelca drużyny – Yeboaha. Choć w drugiej połowie brakowało efektywności pod bramką rywala (strzał z daleka Patricka Olsena), tak aż osiem celnych strzałów wrocławian pokazało, jak dużo dała praca trenera Magiery, który znalazł klucz do Nahuela Leivy i potrafił zestawić go ze wspomnianym wcześniej duetem.
Dekoncentracja
Tak jak szybko goście potrafili wypracować sobie w stolicy przewagę, tak też szybko się z nią pożegnali. Rozprężenie, które zagościło w zespole Jacka Magiery po zdobyciu bramki, mogło skończyć się źle przy jednocześnie lepszej postawie Wisły Płock przy Kałuży. Gracze w zielonych koszulkach stopniowo pozwalali rywalom na więcej przed własnym polem karnym, czego najlepszym efektem była bramka kontaktowa Rafała Augustyniaka, przed którym rozpościerały się hektary przestrzeni. Swój udział miał tam także Diogo Verdasca, od którego piłka pechowo odbiła się rykoszetem. Kolejny cios nadszedł po niemal siedmiu minutach, kiedy złe ustawienie obrońców wykorzystał Maciej Rosołek. Po przerwie goście byli jeszcze bardziej rozkojarzeni. Ledwo pojawili się ponownie na murawie, a już dublet skompletował po rzucie rożnym Augustyniak. Takie momenty dekoncentracji zdarzały się we wcześniejszych spotkaniach, np. pod koniec meczu z Lechem Poznań (1:2) oraz w Łodzi (0:1), kiedy to w samej końcówce zespół prowadzony jeszcze przez Ivana Djurdjevicia, stracił bramkę. Na szczęście, nieocenionym skarbem okazały się dwa poprzednie zwycięstwa: nad Wisłą (3:1) i Miedzią (4:2).
PODCAST: Ekstraklasa uratowana!
Kolejny rok w ekstraklasie
Wydawało się, że Jacek Magiera po ponownym przejęciu sterów Śląska, stawia się przed „mission impossible”. Im jednak poważniejsze zadanie, tym jak widać, poważniejszego fachowca trzeba było. Trener, którego formuła na wrocławski zespół wyczerpała się w marcu zeszłego roku, potrafił tchnąć w drużynę ducha zwycięstwa, który przezwyciężył personalne problemy i wszelkiego rodzaju przeszkody, jakie pojawiały się na drodze. Tym samym najpoważniejszy w ostatnich latach alarm dotyczący spadku Śląska, został w ostatniej chwili odwołany, chociaż WKS zagrał przynajmniej trzy mecze o wszystko. Kluczowa okazała się batalia z Wisłą Płock, po której przydarzył się spacerek z dołującym beniaminkiem. Wrocławianie utrzymali się pomimo przegranej w stolicy, co tylko uzmysławia, jak mało brakowało (konkretnie punkt), do tego, by o ekstraklasie nie było w przyszłym sezonie mowy. Za rok może nie być kolejnej Wisły…