Plusy i minusy meczu z Rakowem

12.03.2023 (19:10) | Mateusz Włosek
uploads/images/2023/3/KoPa_RakCzeSlaWro_10032023_-41_640c6e6ff1315_640dce1b5444c.jpg

fot.: Paweł Kot

Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po piątkowej porażce 1:4 (0:1) z Rakowem Częstochowa? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.



 

 

Rafał Leszczyński

Po raz kolejny to bramkarz WKS-u musiał w początkowej fazie tego meczu ratować skórę reszcie zespołu, gdy Raków od pierwszego gwizdka sędziego ruszył do jak najszybszego dostania się do skarbca Śląska. Leszczyński najpierw zaliczył kilka łatwych interwencji na rozgrzewkę, a później już pokazywał umiejętności, które niejednokrotnie robiły z niego prawdziwego kota wrocławskiej bramki. Gospodarze mogli prowadzić już chwilę przed upływem kwadransa, ale popularny „Leszczu” w świetny sposób skrócił kąt Bartoszowi Nowakowi i stworzył prawdziwą ścianę, przez którą nie mogła przedrzeć się piłka. Już kilka minut później szansę na otwarcie wyniku miał Vladislavs Gutkovskis, ale jego strzał głową także sparował golkiper Śląska. Niestety, przy akcjach bramkowych częstochowian nie miał on praktycznie żadnych szans, bo były to akcje zagrane idealnie w tempo i wykończone z dużą precyzją. Leszczyński od kilku kolejek jest pewnym punktem pierwszej drużyny WKS-u w przeciwieństwie do Michała Szromnika, który w sobotnie popołudnie został zaktywizowany jako bramkarz rezerw Śląska w przegranym 2:3 meczu z Garbarnią Kraków. Już w najbliższym tygodniu na naszej stronie ukaże się wywiad z 30-letnim golkiperem, także radzimy być czujni.

John Yeboah

Drobne urazy nie ominęły także największej gwiazdy Śląska, która zaświecić nad Częstochową mogła tylko przez ostatnich trzydzieści minut. To, co zrobił jednak w tym czasie niemiecki skrzydłowy, w pełni oddaje jego nieziemską formę i potwierdza tytuł najlepszego piłkarza ekstraklasy w lutym. Yeboah zdobył jedyną tego wieczoru bramkę dla Śląska, a sposób, w jaki zaprosił na karuzelę Frana Tudora, na długo zostanie zapamiętany zarówno przez Chorwata, jak i przez fanów Śląska. 22-latek po raz kolejny udowadnia, że bez niego ofensywa wrocławskiego zespołu nie istnieje. Na wiosnę strzelił on już pięć goli, a dzięki piątkowemu skalpowi wskoczył na miejsce najskuteczniejszego zawodnika Śląska w tym sezonie, wyprzedzając Erika Exposito. Wielką ciekawość w obserwatorach wrocławskiego środowiska wzbudzałoby zapewne upchnięcie Yeboaha i Exposito wraz z Dennisem Jastrzembskim w podstawowym składzie, ale forma tego ostatniego nie daje nadziei, że byłby to wariant skuteczny. Cieszmy oko tym bardziej przebojowym Niemcem. Póki jeszcze jest na to czas…

Debiuty młodych

Patrząc na wyjściowy skład WKS-u opublikowany tradycyjnie półtora godziny przed rozpoczęciem spotkania, można było złapać się za głowę i stwierdzić, że trener Ivan Djurdjević zwariował lub prowadzi jakiś eksperyment. Nic bardziej mylnego – oprócz wykartkowanych Konrada Poprawy i Patricka Olsena wielu zawodników (m.in. Karol Borys i Adrian Bukowski) zmagało się z problemami zdrowotnymi, co widzieliśmy także po wpuszczeniu z ławki Johna Yeboaha. W takiej sytuacji presja spoczęła na młodych zawodnikach, a szczególnie Mateuszu Stawnym, który w Częstochowie debiutował w ekstraklasie na pozycji lidera defensywy. Urodzony w 2003 roku zawodnik imponował pewnością siebie i brakiem skrupułów w działaniach defensywnych. Boleśnie przekonał się o tym Gutkovskis, który został powstrzymany przez młodzieżowca twardym wejściem „ramię w ramię” w pierwszej połowie, gdy gracze Rakowa sygnalizowali faul. Oczywiście, młodzian popełnił kilka błędów w ustawieniu, ale nie można odmówić mu waleczności i dobrej gry w kontakcie z przeciwnikiem. Podobnie jak Łukaszowi Gerstensteinowi, który pojawił się na murawie pod koniec spotkania, by rozruszać nieco prawe wahadło Śląska. „Gery” próbował dwukrotnie dogrywać piłkę z bocznego sektora, a szczególnie zostanie zapamiętany z utrzymania jej w boisku, gdy wydawało się, że ta zaraz je opuści. Jego dynamika i przebojowość z pewnością mogą dodać wrocławianom więcej polotu.

Adrian Łyszczarz

Środek pola Śląska pod nieobecność Olsena i Bukowskiego został oparty o Michała Rzuchowskiego, Nahuela Leivę i Adriana Łyszczarza. Dawny super – rezerwowy w szeregach wrocławian pojawił się w ekstraklasie po raz pierwszy od rozpoczynającego listopad meczu z Miedzią Legnica (0:1). Po jego występie w Częstochowie chyba nikt nie miał złudzeń, dlaczego Łyszczarz w pierwszym składzie nie występuje. Ba, rzadko podnosi się nawet z ławki, a ostatnio miało to miejsce w pucharowym meczu z KKS-em Kalisz (0:3). Środek pola Śląska pod Jasną Górą został całkowicie zdominowany przez rywala, a granie w tej strefie praktycznie nie istniało, pomijając schodzenie niżej do rozegrania Nahuela, który jednak posyłał niedokładne piłki. Łyszczarz nie wyróżniał się niczym, grał mało do przodu i bał się ryzykować. Przy tym stoczył tylko dwa pojedynki z przeciwnikami, co świadczy o tym, jak mało angażował się w grę. Nietrudno było się oprzeć wrażeniu, że gdyby nie plaga kontuzji i wykluczeń, 23-latek nie powąchałby murawy na stadionie Rakowa. Z resztą, trener Ivan Djurdjević na jednej z konferencji prasowych między słowami sugerował pomocnikowi, że być może lepsza byłaby dla niego zmiana otoczenia. Na takie rozwiązanie zdecydował się tylko Sebestian Bergier, będący w podobnym położeniu. Czy jest jeszcze miejsce dla tak przeciętnego Łyszczarza w Śląsku?

Liczba straconych goli

Raków mógł ten mecz zakończyć z jeszcze większym dorobkiem bramkowym, ale przeszkodziły mu w tym spalone, sygnalizowane przez czujnego na linii Tomasza Listkiewicza. Mimo wszystko, patrząc na formę Rakowa na wiosnę, tak duży rozmiar porażki budzi pewnego rodzaju niepokój. Podopieczni Marka Papszuna najpierw męczyli się z Wartą Poznań (1:1), a do remisu doprowadził dopiero Stratos Svarnas. Inny obrońca ratował częstochowian w starciu z Jagiellonią. Wtedy jednak udało się odwrócić losy meczu, a gola na wagę zwycięstwa strzelił na kwadrans przed końcem Tomas Petrasek. Podobnie było z Piastem, kiedy udało się wygrać tylko dzięki trafieniu samobójczemu Jakuba Czerwińskiego. Rozbicie Śląska było więc pierwszą tak poważną demonstracją siły Medalików w rundzie wiosennej i zupełnie nie dziwi to przy dyspozycji i brakach kadrowych wrocławian. Tym bardziej szkoda aż tak dużej straty, gdy spojrzy się na pierwszą połowę, która skończyła się wynikiem 1:0 dla gospodarzy, a Śląsk mimo kilku wpadek nieźle radził sobie w defensywie. W drugiej części gry goście już posypali się całkowicie, a efektem tego były szybkie trzy trafienia w ciągu niespełna piętnastu minut.

Powtórka z rundy jesiennej

Raków nie pozostawił Śląskowi w piątek żadnych złudzeń, wygrywając w takim samym rozmiarze, jak w rundzie jesiennej, kiedy na wrocławskim stadionie światło zgasił po pięknej akcji na 4:1 Mateusz Wdowiak. Co ciekawe, w sierpniowe popołudnie w stolicy Dolnego Śląska do przerwy też było 1:0, kiedy na listę strzelców wpisał się były piłkarz Śląska – Fabian Piasecki, który obecnie jest kontuzjowany. Później maszyna trenera Papszuna ruszyła na dobre, a nie powstrzymał jej nawet gol kontaktowy Exposito z rzutu karnego. Śląsk grając w ekstraklasie nie wygrał jeszcze ani jednego meczu w Częstochowie i seria ta została brutalnie podtrzymana. Wizerunek tej wysokiej wygranej Rakowa uzmysławia, że przy takim rozwoju częstochowian i jednoczesnym zjeździe wrocławian różnica będzie się tylko pogłębiać.

ZOBACZ też: Głosy z sieci: ''Śląsk potwierdził swoje przeciętniactwo''

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.