Plusy i minusy meczu z Radomiakiem
01.05.2023 (16:00) | Marcin Sapuń
fot.: Paweł Kot
Chyba gorzej nie mogła się zacząć majówka dla kibiców Śląska. Wrocławianie ulegli przed własną publicznością Radomiakowi Radom 0:1. Sytuacja Trójkolorowych wciąż jest bardzo zła. Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po niedzielnym spotkaniu?
Ponad dziesięć tysięcy wrocławskich gardeł
Każdy kibic WKS-u dobrze wiedział jak ważne będzie niedzielne spotkanie z Radomiakiem. Mówił o tym również trener Jacek Magiera, który jeszcze na pomeczowej konferencji w Zabrzu zachęcał do przyjścia na Stadion Wrocław w niedzielne popołudnie. W tygodniu fani Śląska zorganizowali akcję polegającą na publikacji krótkich filmików z udziałem byłych piłkarzy Trójkolorowych (m.in. Sebastiana Mili, Łukasza Gikiewicza), którzy zapraszali niezdecydowanych do wspólnego kibicowania w meczu z Radomiakiem. Ostatecznie na wrocławskim obiekcie zameldowało się 10 478 kibiców, co jest najlepszym wynikiem od 26 lutego (wtedy spotkanie z Lechem Poznań oglądało 13 922 widzów).
Jeden Yeboah to za mało
Chyba jedynym piłkarzem, którego można pochwalić jest John Yeboah. U niemieckiego skrzydłowego bez problemu można było zauważyć zaangażowanie od pierwszej do ostatniej minuty, nie mówiąc już o umiejętnościach, które pokazuje kibicom od pierwszego występu w ekstraklasie. Ze wszystkich piłkarzy WKS-u, to Yeboah stoczył najwięcej pojedynków (16), a po nieudanych akcjach ofensywnych widać było wprost jego zdenerwowanie, ale też pewną bezradność, którą prezentuje zespół w ostatnich meczach. Pomimo kolejnego meczu bez strzelonego gola, warto docenić wkład Johna, któremu nie można odebrać starań. To właśnie jego w ostatnim czasie kibice coraz częściej wymieniają jako przykład zawodnika, któremu jeszcze chce się grać w piłkę w Śląsku.
Kolejny mecz bez strzelonego gola
Nie licząc gola z Wartą Poznań (samobójcze trafienie Ivanova), piłkarz Śląska Wrocław czeka na trafienie w lidze od 533 minut. W spotkaniu z Radomiakiem Radom trener Jacek Magiera zdecydował się na grę fałszywym napastnikiem, a dopiero w drugiej połowie wprowadził Dawida Bałdygę, który na co dzień występuje w drugoligowych rezerwach. Po ósmym meczu bez wygranej można wprost powiedzieć, że wrocławska ofensywna po prostu kuleje. W pierwszej połowie Śląsk nie oddał ani jednego celnego strzału, a najgroźniejszą akcją w całym meczu było uderzenie Adriana Łyszczarza z rzutu wolnego, które obronił Gabriel Kobylak.
Bezradność zespołu i kiepskie widowisko
Jak na mecz o więcej niż trzy punkty, piłkarze Śląska Wrocław zafundowali swoim kibicom wręcz nijakie widowisko, godne meczu w niedzielę o 12:30. Trójkolorowi przespali pierwszą część spotkania, a efektem była bramka dla zespołu z Radomia w 9. minucie. Po zmianie stron Wojskowi ruszyli do ataku, częściej utrzymywali się przy piłce i próbowali konstruować akcje, ale piłka bardzo rzadko docierała do któregokolwiek z adresatów. Brakowało przede wszystkim prób z dystansu. Z perspektywy trybun mogło się wydawać, że Śląsk chce umieścić piłkę w siatce z jak najmniejszej odległości. Wyszedł tu między innymi brak Erika Exposito, który wciąż ma dobrą lewą nogę i potrafi uderzyć precyzyjnie zza pola karnego. W całym meczu oglądaliśmy zaledwie trzy celne strzały, a najlepszym podsumowaniem niedzielnego meczu niech będzie strzał Nahuela z rzutu wolnego w ostatniej minucie...
Piąty kapitan w tym sezonie
Pod nieobecność Patricka Olsena, Erika Exposito, Petra Schwarza i Michała Szromnika (on na ławce), kapitanem w meczu z Radomiakiem został Konrad Poprawa. Na piątkowej konferencji prasowej trener Magiera wspominał, że chce, by to Polak wyprowadził drużynę w tak ważnym spotkaniu. Padło na 24-latka, który ze Śląskiem związany jest od 2016 roku. Tym samym Poprawa został piątym kapitanem, który dzierżył opaskę w trwających rozgrywkach. Jak wypadł w niedzielę? Na pewno przy akcji bramkowej nie zdążył upilnować Rochy, który dał prowadzenie i ostatecznie wygraną gościom. Poza tym nie popełnił większych błędów, ale w drugiej połowie doznał kontuzji i po ponad godzinie gry musiał opuścić boisko.