Skarcili Śląsk w nowych barwach. Które gole zapamiętamy?

16.03.2023 (06:00) | Marcin Sapuń
uploads/images/2023/3/marco_6410808286a47.jpg

fot.: Karol Korczyński

Każdy stracony gol ma gorzki smak, ale kiedy strzela go były zawodnik danego klubu, wewnętrzny ból jest podwójny. W ostatnich sezonach kilkukrotnie doświadczaliśmy takich sytuacji. Które bramki zapadły nam w pamięci? 



 

SEBASTIAN DUDEK (WIDZEW - ŚLĄSK 2:1, SEZON 2012/13)

Niewątpliwie każdy kibic WKS-u zapamięta do końca życia Sebastiana Dudka jako piłkarza strzelającego przepięknego gola na 2:3 w wyjazdowym meczu drugiej rundy eliminacji Ligi Europy z Dundee United, który dał wrocławianom awans do kolejnego etapu europejskich pucharów. Urodzony w Żarach zawodnik odszedł ze Śląska po sezonie mistrzowskim (2011/12) i podpisał kontrakt z innym ekstraklasowym klubem, Widzewem Łódź. Dudek dość szybko otrzymał możliwość gry przeciwko swojej byłej drużynie, bowiem RTS i WKS spotkały się już w 1. kolejce nowego sezonu. 

18 sierpnia 2012 roku na stadion beniaminka przyjechał Mistrz Polski, a do przerwy utrzymywał się bezbramkowy remis pomimo kilku dogodnych sytuacji z obu stron. Po zmianie stron strzelanie rozpoczęli gospodarze, a dokładnie Sebastian Dudek. Pomocnik otrzymał piłkę od Jakuba Bartkowskiego, z łatwością minął Przemysława Kaźmierczaka i strzałem po ziemi pokonał Mariana Kelemena, który jeszcze musnął futbolówkę, ale ta precyzyjnie wpadła tuż przy słupku. W 74. minucie drugiego gola dołożył późniejszy gracz Trójkolorowych, Łukasz Broź, a Śląsk było stać jedynie na bramkę kontaktową autorstwa Kaźmierczaka. Tym samym wrocławianie przegrali swój pierwszy mecz w sezonie, ale po trzydziestu kolejkach to Wojskowi świętowali brązowy medal, a łodzianie zakończyli rozgrywki na 13. miejscu. 

PIOTR ĆWIELONG (ŚLĄSK - RUCH 1:2, SEZON 2016/17) 

Piotr Ćwielong zdobył ze Śląskiem komplet medali mistrzostw Polski i do kolekcji dołożył jeszcze Superpuchar Polski. Po zakończonym sezonie 2012/13 postanowił kontynuować swoją karierę za zachodnią granicą. Urodzony w 1986 roku piłkarz dołączył do VfL Bohum, gdzie spędził trzy lata. W 2016 roku wrócił do Polski i został ogłoszony nowym zawodnikiem Ruchu Chorzów, w którym występował już w latach 2004-2008. 

W sezonie 2016/17 wrocławianie mieli duży problem z wygrywaniem meczów przed własną publicznością. W rundzie jesiennej zaledwie raz kibice mogli świętować na wrocławskim obiekcie zdobycie trzech punktów (2:1 z Zagłębiem Lubin w 15. kolejce). Zanim do tego doszło, do miasta stu mostów przyjechał Ruch Chorzów, a w podstawowym składzie Niebieskich mogliśmy odnaleźć dwóch byłych graczy Wojskowych (Marcina Kowalczyka i Piotra Ćwielonga). I to właśnie ten drugi został bohaterem wrześniowego wieczoru. Skrzydłowy ustrzelił dublet przeciwko Śląskowi. W 37. minucie przelobował wychodzącego Mariusza Pawełka, a w 52. minucie strzałem po ziemi pokonał niezbyt dobrze ustawionego golkipera WKS-u. Trójkolorowych stać było tylko na jednego gola autorstwa Morioki i podopiecznym Waldemara Fornalika udało się wywieźć komplet punktów ze stolicy Dolnego Śląska. 

KAMIL BILIŃSKI (WISŁA PŁOCK - ŚLĄSK 4:1, SEZON 2017/18)

Sezon 2016/17 był całkiem przyzwoity w wykonaniu Kamila Bilińskiego. W barwach Śląska strzelił jedenaście goli i zanotował sześć asyst w 32 meczach, ale tak naprawdę odpalił dopiero pod koniec sezonu. W czerwcu napastnik pożegnał się z WKS-em, bowiem nie przystał na warunki nowego kontraktu, który zawierał niższe zarobki (z  10 tysięcy euro na 7 tysięcy). 

Wychowanek KS Brochów nie musiał zbyt długo czekać na nowego pracodawcę. Biliński związał się rocznym kontraktem z Wisłą Płock, z którą później nie przedłużył umowy. W początkowej fazie sezonu 35-latek rozpoczynał spotkania w wyjściowym składzie, ale po sześciu kolejkach usiadł na ławce rezerwowych na pięć meczów. Do podstawowej jedenastki wrócił na mecz ze swoim byłym klubem, Śląskiem Wrocław. Z perspektywy kibica Nafciarzy, wystawienie Bilińskiego od pierwszej minuty było strzałem w dziesiątkę, bowiem grający z numerem "19" zawodnik, ustrzelił dublet. W 22. minucie wybiegł zza pleców Piota Celebana i dostawił tylko stopę do lecącej piłki od Konrada Michalaka. Za to w 76. minucie wykorzystał na raty rzut karny po faulu Vacka na Stilicu. Wisła Płock rozbiła wrocławian aż 4:1 i przeskoczyła w tabeli klub z Dolnego Śląska. 

BRACIA PAIXAO (LECHIA - ŚLĄSK 3:1, SEZON 2017/18)

Zostajemy jeszcze w jubileuszowym sezonie 2017/18, który Śląsk rozpoczął od dwóch porażek z Arką i Zagłębiem, by później wygrać u siebie z Legią i Lechem i wskoczyć na piąte miejsce w tabeli. Jednak o dobrej, a przede wszystkim efektywnej grze dość szybko zapomnieliśmy, a w kolejnych dziesięciu spotkaniach wrocławianie wygrali tylko dwa razy. W grudniu WKS zawitał do Gdańska na mecz z Lechią, nad którą miał trzy punkty przewagi. 

W piątkowy wieczór na boisku rządzili tylko gospodarze, a dokładnie dwóch braci bliźniaków, który zapewnili biało-zielonym trzy punkty. Strzelanie na Pomorzu rozpoczął Marco Paixao, który w 40. minucie popisał się skuteczną główką po centrze z rzutu wolnego Sławomira Peszki. Po wznowieniu gry gdańszczanie dość szybko podwyższyli prowadzenie, a na listę strzelców wpisał się tym razem Flavio, wykorzystując rzut karny podyktowany za zagranie ręką Celebana. Na dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry wrocławian dobił ponownie Marco, wykorzystując podanie od swojego brata. Śląsk było stać tylko na bramkę honorową w 82. minucie. Lechia wygrała 3:1 i zepchnęła WKS w tabeli na dziesiątą pozycję. 

MARCIN ROBAK (WIDZEW - ŚLĄSK 2:0, SEZON 2019/20) 

Ostatnim napastnikiem WKS-u, dającym gwarancję co najmniej dziesięciu goli w każdym sezonie był Marcin Robak. Dziesięciokrotny reprezentant Polski zdobył 37 bramek w 71 spotkaniach, a w sezonie 2018/19 był nawet kapitanem Wojskowych. Kończący się w czerwcu 2019 roku kontrakt nie został przedłużony, a Robak postanowił wrócić na stare śmieci, gdzie rozegrał najwięcej meczów w karierze, do drugoligowego Widzewa Łódź. 

Pomimo różnicy dwóch klas rozgrywkowych, oba kluby (Śląsk i Widzew) spotkały się w 1/32 finału Pucharu Polski. W roli faworyta stawiani byli goście z Wrocławia, ale przez bardzo długi czas utrzymywał się wynik 0:0. Dopiero w 85. minucie RTS przeprowadził zabójczą akcję. Na bramkę Daniela Kajzera uderzył Konrad Gutowski, a po drodze piłka odbiła się jeszcze od biodra Robaka i wpadła do siatki. Było 1:0 dla gospodarzy, a w doliczonym czasie gry drugiego gola z rzutu karnego dołożył ponownie Robak (wywalczył również jedenastkę), celebrując zwycięstwo i wyeliminowanie Wojskowych z rozgrywek. 

FABIAN PIASECKI (ŚLĄSK 1:4 RAKÓW, SEZON 2022/23) 

Końcówka poprzedniego sezonu w wykonaniu Fabiana Piaseckiego nie należała do zbytnio udanych. Wrocławianin wiosną zdobył dwie bramki, ale w przedostatniej kolejce przeciwko Stali Mielec (w której spędził jesień na wypożyczeniu) sprokurował rzut wolny w ostatniej minucie, po którym biało-niebiescy wyrównali, a Śląsk bezpośrednio po meczu nie był jeszcze pewny utrzymania w ekstraklasie. Nie przeszło to uwadze kibiców, którzy w ostatniej kolejce skandowali z trybuny B niecenzuralne przyśpiewki w kierunku 27-latka. 

Po sezonie Piasecki został sprzedany do Rakowa Częstochowa za kwotę 200 tysięcy euro. Pod koniec sierpnia do Wrocławia zawitali wicemistrzowie Polski z Piaseckim w pierwszym składzie. Od pierwszej minuty po ekipie Marka Papszuna nie było widać zmęczenia po dwugodzinnej batalii ze Slavią Praga kilka dni wcześniej. W 14. minucie Raków wykorzystał dziurę na lewej stronie defensywy i o ile ze strzałem Vladyslava Kochergina poradził sobie Michał Szromnik, tak przy dobitce Piaseckiego był bez szans. Tym samym napastnik dość szybko skarcił swój były klub, a Medaliki wygrały ze Śląskiem aż 4:1. 

ZOBACZ też: Leszczyński: Będziemy walczyć o każdą pozycję wyżej (WYWIAD)