Niestabilność drużyny rezerw

25.09.2022 (06:00) | Jakub Luberda
uploads/images/2022/9/rezerwy_6322147e4423e.jpg

fot.: Rafał Sawicki

Wyjazdowa porażka w Jastrzębiu-Zdrój była drugim meczem z rzędu, w którym wrocławskie rezerwy przegrały 0:1. Z jednej strony same wyniki świadczą o tym, że były to spotkania wyrównane, lecz z drugiej, w oczy rzuca się fakt, iż w obu przypadkach Śląsk nie zdobył nawet gola. Zapraszamy na tekst w ramach #EchaMeczu.



 

Trzy zwycięstwa, cztery remisy i pięć porażek. Tak prezentuje się dotychczasowy bilans Śląsk II Wrocław w drugoligowych rozgrywkach. Od początku sezonu o rezerwach wiemy mniej więcej tyle, że nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. W pierwszych paru kolejkach w meczach WKS-u padały wręcz hokejowe wyniki, podczas gdy trzy ostatnie mecze dają nam łącznie zaledwie trzy gole. Gdy po przeciętnym starcie rozgrywek wydawało nam się, że wrocławianie odzyskują stabilizację, przyszedł bardzo bolesny pojedynek w Kaliszu, który Śląsk przegrał 0:3. Od razu po nim potrafił jednak się podnieść i zwyciężyć w Pogonią Siedlce, by w dwóch kolejnych spotkaniach nie tylko nie strzelić nawet gola, ale też stwarzać wyjątkowo niewiele zagrożenia pod bramką rywali. Niestabilność i nieprzewidywalność rezerw jest bez wątpienia faktem, ale co może wpływać na taki stan rzeczy?

TRUDNA ROLA DRUGIEGO ZESPOŁU

Jeśli przeanalizujemy dotychczasowe dwanaście spotkań z udziałem rezerw, to w oczy rzuci nam się pewien problem, który całkowicie uniemożliwia myślenie o stabilizacji. Wrocławianie w bieżącym sezonie we wszystkich meczach wychodzili w innym zestawieniu personalnym. Jak dobrze wiemy, do drugiej drużyny WKS-u dosyć często “spadają” zawodnicy z pierwszego zespołu, przez co trener Krzysztof Wołczek musi cały czas rotować składem, umieszczając tam piłkarzy, którzy na co dzień nie trenują pod okiem sztabu szkoleniowego rezerw. Oczywiście, niejako po to ta drużyna istnieje, ma ona być przede wszystkim wsparciem dla ekstraklasowego Śląska, lecz stanowi to jednocześnie dużą przeszkodę dla szkoleniowca. Zawodnicy udostępnieni drugiemu zespołowi wcale nie oznaczają też z marszu podniesienia jakości samego składu. Przyjrzyjmy się statystykom “spadkowiczów” od Ivana Djurdjevicia. Pod uwagę bierzemy tych piłkarzy, którzy trenują z pierwszą drużyną, pojawią się w kadrze meczowej na mecze ekstraklasy, a także w nich grają.

  • Piotr Samiec-Talar - 3 spotkania, 223 minuty, 0 goli, 0 asyst
  • Adrian Bukowski - 6 spotkań, 458 minut, 1 gol, 1 asysta
  • Rafał Leszczyński - 1 spotkanie, 90 minut, 1 stracony gol
  • Łukasz Bejger - 4 spotkania, 328 minut, 4 stracone gole
  • Javier Hyjek - 3 spotkania, 270 minut, 0 goli, 0 asyst
  • Karol Borys - 3 spotkania, 139 minut, 0 goli, 0 asyst
  • Adrian Łyszczarz - 2 spotkania, 118 minut, 0 goli, 0 asyst
  • Sebastian Bergier - 3 spotkania, 270 minut, 2 gole, 0 asyst

Jak widać, obecność zawodników, którzy w teorii powinni grać na poziomie wyższym niż II liga, wcale nie przekłada się na statystyki. Poza Sebastianem Bergier oraz Adrianem Bukowskim nikt nie przyczynił się bezpośrednio do strzelenia gola. Niemoc w ofensywie dziwi tym bardziej, że przecież część z wymienionych piłkarzy w minionych sezonach błyszczała na tle drugoligowych rywali, co potwierdzały właśnie notowane przez nich liczby. 

ABSENCJA LIDERA

Kolejnym problemem trenera Wołczka jest bez wątpienia kontuzja Szymona Krocza, który w pierwszych kolejkach był niekwestionowanym liderem w ofensywie WKS-u. Napastnik w siedmiu rozegranych meczach trafiał do siatki czterokrotnie, co czyni go najlepszym strzelcem rezerw w bieżącym sezonie, a do trafień dołożył również jedną asystę. W spotkaniu z Motorem Lublin Krocz zszedł z murawy w 58 minucie spotkania i był to ostatni raz, kiedy widzieliśmy go na boisku. W czterech ostatnich kolejkach napastnika nie widzieliśmy nawet w kadrze WKS-u, co znalazło swoje odzwierciedlenie w wynikach. Trzy porażki, jedno zwycięstwo, pięć straconych goli i zaledwie jedna zdobyta bramka pokazują nam, ile rezerwy tracą na absencji Krocza.

NADZIEJA W MŁODOŚCI

Mimo licznych problemów rezerw, w zespole trenera Wołczka wciąż znajdują się zawodnicy, którzy nie boją się brać odpowiedzialności na swoje barki. Bieżący sezon wykreował nam już kilku nieoczywistych bohaterów, którzy w związku z gorszą dyspozycją bardziej doświadczonych kolegów, wychodzą na pierwszy plan. Mowa tu przede wszystkim o 19-letnim Michale Szmiglu oraz 18-letnim Miłoszu Kurowskim. Wahadłowy ma na swoim koncie dwa gole i jedną asystę, a ofensywny pomocnik popisać się może również dwoma trafieniami oraz dwoma ostatnimi podaniami. Jeśli to zsumujemy, to okaże się, że duet ten jest odpowiedzialny łącznie za sześć (w meczu z Motorem Szmigiel strzelił po podaniu Kurowskiego, więc naturalnie liczymy to jako jedną bramkę) z piętnastu goli Śląska w sezonie. Czyli dokładnie 40 procent trafień WKS-u. Co ciekawe, w dwóch ostatnich meczach, w których wrocławianie nie strzelili ani jednej bramki, w kadrze zabrakło właśnie Kurowskiego. 

ZACHOWAĆ SPOKÓJ

Dotychczasowe występy Śląska II Wrocław w drugoligowych rozgrywkach nauczyły nas jednego. Mimo niepokojących wyników rezerw w ostatnich meczach, ważne jest, aby zwyczajnie zachować spokój i z podniesioną głową patrzeć na nadchodzące wyzwania. Młodzież ma to do siebie, że bywa chimeryczna, więc trzeba być przygotowanym na to, iż tak młody zespół będzie wpadał w mniejsze lub większe dołki formy. Podopieczni trenera Wołczka już niejednokrotnie udowadniali nam jednak, że warto obdarzyć ich zaufaniem. Oczywiście, porażka z GKS-em Jastrzębie powinna zapalić w naszych głowach pewną lampkę, ale możemy być pewni, że rezerwy nie powiedziały jeszcze swojego ostatniego słowa. Okazja na rehabilitację nadarzy się już w sobotę, kiedy to do Wrocławia przyjedzie Znicz Pruszków. Rywal wymagający, ale jeśli trzeba przełamać złą passę, to najlepiej w meczu z takim przeciwnikiem.

Nowoczesne systemy CRM - doskonały sposób na obsługę klienta

ZOBACZ też: OLDBOJE: Wielki powrót Janusza Kudyby!