Konczkowski znowu w Gliwicach. Pietrowski: Dużo biegał, nie marudził

15.09.2022 (06:00) | Karol Bugajski
uploads/images/2022/1/piast_61eaed37b681d.png

fot.: Paweł Kot

Krótko po przenosinach do Śląska Wrocław, ligowy terminarz zafunduje Martinowi Konczkowskiemu sentymentalny powrót. Obrońca spędził przy Okrzei pięć poprzednich sezonów, a przed piątkowym meczem porozmawialiśmy o nim z Marcinem Pietrowskim.



 

Martin Konczkowski do Gliwic przenosił się jako uznany ligowiec. W latach 2013 – 2017 rozegrał w ekstraklasie grubo ponad sto spotkań w barwach Ruchu Chorzów, a kiedy czternastokrotny mistrz Polski opuścił szeregi elity, postanowił poszukać nowych wyzwań. Jego nowym miejscem gry niezmiennie był Górny Śląsk, pierwsze miesiące po podpisaniu kontraktu z Piastem okazały się jednak całkiem podobne do tych ostatnich w barwach Niebieskich. Drużyna prowadzona przez Dariusza Wdowczyka na pierwsze zwycięstwo w sezonie 2017/2018 musiała poczekać aż do 6. kolejki, a i to nie przyniosło długotrwałej poprawy, co już w połowie września przesądziło o losach szkoleniowca. Konczkowski dopiero co zadomowił się w nowej drużynie, a szatnię już spotykał pierwszy wstrząs, który miał pomóc ratować skomplikowany od początku sezon.

- Martin szybko zaadaptował się w szatni Piasta, jeżeli ktoś jest dobrym zawodnikiem, to nie powinien mieć z tym problemu. Nasza gra wtedy z pewnością nie była aż tak zła, żebyśmy musieli bić się o utrzymanie

- mówi nam Marcin Pietrowski, który do Gliwic trafił latem 2015 roku z Lechii Gdańsk, czyli dwa lata przed transferem Konczkowskiego.

GŁOWA SPOD TOPORA

19 września 2017 przy Okrzei rozpoczęła się era trenera Waldemara Fornalika i kogo jak kogo, ale Konczkowskiego ta informacja musiała szczególnie ucieszyć. W Ruchu to właśnie były selekcjoner reprezentacji Polski prowadził go przez blisko trzy lata, dał zaufanie, dzięki czemu boczny obrońca mógł okrzepnąć w ekstraklasie. Po zmianie na ławce Piasta wyniki nie chciały się jednak poprawić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Forma zespołu ciągle pozostawiała wiele do życzenia, a wiosną stało się jasne, że walka o utrzymanie będzie dramatyczna. Do ostatniej, 37. kolejki gliwiczanie przystępowali w strefie spadkowej, jednak ich rywalem na własnym stadionie był plasujący się na ostatnim bezpiecznym miejscu Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Piast stanął na wysokości zadania i wygrywając 4:0 w ostatniej chwili zabrał głowę spod topora powodując degradację Słoników.

- Wszyscy wiedzieli, że Martin współpracował wcześniej z Waldemarem Fornalikiem w Ruchu Chorzów, więc nieraz podczas treningów mówił nam co i jak, po prostu czego szkoleniowiec może od nas oczekiwać

- opisuje w rozmowie z nami Pietrowski.

JEDYNE W HISTORII

Najważniejszy czas dla Konczkowskiego miał jednak dopiero nadejść, bo Piast do nowych rozgrywek przystąpił odmieniony. Zahartowana niezwykle nerwową walką o utrzymanie drużyna, od początku sezonu 2018/2019 wyglądała, jakby ciągle walczyła o życie i szybko rzuciła wyzwanie faworytom. Po rundzie jesiennej oczy ekspertów w kontekście walki o najważniejsze cele koncentrowały się na Lechii Gdańsk i Legii Warszawa, jednak wiosną to gliwiczanie zaskoczyli wszystkich. Zespół Fornalika rozpędzał się z każdą kolejną serią gier, Konczkowski imponował regularnością asyst, gole strzelali Joel Valencia czy Gerard Badia, a swoją rolę do wykonania miał również przeżywający kolejną młodość bramkarz Jakub Szmatuła. Po imponującej rundzie finałowej (dziewiętnaście zdobytych punktów na dwadzieścia jeden możliwych!), dokładnie w rocznicę ogrania Bruk-Betu, Piast mógł świętować jedyne w historii mistrzostwo Polski.

- Martina pamiętam na pewno z idealnego dośrodkowania, które trafiało prosto na głowę napastnika. Do tego dużo biegał, pomagał na boisku, nie marudził. Wspominam go bardzo pozytywnie – nie dość, że jako bardzo dobrego piłkarza, to jeszcze bardzo dobrego kolegę z szatni

- mówi nam Pietrowski, który jednocześnie zaznacza, że Piast w obu sezonach nie prezentował różnych stylów gry. Jego zdaniem, w tym mistrzowskim zespół charakteryzowała jednak niesamowita skuteczność.

PRZYPOMNIEĆ SIĘ PIASTOWI

Konczkowski latem rozstał się z Piastem po wygaśnięciu kontraktu, a w piątek przyjedzie na Okrzei już jako zawodnik Śląska Wrocław. Po tym jak w pierwszych kolejkach sezonu miał mniej okazji do gry, ostatnie tygodnie są już dla niego bardziej udane – w podstawowym składzie rozpoczynał oba wrześniowe mecze ze Stalą Mielec (0:2) oraz Lechią Gdańsk (2:1). Po wygranej z poprzedniego weekendu mówił dziennikarzom, że przy okazji piątkowego spotkania w Gliwicach z pewnością będzie miło, a jak pokazuje wiele ostatnich ekstraklasowych przykładów, powracający zawodnik lubi przypomnieć się dawnemu pracodawcy bramką. Tych Konczkowski w trakcie swojej przygody w barwach Piasta nazbierał trzy, jednak za każdym razem pokonywał bramkarza rywala w meczu na obcym stadionie. Dawnego kolegę z mistrzowskiego zespołu ciągle doskonale pamięta również Marcin Pietrowski.

- Bezpośredniego kontaktu ostatnio nie mamy, ale jeszcze niedawno, kiedy grałem w Miedzi Legnica, nie było problemu, żeby się spotkać. Gdyby teraz była okazja, żebym mógł podjechać do Wrocławia czy Gliwic, to na pewno z przyjemnością bym to zrobił 

- kończy nasz rozmówca, który z Piasta odszedł po rundzie jesiennej sezonu 2019/2020. Później wiązał się ze wspomnianą Miedzią, a także czwartoligowym Jaguarem Gdańsk.

Początek meczu 10. kolejki ekstraklasy Piast Gliwice - Śląsk Wrocław zaplanowano na piątek o godzinie 18:00.

ZOBACZ też: ''Prawdziwą twarz pokażą po kadrze'' (OPINIA EKSPERTA)

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.