''Przełamanie musi nastąpić w głowach'' (OPINIA EKSPERTA)
24.08.2022 (06:00) | Karol Bugajskifot.: Paweł Kot
W sobotnim meczu 8. kolejki II ligi Śląsk II Wrocław podejmie Motor Lublin. O przełamaniu z minionego weekendu, fatalnym wejściu w sezon i głębokiej wodzie, na którą został rzucony niedoświadczony trener Stanisław Szpyrka, rozmawiamy z Rafałem Szyszką, dziennikarzem FutbolNews.
Motor Lublin na komplet punktów w nowym sezonie czekał najdłużej w II lidze i pierwszy raz wygrał dopiero w miniony weekend ze Stomilem Olsztyn (1:0). Wydaje się, że to był już ostatni dzwonek.
Jak najbardziej, do tej pory wygraną przyniosło jedynie starcie ze Śląskiem II Wrocław w 1/64 finału Pucharu Polski pod koniec lipca (4:2). Gorzej być już chyba nie mogło, przed meczem ze Stomilem atmosfera wokół klubu robiła się naprawdę zła.
Dlaczego tamto pucharowe spotkanie nie odmieniło sytuacji Motoru? Zespół trenera Stanisława Szpyrki pokazał się wtedy z dobrej strony.
Nie odmieniło, bo zawodnicy lublinian mimo całkiem niezłej gry w pierwszych meczach robili bardzo dziwne rzeczy na boisku. Popełniali błędy indywidualne, w które aż trudno było uwierzyć, za co dostawało się szkoleniowcowi, ale moim zdaniem źle, że tak się stało. Jeżeli obrońcy pod własną bramką podają do napastników rywala czy bramkarz nie potrafi złapać piłkę, tylko ciągnie przeciwnika za nogę i z tego jest rzut karny, jak w 4. kolejce w Jastrzębiu (1:2), to po prostu się przegrywa mecze. Tych błędów naprawdę była cała masa, a jednocześnie Motor był bardzo nieskuteczny pod bramka przeciwnika. Sytuacji we wspomnianym meczu przeciwko GKS czy wcześniej w Polkowicach (0:2) trochę udało się stworzyć, jednak w obu przypadkach kończyło się porażkami. Z zespołem trenera Szpyrki było tak, że dopóki szło, to było dobrze, jednak kiedy się zacinało i zaczynały wpadać gole rywala, to wszystko się załamywało, praktycznie mieliśmy koniec grania.
Motor kolejny raz nie radzi sobie z rolą dyżurnego faworyta, czy może ciągle nie potrafi wrócić do równowagi po przegraniu wielkiej szansy na upragniony awans do I ligi (0:4 w majowym finale baraży w Chorzowie)?
Raczej nie łączyłbym obu tych spraw, bo mimo, że po poprzednim sezonie zostało kilku zawodników, to jest w zasadzie nowa drużyna, zmienił się też trener (Szpyrka zastąpił pracującego od grudnia 2020 roku Marka Saganowskiego – przyp. red.). Natomiast nie ma co ukrywać, w tym sezonie wielu ligowych rywali było w stanie wypunktować ten Motor. Czasami grali wyrachowany futbol, jednak przede wszystkim skuteczny, gwarantujący zwycięstwa, o co nie można mieć przecież do nikogo pretensji. Lublinianie rozpoczęli sezon próbami mocno ofensywnego grania, ale teraz to się zaczyna zmieniać. Oprócz tego, że grasz ofensywnie, to musisz jeszcze strzelać gole, a najgorsze w tym wszystkim, że Motor był i tak naprawdę cały czas jest bardzo podatny na kontry przeciwnika. Doskonale było to widać choćby w przedostatnim meczu na Arenie Lublin przeciwko KKS Kalisz (0:3) – przy pierwszej bramce gospodarze poszli bardzo mocno z atakiem, był blisko stworzenia sobie sytuacji, piłkę złapał bramkarz przyjezdnych, kilka sekund i gol. W tych momentach Motor jak do tej pory był najbardziej bezbronny.
Decyzja o postawieniu na 30-letniego Szpyrkę była bardzo odważna, bo ten wcześniej pracował tylko w roli asystenta Bogdana Zająca w KKS Kalisz i dokańczał poprzedni sezon jako trener tymczasowy po jego dymisji. Można już pokusić się o ocenę, że Motor jednak trochę przeszarżował?
Nad tym zastanawia właśnie się zastanawiam. Oczywiście, wiele osób chciałoby głowy Szpyrki, bo wiadomo, że zawsze najłatwiej jest zwolnić trenera, potem jest efekt nowej miotły i tak dalej. Mam jednak wrażenie, że szkoleniowiec Motoru przede wszystkim nie dostał w letnim okienku takich zawodników, z którymi mógłby zrobić coś więcej. Oczywiście, obecne wyniki nie są zadowalające i nawet z tą kadrą powinny być lepsze, natomiast moim zdaniem ona nie jest po prostu wystarczająco mocna. Brakuje piłkarzy mogących dać jakość, bramkostrzelnego napastnika, a także ławki, która w wielu meczach wyglądała po prostu bardzo źle. Równocześnie nie ma też co bronić Stanisława Szpyrki, bo to nie jest tak, że w momencie gorszych wyników winna jest tylko jedna strona – piłkarze, zamiast trenera, albo na odwrót. Chociaż faktycznie mówimy o jego pierwszej poważnej samodzielnej pracy, więc z tym, że błędy będą się pojawiać, należało się liczyć od samego początku. Czy w Lublinie został rzucony na zbyt głęboką wodę? W tej chwili, patrząc na wyniki, można powiedzieć, że tak, ale zobaczymy, co będzie dalej. Być może Motorowi jedynie brakowało tego pierwszego wyczekiwanego zwycięstwa i po ograniu Stomilu zaskoczy. Tym bardziej, że w sobotę ich rywalem będzie zespół, na którego miesiąc temu znaleźli już sposób w Pucharze Polski.
Właśnie tych przewidywań na dalszą część sezonu również jestem ciekawy. Czy w Lublinie panuje przekonanie, że mimo wszystko to da się jeszcze uratować, czy powoli zaczyna się przygotowywanie na pewnego rodzaju sezon przejściowy?
Po tym początku II ligi generalnie panuje dość duży pesymizm. Trudno się temu dziwić, bo jednak seria czterech porażek, która była przed poprzednią kolejką to coś, co nie zdarzyło się już naprawdę dawno. I tak naprawdę nie miała prawa przytrafić się drużynie, która przed rozpoczęciem grania była stawiana w gronie kandydatów do awansu na zaplecze ekstraklasy. Wiara w zespół z pewnością została nadszarpnięta, jednak najbliższe spotkania powinny wiele nam pokazać. Jeżeli drużyna Motoru przełamie się w głowach, to coś z tego może wyjść, natomiast na razie nie ma pewności czy komplet punktów ze spotkania przeciwko Stomilowi to nie był może jednorazowy wyskok. Lublinianie mają też ten kłopot, że kiedy prowadzą, a taką sytuację oglądaliśmy w wielu meczach, to bardzo głęboko się cofa – tak było chociażby przy okazji ostatniego wyjazdu do Siedlec (1:2), gdzie został ukarany dwiema bramkami w krótkim odstępie czasu w ostatnim kwadransie. Końcówka spotkania ze Stomilem wyglądała podobnie i też miałem obawy, że znowu to wszystko zmierza w kierunku utraty bramki, czystego konta, a co za tym idzie kompletu punktów. To mogło zniweczyć cały wysiłek, bo punkt w meczu na własnym stadionie po wspominanej serii porażek, w ubiegłą sobotę raczej nikogo by nie zadowolił.
Na którego piłkarza formacji ofensywnej Śląsk II będzie musiał zwrócić szczególną uwagę w sobotę przy Oporowskiej? Po meczu Pucharu Polski na Arenie Lublin szczególnie zapamiętaliśmy zdobywcę jednej z bramek Ezana Kahsaya, jednak on w dwóch poprzednich kolejkach wchodził tylko z ławki rezerwowych.
To jest bardzo dobre pytanie, bo w tym momencie w Motorze nie ma zawodnika, o którym z czystym sumieniem można byłoby powiedzieć, że idzie mu cały czas. Każdy zalicza swoje wzloty i upadki, póki co niestety więcej jest tych drugich. Kahsay pod koniec lipca zagrał bardzo dobre zawody, ale teraz jakikolwiek wybór stanowi spore wyzwanie. Michał Żebrakowski ostatnio dorzuca liczby, bo ze Stomilem zanotował asystę, a w Siedlcach wpisał się na listę strzelców, jednak tam zmarnował również dwie, a może nawet trzy bardzo dobre okazje, którymi mógł zamknąć mecz i zagwarantować Motorowi komplet punktów. Ewentualnie można wskazać Filipa Wójcika. On różnie gra, na prawej obronie, prawym wahadle, miał w tym sezonie występy lepsze oraz gorsze, ale poniżej pewnego poziomu nie schodzi, również pokonał bramkarza w lipcu przeciwko rezerwom Śląska. To jeden z zawodników, który w zespole z Lublina jest już dłużej (od 2020 roku – przyp. red.), oceniam, że on zapewnia określoną jakość, nawet jeżeli całemu Motorowi nie idzie.