Plusy i minusy meczu z Rakowem
29.08.2022 (17:00) | Karol Bugajskifot.: Paweł Kot
Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po niedzielnym spotkaniu z Rakowem Częstochowa (1:4)? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.
PLUS MECZU
Zimny prysznic
A może taki mecz Śląskowi Wrocław był w tym momencie potrzebny? Raków Częstochowa w niedzielne popołudnie na Pilczycach nie pozostawił szans drużynie trenera Ivana Djurdjevicia, trudno jednak porównywać oba zespoły biorąc pod uwagę stopień ich budowy. Wicemistrz Polski jest jednym z głównych kandydatów do złotych medali w obecnym sezonie i nieprzypadkowo trzy dni wcześniej był o krok od awansu do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Djurdjević na ławce Śląska zadebiutował niespełna dwa miesiące temu, miał już lepsze oraz gorsze momenty, a w dalszej części sezonu należy się przygotować na identyczną huśtawkę. Czy to się komuś podoba, czy nie, wrocławianie mają sezon przejściowy, w którym nie należy myśleć o czymś więcej niż spokojne utrzymanie. Wcześniejsze wygrane z mistrzem Polski Lechem (1:0) i brązowym medalistą Pogonią (2:1) rozbudziły apetyty, Raków wskazał jednak miejsce w szeregu.
MINUSY MECZU
Patrick Olsen
Ciężko o dobry wynik w starciu z faworytem, jeśli lider zespołu notuje tak nieudany występ, jak Patrick Olsen w niedzielę. Duńczyk po dobrym wejściu w sezon, przeciwko Rakowowi rozegrał być może najgorszy mecz w barwach zielono-biało-czerwonych i już po pierwszej połowie był mocnym kandydatem do opuszczenia placu gry. Trener Djurdjević dał mu jeszcze kwadrans drugiej połowy, po kwadransie jego cierpliwość się jednak skończyła, a Olsena zastąpił Caye Quintana. Zjazd „Pana Piłkarza”, jak zwykliśmy nazywać Duńczyka, był zaskakujący, a bez sprawnie funkcjonującego środka pola w konfrontacji z Rakowem nie można myśleć o nawiązaniu rywalizacji. Co więcej, już po dziewięciu minutach gry zobaczył czwartą żółtą kartkę, która sprawia, że zabraknie go w sobotę przeciwko Stali w Mielcu. Olsen będzie pierwszym pauzującym zawodnikiem Śląska w tym sezonie.
Caye Quintana
Decyzja o zmianie wspomnianego Olsena była słuszna i pozycja nowowprowadzanego również się zgadzała, bo wejście ofensywnego pomocnika tuż po golu na 1:2 dawało jeszcze nadzieję na uniknięcie porażki. Sęk w tym, że Quintana kolejny raz przeszedł obok meczu, a jego wprowadzenie w niedzielne popołudnie ani trochę nie zwiększyło siły rażenia Śląska w ofensywie. Hiszpan w ostatnich tygodniach stracił miejsce w podstawowym składzie, zaś po wejściu z ławki w konfrontacji z Rakowem pokazał, że nie zasługuje na nic więcej niż ogony kolejnych spotkań. Ciężko powiedzieć, czy akurat teraz jest bez formy, bo wyjąwszy wiosenne mecze właśnie z Rakowem oraz Wisłą Kraków, tak wygląda przecież cała jego przygoda ze Śląskiem. Trener Djurdjević ma o czym myśleć w kontekście Quintany, bo jego regularna bylejakość staje się już mocno irytująca.
Piotr Samiec-Talar
To dobrze, że w kontekście tego zawodnika szkoleniowiec wrocławian często powtarza zdania o „nieskreślaniu po jednym słabszym występie”, z wystawianiem Samca-Talara w podstawowym składzie chyba jednak już najwyższy czas dać sobie spokój. Młodzieżowiec wrocławian w czterech ostatnich meczach schodził z boiska coraz szybciej (z Widzewem po 66 minutach, z Lechem 59, z Cracovią 56, aż w końcu z Rakowem już w przerwie). W pierwszych siedmiu kolejkach nowego sezonu nie dał zielono-biało-czerwonym żadnego gola ani asysty, a do zliczenia jego wszystkich udanych akcji wystarczyłyby chyba palce tylko jednej ręki. Po świetnym letnim zgrupowaniu w Słowenii runda jesienna miała być prawdziwą i ostateczną weryfikacją Samca-Talara w barwach Śląska, biorąc pod uwagę, co zobaczyliśmy do tej pory, jest niezwykle daleko od pozytywnej.
WYDARZENIE MECZU
Pierwsza domowa porażka Djurdjevicia
W czwartym meczu pod wodzą trenera Ivana Djurdjevicia we Wrocławiu Śląsk poniósł pierwszą porażkę, a jej styl i rozmiary okazały się zupełnie zawstydzające. W starciu z Rakowem zielono-biało-czerwoni cztery gole przed własną publicznością stracili już po raz trzeci od połowy kwietnia (wcześniej Piotr Tworek zafundował 0:4 z Bruk-Betem i 3:4 z Górnikiem Zabrze), teraz istotnym zagadnieniem będzie reakcja drużyny. Domowa wpadka w takich rozmiarach może podłamywać, czego najlepszym dowodem była końcówka minionego sezonu po wizycie Słoników. Zanim jednak Śląsk stanie przed okazją na rehabilitację w domu, wybierze się w dwie dalekie podróże – do Wysokich Mazowieckich na środowy mecz 1/32 finału Pucharu Polski oraz do Mielca w ramach 8. kolejki ekstraklasy. Później na Pilczyce przyjedzie aktualnie zamykająca tabelę Lechia Gdańsk.