TAKTYCZNIE: Kartkówka na 3, czekamy na egzamin

15.02.2022 (17:00) | Jakub Luberda
uploads/images/2020/5/trening_5eb4151e9ba0c.jpg

fot.: Mateusz Porzucek

Starcie Śląska z Górnikiem Łęczna odbyło się w warunkach, które niespecjalnie pozwalają na wyciąganie poważniejszych wniosków. Wrocławianie, mimo pogodowych przeciwności, zagrali jednak całkiem przyzwoicie, choć wynik końcowy znacząco obniża ocenę ich poczynań za to spotkanie.



 

Nastroje panujące wśród kibiców WKS-u, delikatnie mówiąc, nie są najlepsze. Teza, jakoby podopieczni trenera Jacka Magiery w Łęcznej zagrali przyzwoicie, może być więc dla niektórych dosyć kontrowersyjna. Na korzyść Śląska przemawiają jednak statystyki. Wrocławianie oddali 22 strzały, w tym 8 celnych. Złośliwi powiedzą, że to przez czerwoną kartkę dla Górnika, lecz i to nie będzie prawdą. 12 z 22 prób miało miejsce jeszcze w pierwszej połowie. 

Śląsk miał też: większe posiadanie piłki (57%), ok. 150 podań więcej, niemal dwa razy więcej podań kluczowych, wyższy procent wygranych pojedynków oraz wyższe xG. Patrząc na statystyki, można zapytać, jakim cudem wrocławianie w takim razie nie zwyciężyli? Nie bez powodu mówi się jednak, że statystyka to matematyczny kamuflaż błędu. W tym przypadku błędami były niewykorzystane sytuacje oraz stracony gol. Ale od początku…

MECZ, KTÓRY NIE POWINIEN SIĘ ODBYĆ

Warunki, w jakich przyszło grać obu drużynom w piątek, były wręcz absurdalne. Mecz momentami ocierał się bardziej o łyżwiarstwo figurowe połączone z futbolem amerykańskim - groźniejszy był zespół, który lepiej utrzymywał się na nogach i potrafił dalej kopnąć piłkę. 

“Trudno powiedzieć, że to było spotkanie, bo warunki widzieliśmy jakie były. Śnieg, który leżał na boisku uniemożliwiał jakąkolwiek grę kombinacyjną, jakąkolwiek grę, którą chcemy grać, czyli po ziemi. Dużo bezpośredniej walki, podań za linię obrony - kto był bliżej, kto zebrał, kto dalej kopnął, kto zrobił sobie miejsce, aby dokładnie kopnąć piłkę - miał przewagę”

- mówił po mecz trener Jacek Magiera.

Z jednej strony, po takim meczu trudno wyciągać wnioski, lecz z drugiej, przecież było to spotkanie, które aż “dawało” Śląskiem na kilometr. Niezła gra i mizerny wynik po niewykorzystanych sytuacjach i błędzie w defensywie. Scenariusz niby nam znany, ale w porównaniu do ostatnich kilku starć WKS-u tutaj przynajmniej ta gra się zgadzała. 

DOBRA PROGNOZA NA PRZYSZŁOŚĆ?

Kończąc już temat pogody, czas przejść do właściwej analizy spotkania w Łęcznej. Warunki były złe, ale przecież drużyna trenera Kamila Kieresia musiała mierzyć się dokładnie z takimi samymi przeciwnościami losu. Mimo murawy, która nadawała się bardziej do jazdy na nartach, niż grania w piłkę, Śląsk potrafił pokazać nam to, czym imponował na początku sezonu.

Na poniższych grafikach przedstawiamy bardzo ładną akcję wrocławian z pierwszej połowy. Dennis Jastrzembski zagrał piłkę do Szymona Lewkota, który po dobrym przyjęciu kierunkowym wypatrzył Patryka Janasika

Janasik po otrzymaniu piłki się nie ociągał - postanowił zagrać na jeden kontakt z Marcelem Zyllą, który dobrze odgrywając futbolówkę do wahadłowego nadał odpowiednie tempo akcji. 

Wbiegający krzyżowo w pole karne Janasik kolejny raz świetnie zagrał z pierwszej piłki - tym razem do Fabiana Piaseckiego. Napastnik przyjął piłkę, dając czas wahadłowemu na obiegnięcie go od lewej strony, a następnie wyłożył mu piłkę na strzał. 

W całej akcji imponujące było tempo, w jakiej została ona przeprowadzona. Śląsk grał głównie na jeden kontakt, co tylko napędzało atak. Jak widać, mimo złych warunków dało się ładnie grać w piłkę. Pogoda utrudniała oczywiście powtarzalność takich sytuacji, lecz można traktować to jako dobry prognostyk na spotkanie z Piastem. 

LAGA NAM NIE SŁUŻY

Największe problemy Śląsk w defensywie zaczynały się wtedy, gdy Górnik posyłał piłki za linię defensywy wrocławian. Szybcy skrzydłowi raz za razem urywali się obrońcom WKS-u, dzięki czemu mieli odpowiednio dużo czasu na ustawienie sobie futbolówki i dokładne dośrodkowanie. 

Na poniższych grafikach widzimy przykład takiej akcji. Śląsk podchodził wyższym pressingiem do zawodników z Łęcznej. Za wysoko wyznaczoną linią nacisku musiała iść wyżej ustawiona linia defensywy - stoperzy podchodzili niemal na połowę boiska, aby zagęścić przestrzeń, na której rywale mogą operować piłką. 

Mocno zagrana piłka na pierwszy rzut oka nie powinna sprawić Śląskowi większych problemów. Mark Tamas był na wyraźnie lepszej pozycji startowej do futbolówki, lecz Jason Eyenga-Lokilo, korzystając ze swojej szybkości, wyprzedził Węgra i dośrodkował. Ostatecznie całą sytuację musiał ratować Michał Szromnik

Takich akcji w wykonaniu Górnika mogliśmy oglądać więcej - wrocławianie przed dosyć długi okres nie uczyli się na własnych błędach i pozwalali przeciwnikom korzystać z wolnych stref za plecami defensywy. Można traktować to jako kamyczek do ogródka sztabu szkoleniowego - wszak Śląsk ma grać ofensywnie, dominować i stosować wyższy pressing, lecz są takie sytuacje, w których swoją filozofię należy skorygować i dostosować do panujących na murawie warunków. Zaśnieżone boisko uwydatniało różnice szybkościowe między zawodnikami, więc linia defensywy powinna zostać ustawiona nieco głębiej, aby zapobiegać długim podaniom za plecy. 

SERIA POMYŁEK

Śląsk nie byłby sobą, gdyby nie stracił gola w dziwnych okolicznościach. W Łęcznej przed najgroźniejszymi sytuacjami wrocławian uchronił Szromnik, lecz powiedzmy sobie szczerze - sytuacja, po której padła bramka dla Górnika, nie powinna się wydarzyć. 

Na powyższej grafice widzimy moment, w którym akcja łęcznian mogła i powinna zostać zażegnana. Janasik miał piłkę na nodze i mógł ją wybić gdzieś daleko, tymczasem to właśnie jego zagranie okazało się dla Śląska zabójcze. 

Futbolówka po wybiciu Janasika wylądowała tuż przed polem karnym WKS-u, w dodatku bliżej środka, niż znajdowała się jeszcze przed zagraniem. Na tym poziomie jest to niedopuszczalne - już w juniorach trenerzy uczą, że piłkę powinno wybijać się daleko i do boku. Na usprawiedliwienie wahadłowego przychodzą warunki, które mogły mu przeszkodzić w skutecznym zagraniu, lecz powiem szczerze, że pisząc to, nie do końca kupuję takie wytłumaczenie. 

Od nieudanego wybicia do gola była jednak jeszcze długa droga. Górnik wymienił kilka podań w bocznej strefie boiska, po których w dobrej sytuacji do dośrodkowania znalazł się Lokilo. Belg dośrodkował nieźle, lecz uwagę należy skupić na tym, co zrobił, a tak właściwie czego nie zrobił Victor Garcia. Hiszpan był w znacznie lepszej pozycji od Damiana Gąski, lecz zupełnie nie kontrolował tego, co za jego plecami robi przeciwnik. Zamiast odpowiednio odciąć przeciwnikowi drogę do piłki, Garcia pozwolił mu wywrzeć na sobie presję, a ostatecznie i tak wpakował samobója.

DOBRA REAKCJA

Zawodników Śląska pochwalić można za dobrą reakcję po czerwonej kartce dla Kryspina Szcześniaka. Wrocławianie wypracowali sobie kilka świetnych sytuacji, aby nawet zwyciężyć w Łęcznej. Dobre zmiany sprawiły, że podopieczni trenera Magiery zaczęli zgarniać drugie piłki, których w meczu lagą stojącym, było co niemiara. Tak właśnie padł zresztą gol na 1:1. 

Adrian Łyszczarz przytomnie wygrał walkę o futbolówkę po tym, jak strącił ją jeden z obrońców Górnika. Po szybkiej wymianie piłek z Robertem Pichem, najlepszy rezerwowy w ekstraklasie wdał się w skuteczny drybling w pełnym biegu, po czym mocnym uderzeniem w dolny róg bramki dał Śląskowi remis.

NIE TAKI DIABEŁ ZŁY

Wynik, jaki zawodnicy przywieźli do Wrocławia, zdecydowanie nie był satysfakcjonujący. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć - Śląsk zagrał przyzwoite spotkanie. Wiele osób deprecjonuje ten fakt, powołując się na to, że Górnik Łęczna to słaby przeciwnik. Nie jest to sprawiedliwe przedstawienie sytuacji. Jeśli przed omawianym meczem stworzyliśmy wirtualną tabelę formy na podstawie ostatnich 5 spotkań, to właśnie łęcznianie byliby na jej czele, a Śląsk na ostatnim miejscu

Nie oznacza to, że wrocławian powinniśmy nagle wychwalać za świetne zawody. Nie oznacza to również, że trzeba od razu zapomnieć o serii bardzo słabych spotkań. Patrząc jednak obiektywnie na starcie z Górnikiem, było to niezłe 90 minut, po których można nieco optymistyczniej spoglądać w przyszłość. Pogląd na całą sytuację zamazuje nieco fakt, że z Łęcznej Śląsk wywiózł tylko remis, a powiedzmy sobie szczerze - okazji na strzelenie zwycięskiego gola było od groma. Na koniec naszej analizy zostawiamy wobec tego ostatnią grafikę oraz pytanie - jak to możliwe, że w takiej sytuacji Pich nie trafił do bramki?

 

ZOBACZ też: Tamas bez śladów po kontuzji