TAKTYCZNIE: Gra (nie)Warta świeczki

15.12.2021 (06:00) | Jakub Luberda
uploads/images/2020/5/trening_5eb4151e9ba0c.jpg

fot.: Mateusz Porzucek

Śląsk przechodzi przez trudny okres. Cztery wyjazdowe porażki z rzędu powodują napływ nieprzyjemnych wspomnień z minionego sezonu, a z walki o europejskie puchary wchodzimy w walkę o górną część tabeli. Ostatni mecz z Wartą utwierdziła nas w przekonaniu, że wbrew słowom trenera Magiery drużyna przechodzi poważny kryzys.



 

Na wstępie chciałbym omówić pokrótce jeden z głównych problemów, z jakimi Śląsk się ostatnimi czasy mierzy. Zawodnicy WKS-u nie radzą sobie z graniem pod presją, co zdołali pokazać na przestrzeni całego sezonu w jego kluczowych momentach - porażki 0:4 z Hapoelem i Lechem nie wzięły się znikąd. Presja ta stopniowo narasta, przez co nogi się plączą, niezrozumiałe decyzje podejmują się same, a żaden z zawodników nie potrafi zagrać na miarę swoich umiejętności. Nie jest to żadne usprawiedliwienie, a jedynie stwierdzenie pewnego faktu - Śląsk przegrywa mecze między innymi, a może nawet w znacznym stopniu przez słabą mentalność. Frustracja spowodowana wieloma czynnikami regularnie rośnie od początku rozgrywek (niezrozumiałe decyzje sędziowskie, stracone punkty w końcówkach, błędy indywidualne), a wrocławianie najważniejsze pojedynki przegrywają w swoich głowach. Aby myśleć o regularnym wygrywaniu, muszą najpierw zwyciężyć w najważniejszej bitwie - tej z własnymi myślami i wątpliwościami. 

PIĘKNO TKWI W PROSTOCIE

Na początku analizy poświęćmy chwilę na docenienie drużyny przeciwnej. Warta przygotowała się do starcia ze Śląskiem niemal idealnie - zawodnicy doskonale znali słabe oraz mocne strony WKS-u, co potrafili świetnie przekuć na swoją korzyść. Oto kilka podstawowych założeń, jakie sztab szkoleniowy przygotował Zielonym na starcie z wrocławianami:

  • Oddanie pola gry Śląskowi
  • Głęboka defensywa połączona z pressingiem
  • Dalekie podania na niepewnych obrońców
  • Stałe naciskanie na najsłabsze punkty defensywy
  • Granie za linię obrony

Jak widzimy, nie były to specjalnie skomplikowane elementy, lecz niezwykle skuteczne. Wiadome było, że to wrocławianie będą chcieli prowadzić grę, ale nie była to rzecz, która przeszkadzała Warcie. Gospodarze długimi okresami potrafili “cierpieć” biegając za futbolówką, a gdy już do niej dochodzili, to starali się grać bezpośrednimi podaniami za linię defensywy Śląska. Broniąc się nisko na własnej połowie wciągali zmuszali jednocześnie obrońców WKS-u do podejścia na wysokość połowy boiska, co w razie przejęcia piłki tworzyło dużo wolnych przestrzeni za tercetem stoperów. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie grał na przysłowiową “lagę”, ale sprowadzanie zasług Warciarzy do stosowania jedynie podstaw polskiej myśli szkoleniowej byłoby bardzo krzywdzące…

HOUSTON, MAMY PROBLEM

Nie trzeba być wielkim analitykiem, aby zdiagnozować, która z formacji Śląska najprawdopodobniej popełni błąd. Sama diagnoza w obecnym futbolu często nie oznacza jeszcze nic wielkiego - słabe strony przeciwnika trzeba umiejętnie wykorzystać, a to Warta robiła świetnie. “Mieliśmy przygotowany moment pressingowy” - mówił po meczu trener Dawid Szulczek. Na czym jednak ten moment polegał?

Gdy wrocławianie prowadzili atak pozycyjny, przechodzili zazwyczaj do formacji 3-2-5. Wahadłowi podłączali się do ofensywy, wchodząc w rolę obiegających skrzydłowych, dzięki czemu mogli tworzyć przewagi liczebne w bocznych strefach. Takie podejście wymaga od środkowych obrońców skutecznego wprowadzania piłki - ewentualna strata grozi bardzo niebezpieczną kontrą, z czego doskonale zdawali sobie sprawę gospodarze. Gdy Śląsk rezygnował z szybkiego ataku na rzecz spokojnej gry pozycyjnej, Warta czekała na moment, aż futbolówka trafi do jednego ze stoperów. Kiedy półprawy lub półlewy obrońca otrzymywał piłkę, poznaniacy przechodzili do bardzo przemyślanego pressingu. Drogi podań wzdłuż linii zostawały odcinane, aby jedynym możliwym zagraniem pozostało podanie do centralnego środkowego defensora. Jak wiemy, wrocławscy stoperzy często popełniają błędy, więc naciskając ich w takim momencie, można było liczyć na szybkie odzyskanie piłki i przejście do kontry. 

BLIŹNIACZE OKAZJE

Jeśli przeanalizujemy najgroźniejsze okazje Warty, zobaczymy, że każda z nich powstała w bardzo podobnych okolicznościach. Długie podania okazały się zabójczą bronią. Natychmiastowe transportowanie piłki na połowę Śląska sprawiało, że defensywa wrocławian nie miała czasu na przegrupowanie i zorganizowanie swoich szyków, a o losach akcji decydował pierwszy, kluczowy pojedynek główkowy, lub niedokładne krycie. Taki obraz meczu ma swoje odzwierciedlenie w statystykach - walka w powietrzu w 56% była wygrywana przez zawodników Warty. To, który zespół prowadził grę, a który bezpośrednimi podaniami próbował przedostać się pod pole karne również widać gołym okiem. 73% posiadania piłki na korzyść Śląska i ponad 800 wymienionych podań, przy 276 gospodarzy. Każdy z trójki obrońców WKS-u miał na swoim koncie ponad 100 (!) podań. 

SZROMNIK, WRÓĆ…

Zastanawiającym elementem wyjściowej jedenastki Śląska już w kolejnym meczu stała się obsada bramki. Matus Putnocky w ostatnich meczach dał się zapamiętać raczej z rażących błędów niż efektownych interwencji, lecz wydaje się, że na stałe zajął miejsce między słupkami. Jego postawa w meczu z Wartą była przynajmniej niedostatecznie dobra. Spójrzmy na stracone przez wrocławian gole. 

Zaznaczyć oczywiście trzeba, że Putnocky był ostatnią osobą, która mogła uchronić Śląsk przed stratą tej bramki. Najpierw źle sytuację ocenił Janasik, który mając na swojej stronie dwóch przeciwników, poszedł w pojedynek główkowy, który przegrał, przez co Warta miała znaczną przewagę na jego flance. Później podanie prostopadłe niemal przejął Lewkot, lecz końcem buta zdołał jedynie lekko trącić piłkę, do której dopadł Zrelak. Napastnik Warty znalazł się w trudnej sytuacji - ostry kąt powodował, że jego strzał musiał być niezwykle precyzyjny. Przynajmniej w teorii, bo jak później się okazało, mógł również strzelić w bramkarza. Powyższa stopklatka pokazuje, że uderzenie leciało prosto w kolano Putnockiego. Słowak nie musiał nawet specjalnie się ruszać, a mimo to jakimś cudem wpuścił piłkę do siatki.

Drugi gol to z kolei szybki atak gospodarzy. Sytuacja może nie była idealna, ale również nie tragiczna. Bejger zdołał doskoczyć do Zrelaka, czym uniemożliwił mu dalszy rajd w kierunku bramki, a jedyną opcją dla napastnika pozostawało podanie w środek. Janasik był nieco spóźniony względem przeciwnika, ale był w stanie pokryć część pola karnego. Zastanawiające w całej akcji jest jednak ustawienie Putnockiego. Skoro Zrelak niespecjalnie mógł uderzać na bramkę, to dlaczego golkiper stał na 6-7 metrze? Dogranie do środka sprawiło, że Słowak był całkowicie spóźniony i nie miał najmniejszych szans na przecięcie dośrodkowania, mimo, że było ono obiektywnie słabe. Wolno tocząca się piłka została uderzona dopiero na linii pola bramkowego, czyli bliżej bramki, niż początkowo był ustawiony Putnocky. Trudno powiedzieć, dlaczego tak doświadczony golkiper w takim momencie udał się na spacer. 

BYŁY TEŻ DOBRE MOMENTY

W meczu z Wartą nie wszystko w wykonaniu Śląska było złe. Wręcz przeciwnie - paradoksalnie wrocławianie długimi momentami grali tak, jak oczekiwałby od nich tego trener Magiera. Dużo podań, przemyślane ataki pozycyjne i względna kontrola wydarzeń boiskowych okazała się jednak nie znaczyć absolutnie nic, gdyż zawodnicy nie potrafili w odpowiednim momencie przyspieszyć i zagrać kilku podań progresywnych z rzędu. W momencie, gdy Śląsk zbliżał się do finalizacji akcji, za każdym razem brakowało kluczowego zagrania. Ostatecznie styl gry WKS-u okazał się przerostem formy nad treścią - Warta pokazała, że proste środki często bywają najskuteczniejszymi i to właśnie tej prostoty zabrakło wrocławianom w poniedziałkowym starciu. 

 

ZOBACZ też: WIDEO: Oprawa kibiców Śląska

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.