Jak działa europejski „pocałunek śmierci”?
26.05.2021 (17:00) | Karol Bugajski
fot.: Paweł Kot
Gdy latem 2015 roku ówczesny trener Jagiellonii Białystok Michał Probierz bez ogródek stwierdził, że puchary dla polskich drużyn to żaden prestiż, a same kłopoty, nie po raz pierwszy wywołał zaskoczenie w ligowym środowisku. Przykłady z pięciu ostatnich sezonów pokazują, że słynny już cytat jednak miał sporo wspólnego z rzeczywistością.
Tak naprawdę nie będzie przesadą określenie, że Śląsk cenę za start w kwalifikacjach Ligi Europy u progu sezonu 2015/2016 przestał płacić dopiero… w ostatnich kilkunastu miesiącach. Drużyna trenera Tadeusza Pawłowskiego po dwumeczach z Celje i Goteborgiem, miała potężne kłopoty z ustabilizowaniem formy na krajowym podwórku, a efektem głównie jesiennej mizerii była runda finałowa w grupie spadkowej. Personalne decyzje dotyczące trenerów i piłkarzy podjęte dla ratowania sytuacji w tamtym czasie miały swoje długofalowe konsekwencje. Śląsk na dobre wypadł z ligowej czołówki, na dobre za to zadomowił się w dolnej połowie tabeli. Dodatkowych siedem kolejek w górnej ósemce kolejny raz rozegrał dopiero w 2020 roku, a następnego awansu do pucharów doczekał się dopiero teraz.
Jeden sezon anomalią
Najbardziej jaskrawym potwierdzeniem słów Michała Probierza były losy polskich pucharowiczów już w kolejnym sezonie po pamiętnej wypowiedzi doświadczonego szkoleniowca. Aż 3 z 4 zespołów, które latem 2016 roku przystąpiły do walki na arenie międzynarodowej, na koniec ligowych rozgrywek znalazły się w grupie spadkowej. Tytuł dosyć szczęśliwie obroniła Legia (ale na początku, po awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów, ale jeszcze przed przyjściem Jacka Magiery również miała przecież potężne kłopoty), a o byt musiały drżeć Zagłębie, Piast oraz Cracovia. Takich przykładów w ostatnich latach było więcej - sezon 2017/2018, w którym podium po 12 miesiącach znowu tworzyły Legia, Jagiellonia i Lech należy potraktować w tej wyliczance jako wyjątkową anomalię. Powtórne awanse do europejskich pucharów krótko po pierwszym sukcesie co prawda się zdarzały, szybki start nowego sezonu najczęściej jednak odbijał się czkawką długimi tygodniami.
Świeże przykłady
By znaleźć przestrogę dla Śląska nie trzeba szukać zresztą daleko, wystarczy przypomnieć sobie, jak niedobry wpływ na zespoły reprezentujące ekstraklasę w Europie puchary miały nawet w zakończonym właśnie sezonie. Owszem, Legia obroniła tytuł, jednak można się tylko zastanawiać, gdzie skończyłaby, gdyby nie szybka wrześniowa decyzja o zmianie szkoleniowca i cokolwiek niestabilna forma Pogoni oraz Rakowa wiosną. Wicemistrz sprzed roku Lech Europą żył aż do grudnia, ale kaca moralnego ma do dziś, zaś o jego 11. miejscu powiedziano w ostatnich tygodniach już chyba wszystko. Na papierze wygląda 6. lokata niedawnego brązowego medalisty Piasta, przecież ten zespół przed ostatnią kolejką był nawet na pole position do pucharów. I w tym przypadku pamiętamy jednak jak dużo nerwów kosztowała go jesień. Podobnie Cracovia rzeczonego Michała Probierza, której już przed startem ligi odebrano pięć punktów za korupcję, sama jednak zrobiła niewiele, by pomimo tego finiszować wyżej niż na trzecim miejscu od końca.
MIEJSCA OSTATNICH PUCHAROWICZÓW W KOLEJNYM SEZONIE PO WYWALCZENIU AWANSU:
2016/2017 1. Legia, 9. Zagłębie, 10. Piast, 14. Cracovia
2017/2018 1. Legia, 2. Jagiellonia, 3. Lech, 12. Arka
2018/2019 2. Legia, 5. Jagiellonia, 8. Lech, 11. Górnik
2019/2020 1. Legia, 3. Piast, 4. Lechia, 7. Cracovia
2020/2021 1. Legia, 6. Piast, 11. Lech, 14. Cracovia