Plusy i minusy meczu z Wisłą
31.10.2022 (17:00) | Karol Bugajski
fot.: Paweł Kot
Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po sobotnim spotkaniu z Wisłą Płock (2:1)? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.
PLUSY MECZU
John Yeboah
Wygląda na to, że końcówka roku służy Niemcowi, a ten po bardzo dobrych występach przeciwko Lechowi Poznań (3:1) w Pucharze Polski oraz Jagiellonii Białystok (2:2) w ekstraklasie, ani myśli spuszczać z tonu. Yeboah po godzinie gry w Płocku udokumentował przewagę Śląska i kolejny raz zaprezentował jak wielkim wyzwaniem dla rywali może być jego nieszablonowość. Trener Ivan Djurdjević tuż przed zimową przerwą niespodziewanie zyskał atut, który jest niczym transfer, bo podobnie niespodziewanie były skrzydłowy Duisburga zaczął odgrywać pierwsze skrzypce w jego ekipie. Co ciekawe, Yeboah ciągle nie cieszył się jednak z bramki przed własną publicznością (wcześniej w tym sezonie trafił też po wejściu z ławki w Kielcach) – ostatnia szansa na to za dwa tygodnie przeciwko Legii Warszawa, kiedy podobna skuteczność jak ostatnio, będzie na wagę złota.
Patrick Olsen
Jak nie strzelał, to nie strzelał, ale od kiedy we wrześniu wykorzystał rzut karny na stadionie Piasta Gliwice (1:1), skuteczność go nie opuszcza. Patrick Olsen w Płocku zdobył już trzecią bramkę w tej rundzie dla Śląska, jednak ta niewątpliwie była najważniejsza, bo pozwoliła zainkasować pierwszy wyjazdowy komplet punktów od sierpniowej wyprawy na Bułgarską (1:0). Duńczyk wykorzystując dośrodkowanie Martina Konczkowskiego w efektowny sposób podsumował swój kolejny bardzo dobry występ i sprawił, że nikt nawet w złośliwych żartach nie zamierza już wracać do jego błędu z Radomia (0:2). Śląsk z takim zawodnikiem jak Olsen w formie jest zespołem, dla którego utrzymanie nie powinno być w tym sezonie szczytem marzeń, tylko spokojną formalnością, jednak właśnie w dużej mierze od niego do końca rundy jesiennej będziemy wymagać powtarzalności. I trzeba to jednak wziąć pod uwagę przy obstawianiu kolejnych wyników meczów u któregoś z polskich bukmacherów.
Reakcja
Trener Ivan Djurdjević w ostatnim czasie zaczął często mówić o reakcjach swoich zawodników i dostosowywaniu poziomu gry do boiskowych wydarzeń. Te zazwyczaj miały swoje przełożenie dopiero w kolejnych występach, tak jak reakcją na żenujący występ w Radomiu, była olśniewająca partia w Poznaniu, jednak w sobotę na stadionie Wisły sygnał udało się wysłać jeszcze przed końcowym gwizdkiem. Śląsk w Płocku potrzebował raptem sześciu minut, by zareagować na straconego gola, a pozytywny jest nie tylko fakt, że stało się to szybko, ale że w ogóle. Po bramce Damiana Warchoła wydawało się przecież, że to gospodarze dostają skrzydeł i kwestią czasu jest kolejne poważne zagrożenie w polu karnym Rafała Leszczyńskiego. Wrocławianie zareagowali jednak raz aż dobrze, dzięki czemu dopisali sobie cenną wygraną pozwalającą oddalić się od strefy spadkowej na siedem punktów.
MINUS MECZU
Diogo Verdasca
Może taki już urok Portugalczyka, może najzwyklejszy pech, ale fakty są takie, że w Płocku znowu (żeby nie powiedzieć tradycyjnie) znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Zachowanie Verdaski idącego „na raz” względem Rafała Wolskiego przy akcji bramkowej Wisły trudno określić przymiotnikiem innym niż „absurdalne”, a fakt, że po tym meczu nie jest na celowniku kibiców Śląska zawdzięcza jedynie kunsztowi Konczkowskiego i Olsena. Nie kupuję argumentów o dobrej rundzie Verdaski, nie widzę jego rozwoju względem pierwszych miesięcy po transferze do Wrocławia, jeśli coś gwarantuje w ostatnim czasie zespołowi trenera Djurdjevicia to nerwy i status tykającej bomby a’la Szymon Lewkot z poprzedniego sezonu. Lepiej, żeby nie grał choćby w takim meczu o awans do ćwierćfinału Pucharu Polski z Sandecją Nowy Sącz w Niepołomicach.
WYDARZENIE MECZU
Płocki patent
Siedem zwycięstw w całym poprzednim sezonie ekstraklasy – dwa z Wisłą Płock, dwa zwycięstwa w tej rundzie na wyjeździe – jedno z nich na stadionie Nafciarzy. Śląskowi od kilkunastu miesięcy bardzo dobrze gra się przeciwko drużynie z dawnej stolicy Polski, a sobotnia wygrana ma o tyle przyjemny smak, że oznaczał pierwszą domową porażkę rywala od maja. Zielono-biało-czerwoni w Płocku kolejny raz przypomnieli też, jak ważna jest gra do końcowego gwizdka o czym więcej piszemy TUTAJ. Wiosną dzięki bramce w doliczonym czasie (2:1) zdobyli punkty de facto na wagę utrzymania, a teraz dali sobie oddech przed finiszem ligowej jesieni i podtrzymali wiarę, że Śląsk Djurdjevicia stać też na regularną dobrą grę. Pozostaje mieć nadzieję, że za tydzień w Legnicy uda się uniknąć tradycyjnego, drastycznego spadku formy.