Prowadzenie to tylko połowa drogi
27.05.2022 (14:00) | Karol Bugajskifot.: Paweł Kot
Śląsk w meczu kończącym sezon pozostał z pustymi rękami, chociaż w końcówce pierwszej połowy dwukrotnie wychodził na prowadzenie. Taka sytuacja w skali 34 kolejek nie była niczym zaskakującym, a wrocławianie kłopoty z utrzymywaniem korzystnego wyniku mieli szczególnie w końcówce grania pod wodzą Piotra Tworka. Zapraszamy na tekst w ramach #EchaMeczu.
Ani pozwalająca odwrócić rezultat spotkania bramka Petra Schwarza, ani dające prowadzenie do przerwy trafienie Dennisa Jastrzembskiego, w ostatecznym rozrachunku nie przybliżyły Śląska do zwycięstwa na zakończenie sezonu. Drużyna prowadzona przez Piotra Tworka strzelanie w spotkaniu 34. kolejki z Górnikiem Zabrze (3:4) skończyła po 45 minutach, a goście mieli jeszcze rezerwowego Higinio Marina, co pozwoliło im zgarnąć pełną pulę po zmianie stron. Wrocławianie w meczu zamykającym trudne rozgrywki kolejny raz przekonali się, że prowadzenie w ich przypadku wcale nie oznacza zwiększonej szansy na końcowy sukces, a taka przykrość spotkała ich nie tylko kolejny raz w ciągu kilku tygodni, ale i stanowiła swoiste zwieńczenie całego sezonu. Bramki na 1:0 nie dawały im kompletów punktów również w obu wcześniejszych majowych występach przeciwko Pogoni oraz Stali (dwukrotnie kończyło się 1:1).
PODOBNE OKOLICZNOŚCI
Jak wyliczył portal Ekstrastats, procent wygranych spotkań w stosunku do ogólnej liczby tych z prowadzeniem w przypadku Śląska w zakończonym sezonie był… najniższy w ekstraklasie. Wrocławianie wygrali w zaledwie 7 spośród 16 takich sytuacji, byli jedynym zespołem w stawce ze skutecznością poniżej 50 procent. Na pierwszy rzut oka, nic dziwnego, w końcu ogółem mniej meczów od zielono-biało-czerwonych wygrał tylko zamykający tabelę Górnik Łęczna. Z drugiej strony, kibice wrocławian praktycznie z pamięci mogą wyliczać przecież mecze z prowadzeniem, w których spokojnie można było pokusić się o dowiezienie pełnej puli do końcowego gwizdka. Utrata wygranej w ostatniej akcji meczu w Mielcu to jeden z najświeższych przykładów, ale jesienią w podobnych okolicznościach uciekały przecież domowe zwycięstwa z Lechią Gdańsk (1:1) czy Jagiellonią Białystok (2:2). Te wszystkie, na pozór drobne, potknięcia, doprowadziły do wyjątkowo napiętej sytuacji w tabeli tuż przed ligowym finiszem.
NIELICZNI PRZECIWNICY
Bezkonkurencyjne w statystyce przekładania prowadzenia na wygrane w sezonie 2021/2022 okazały się kolejno Lech Poznań, Legia Warszawa i Cracovia. W dwumeczu z tym pierwszym przeciwnikiem Śląsk nie miał zbyt wiele do powiedzenia, bo w październiku pod wodzą Jacka Magiery przegrał na wyjeździe (0:4), a wiosną już za kadencji Piotra Tworka okazał się słabszy przed własną publicznością (0:1). Drużyna ze stolicy i Pasy stanowią jednak ciekawe przypadki, bo przynajmniej w rundzie jesiennej okazały się właśnie tymi nielicznymi przeciwnikami, przeciwko którym Śląsk potrafił zamienić prowadzenie na komplety punktów. Zielono-biało-czerwoni w ten sposób z krakowianami rozprawili się w 2. kolejce na jej stadionie (2:1), zaś z ówczesnym mistrzem Polski kilka tygodni później na Pilczycach (1:0). Wrocławianie mniej szczęścia w starciach z Cracovią i Legią mieli w rundzie rewanżowej, w tych grach nie byli jednak nawet blisko wyjścia na prowadzenie, przez co przegrywali odpowiednio 0:2 oraz 0:1.
PROCENT WYGRANYCH MECZÓW, W KTÓRYCH DANA DRUŻYNA PROWADZIŁA:
- Lech Poznań 88%
- Legia Warszawa 86,67%
- Cracovia 85,71%
- Raków Częstochowa 76,92%
- Wisła Płock 75%
- Lechia Gdańsk 69,57%
- Zagłębie Lubin 68,75%
- Górnik Zabrze 68,42%
- Pogoń Szczecin 66,67%
- Piast Gliwice 65,22%
- Radomiak Radom 64,71%
- Warta Poznań 64,71%
- Jagiellonia Białystok 64,29%
- Wisła Kraków 53,85%
- Stal Mielec 52,94%
- Bruk-Bet Termalica Nieciecza 50%
- Górnik Łęczna 50%
- Śląsk Wrocław 43,75%