Stal - Śląsk 2:0. Dokąd zmierzasz, Śląsku? (RELACJA)
03.09.2022 (16:50) | Jan Micygiewicz
fot.: Karol Bugajski
Jeśli kibice z Wrocławia liczyli na odpowiednią reakcję zespołu po przegranej z Rakowem w zeszłym tygodniu, to się mocno przeliczyli. W meczu 8. kolejki ekstraklasy Śląsk w zatrważającym stylu przegrał 0:2 ze Stalą Mielec. Niestety, ale po kolejnym tak tragicznym występie, możemy zacząć zastanawiać się dokąd zmierza zespół Ivana Djurdjevicia.
Serbski szkoleniowiec po raz pierwszy zdecydował się na zrobienie kilku zmian w wyjściowej jedenastce. W porównaniu do meczu z Rakowem, ze składu wypadli: Gretarsson, Olsen (zawieszony za kartki), Samiec-Talar i Yeboah. W ich miejsce wskoczyli Verdasca, Hyjek, Konczkowski i Nahuel. Ostatnia dwójka po raz pierwszy w tym sezonie pojawiła się w wyjściowej jedenastce w ekstraklasie.
Spodziewaliśmy się, że te zmiany będą także zapowiedzią lepszej gry Śląska. Wystarczyło jednak poczekać kilka chwil od gwizdka sędziego, żeby przekonać się, jaka była rzeczywistość.
ZDEKONCENTROWANY ŚLĄSK
Trudno wytłumaczyć to, co piłkarze Śląska prezentowali na boisku w Mielcu od pierwszej minuty. Brak koncentracji, zmęczenie drugim wyjazdem w przeciągu trzech dni czy może zbyt luźne podejście do meczu? Też chcielibyśmy wiedzieć.
Festiwal strat na własnej połowie rozpoczął Javier Hyjek, który zagrał idealne prostopadłe podanie. Niestety adresatem tego zagrania nie był Erik Exposito, lecz Said Hamulić. Na szczęście dla ekipy z Wrocławia Michał Szromnik stanął na wysokości zadania, wyszedł z bramki i świetnie interweniował w sytuacji sam na sam.
Podobne straty zaliczali Konrad Poprawa, Adrian Łyszczarz czy Matias Nahuel. Łyszczarz, który miał przecież wspierać Exposito i napędzać ataki Śląska, momentami zachowywał się jak hamulcowy. Zatrzymywał akcje, wybierał bezpieczne rozwiązania i podawał do tyłu. W ten sposób zakończył też jedną z kontr, gdy po prostu zaczął wracać się w kierunku własnej połowy i zanotował fatalną stratę.
TIKI TAKA NAHUELA
Matias Nahuel wychował się w innym piłkarskim świecie - to widać na pierwszy rzut oka. Nie wybija piłki na aut, nie wykopuje jej też przed siebie na uwolnienie. Niestety jedna z jego prób utrzymania się przy piłce pod presją rywala zakończyła się kolejną stratą. Stal przeprowadziła akcję prawym skrzydłem, Fryderyk Gerbowski dośrodkował na głowę Hamulicia i Holender wpakował piłkę do siatki.
Zatrważające jest to, ile defensywa Śląska zostawiła snajperowi Stali miejsca w polu karnym. Konczkowski nie zdążył doskoczyć do Hamulicia, a Janasik stał obok i patrzył. Zawodnik gospodarzy, którego jednym z głównych atutów są warunki fizyczne, idealnie dostawił głowę i uderzył przy samym słupku. Szromnik nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.
BEZ POMYSŁU W ATAKU
O akcjach ofensywnych Śląska w pierwszej połowie trudno napisać ciekawego. Był strzał Exposito sprzed pola karnego, była także wrzutka Łyszczarza, która przypadkowo zamieniła się w uderzenie. Po zagraniu Polaka piłka trafiła w słupek i wrocławianie byli wtedy zdecydowanie najbliżej gola wyrównującego. Pod koniec pierwszej połowy ofensywny akcent zaliczył także Konczkowski, który uderzał z ostrego kąta.
Problem jednak w tym, że w zespole Ivana Djurdjevicia nie było widać żadnego pomysłu na grę. Środkowi pomocnicy nie wykazywali żadnej kreatywności, a napastnik i skrzydłowi większość czasu stali przyklejeni do obrońców rywala. Niestety na boisku nie widać żadnego lidera, który mógłby wziąć odpowiedzialność na swoje barki.
Przykry, ale prawdziwy obraz ofensywy Śląska jest taki, że aktualnie wrocławianie nie są w stanie niczym zaskoczyć rywala. Tak było w meczu z Rakowem, tak było także i dzisiaj.
SAMOBÓJ Z POŁOWY
Idealnym podsumowaniem postawy drużyny ze stolicy Dolnego Śląska w tym meczu był gol stracony na 0:2 w 70. minucie. Javier Hyjek i Michał Szromnik zadbali o to, żeby o meczu w Mielcu mówiła cała Polska. Ten pierwszy wpadł na niezrozumiały pomysł wycofania górnej piłki do bramkarza z połowy boiska. Ten drugi nie poradził sobie z przyjęciem mocnego zagrania od środkowego pomocnika i piłka wleciała do siatki. Brak słów, po prostu całkowita katastrofa.
Śląsk nie tylko nie próbował zbytnio przeszkadzać Stali, ale nawet postanowił ułatwić gospodarzom zadanie. Gol samobójczy Hyjka już stał się hitem mediów społecznościowych, co nikogo nie powinno dziwić, bo nie codziennie widzimy strzały do własnej siatki z takiej odległości.
BEZ WALKI, BEZ POMYSŁU
Warto podkreślić, że Stal Mielec nie rozegrała w sobotnie popołudnie wielkiego meczu. Podopieczni Adama Majewskiego nie musieli zbytnio się wysilać, żeby zgarnąć trzy punkty, bo nie było takiej potrzeby. Śląsk wyglądał dramatycznie słabo w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła. W drużynie gości nie było walki, zaangażowania, koncentracji ani pomysłu na stworzenie zagrożenia pod bramką rywala. Nie było absolutnie nic.
Gdyby Śląsk grał dzisiaj z Rakowem, wynik prawdopodobnie byłby jeszcze wyższy niż tydzień temu. Stal nie potrafiła wykorzystać wszystkich błędów wrocławian, ale nie miała też takiej potrzeby. Dla drużyny z Podkarpacia liczą się jeszcze trzy punkty. Kibice z Mielca mogą być zadowoleni z postawy swoich ulubieńców i przy okazji wdzięczni piłkarzom Śląska, którzy zapewnili im sporo rozrywki za sprawą gola samobójczego z połowy boiska.
Stal Mielec - Śląsk Wrocław 2:0 (1:0)
Hamulic 24', Hyjek (samobój) 69'
Stal Mielec: Mrozek - Getinger, Hiszpański (60' Żyra), Flis, Kasperkiewicz (81' Kruk), Matras, Gerbowski, Domański, Wlazło, Vastsuk (66' Mak), Hamulic (81' Lebedyński)
Śląsk Wrocław: Szromnik - Janasik, Poprawa, Verdasca, Garcia (78' Bergier) - Konczkowski, Hyjek (78' Bukowski), Schwarz, Łyszczarz (46' Yeboah), Nahuel - Exposito
Żółte kartki: Hiszpański, Matras, Janasik
Widzów: 5252
Sędzia: Damian Kos (Wejherowo)