Więźniowie nienawiści (FELIETON)
07.10.2021 (06:00) | Kacper Rudzik
fot.: Paweł Kot
Zdarzyła się rzecz, której jako kibic chciałem najmocniej uniknąć. Druzgocąca porażka z rywalem będącym w świetnej dyspozycji może mocno podburzyć dobre nastroje, jakie panowały ostatnio w zespole. Ale piłka to sport, w którym mecz kończy się zwycięstwem, remisem, albo porażką, zdarza się, że bardzo bolesną. Czasem wygrywasz mimo przewagi, czasem przegrywasz odstając poziomem. Porażki są różne, ale są wpisane w DNA tej dyscypliny.
Po tym meczu jednak pochylę się nad złością wylewającą się z komentarzy kibiców czy postronnych obserwatorów. Regularnie podglądam na mediach społecznościowych fanów, którzy przed meczem lubią pisać pod profilami przeciwnika czy też kibiców danych klubów, jak to rozgromimy (tu można użyć słowa powszechnie uznawanego za wulgarne) ich. W momencie niekorzystnego wyniku trzeba się zmierzyć z wypisywanymi wcześniej komentarzami i wracającymi uszczypliwościami. Ale zamiast na nie odpowiadać, to można przecież przekierować strumień hejtu w innym kierunku.
Bo przecież najłatwiej jest napisać w komentarzu wulgaryzmy, ubliżać wszystkim, którzy budują ten klub, którzy wychodzą na boisko celem zwycięstwa. Jedno pytanie, czy wy macie rozum i godność człowieka? Czy wy kiedykolwiek graliście w to chociaż pod trzepakiem? Przecież poziom żółci, której organizm używa do trawienia pokarmów jest niższy niż to, co zaprezentowano w komentarzach. Z jednej strony, "czy wygrywasz czy nie, ja i tak kocham cię", a z drugiej strony jazda tekstami o hańbieniem barw o jednej porażce.
Kto hańbi barwy?
Hańbiące Śląsk były lata, gdy sprowadzano marnej jakości piłkarzy, gdy osobami decyzyjnymi były osoby zupełnie nieznające się na tej dyscyplinie. Hańbiące było zamienianie tego klubu w pewnym momencie w anorektyczną strukturę organizacyjną i ograniczanie budżetu do minimum. Hańbiące jest dyletanctwo i marnotrawienie potencjału. Ale hańbiącą nie jest porażka tego typu, będąc ostatnią pokonaną drużyną w lidze, po kilku miesiącach bez tego gorzkiego smaku.
Moim zdaniem żadna dyscyplina sportowa nie jest tak powiązana z naszym życiem jak piłka nożna. Zwłaszcza gdy jest się kibicem klubu, który nie jest dominatorem rozgrywek czy gra o finały europejskich pucharów. Bo w większości nasze życie to też zmaganie się z codziennymi trudami, małymi potknięciami, zwycięstwami i porażkami. Od młodzieńczych lat wygrywamy bądź przegrywamy w szkole z kolegami czy nauczycielami. Rywalizujemy o pracę z innymi będąc na styku sukcesu i porażki albo już nawet wewnątrz firmy. Nie raz rywalizujemy też o drugą osobę czasem skutecznie, a czasem próbując oszukać przeznaczenie. I gdy przegrywamy, to przecież nie odpuszczamy życia, tylko próbujemy poprawić błędy, rozwinąć się. Bo to takie momenty pozwalają znaleźć i poprawić błędy
Liczy się nie mistrzostwo sierpnia, miejsce w top 4 na koniec września czy po świętach, tylko po 34 kolejkach. Tak długo, jak porażka jest elementem rywalizacji sportowej z lepszą drużyną, a nie degrengolady, to powinniśmy być kibicami wierzącymi w swój klub. A napędzając rzekę żółci być może tylko dokładamy jeszcze swój element do kolejnych porażek.
Warto wierzyć
Kilku skreślanych piłkarzy pokazało, że warto wierzyć w rozwój, a nie szybko dyskredytować ich wartość po słabszych występach. Sam tego doświadczyłem, amatorsko grając, że wsparcie po porażkach dawało dużo więcej, niż komentarze ubliżające, krytykujące bezpodstawnie czy po prostu będące ujściem frustracji. Można mówić o nieprzejmowaniu się tym, dystansowaniu się, ale to nie zawsze tak działa
Poszedłem kiedyś na mecz byłej drużyny, też wyglądając trochę inaczej, i usłyszałem od jednego z kibiców (a zawodowo także trenera), że był taki młody bramkarz, który ogarniał i że popełniono błąd, że pozwolono mu zrezygnować. Chodziło o mnie, lecz nie piszę, by się tym pochwalić, bo to był jakiś totalnie amatorski poziom i sam swojej grze miałem wiele do zarzucenia. Kwestia jest tego typu, że dziś wylewając żale i nienawiść, jutro możemy tęsknić za seriami meczów bez porażki.
***
Dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim tekstem. Cóż, mecz z Lechem trochę zweryfikował go, a także potwierdził niektóre obawy. Ale zgadzam się też z opiniami, że pojedynczy mecz niczego nie przekreśla w skali sezonu. Chętnie bym z Wami wchodził w rozmowy pod komentarzami, ale czas leci nieubłaganie. Jeśli tylko jednak będzie możliwość, to będę się starał chociaż w post scriptum tutaj odpowiadać.