Bargiel: Pobyt we Włoszech nauczył mnie pokory (WYWIAD)

17.05.2023 (19:00) | Marcin Sapuń
uploads/images/2023/5/bargiel_6464045cc7cdd.jpg

fot.: Rafał Sawicki

Wiosną w drugoligowych rezerwach Śląska Wrocław odgrywa kluczową rolę. Jest najlepszym strzelcem zespołu w tym sezonie, a na Dolny Śląsk przyjechał cztery lata temu po dwuletniej przygodzie we Włoszech. Jak Przemysław Bargiel wspomina grę w AC Milan i Spezii, dlaczego zagrał tak mało w ekstraklasie i czy zagra jeszcze w zielonej koszulce na jesień? Zapraszamy na wywiad z 23-letnim pomocnikiem. 



 

Rozmowa została przeprowadzona przed meczem z Lechem II Poznań (1:2)

We Wrocławiu jesteś już cztery lata. Jak wyglądała aklimatyzacja w nowym mieście, kiedy tu przyjechałeś?

Wydaje mi się, że tutaj nie miałem problemów z aklimatyzacją. Przebiegło to wszystko sprawnie. Był koniec okienka transferowego, więc mi i mojemu menadżerowi zależało, by znaleźć jak najlepszą drogę. Dużo szukaliśmy, rozmawialiśmy z wieloma klubami i ostatecznie zdecydowaliśmy się na Śląsk. Dla mnie był to dobry ruch.

Cofnijmy się kilka lat. Pamiętasz datę 29 kwietnia 2016 roku?

Oczywiście, że tak. 

To wtedy zadebiutowałeś w ekstraklasie w barwach Ruchu Chorzów. Zagrałeś w czterech ostatnich spotkaniach sezonu 2015/16, w kolejnym już tylko w jednym. Niebiescy spadli z ligi i zaczęły się kłopoty finansowe, więc zdecydowali się sprzedać cię do AC Milan. Jak doszło do sfinalizowania tej transakcji?

Jeśli chodzi o ostatnie spotkania Ruchu, wydaje mi się, że nie trzeba patrzeć jaka była sytuacja Ruchu Chorzów, a bardziej miejsce w tabeli. W sezonie 15/16 byliśmy w górnej ósemce, ale bez szans na walkę o puchary. Dodając jeszcze problemy finansowe klubu i szansa, by zarobić na młodym zawodniku, Ruch chciał mnie wypromować, dając mi szansę grania. Można śmiało powiedzieć, że pomogliśmy sobie nawzajem. Po prostu takim klubom jak AC Milan się nie odmawia. Kiedy usłyszałem jaki klub mnie chce, bez zastanowienia przyjąłem propozycję.

Czyli nie miałeś żadnych wątpliwości przed wyjazdem do Włoch?

Dokładnie tak. Gdybym mógł cofnąć czas ze świadomością, co stanie się później, zapewne postąpiłbym tak samo i pojechał do Włoch. Wydaje mi się, że 99% ludzi też by tak zrobiło. Co prawda teraz jestem trochę starszy i moglibyśmy rozmawiać godzinami o skutkach tego wyjazdu, ale wówczas na to nie patrzyłem, jaki to może mieć wpływ mentalny, czy rozwojowy. Natomiast czuję, że ten kierunek był dla mnie rozwojowy jako dla człowieka i piłkarza.

Wspominasz o rozwoju mentalnym. Chciałbym poruszyć wątek, czego tak naprawdę nauczył cię wyjazd za granicę w wieku 17 lat?

Myślę, że przede wszystkim pokory. Bardzo często o tym mówię i teraz patrzę z góry na to. Zostają wspomnienia, w większości dobre, chociaż bywały też i gorsze momenty, ale gdyby to na szybko podsumować, najważniejszy wpływ dla mnie był rozwój mentalny. Zrozumiałem, czego mi tam zabrakło, co powinienem zrobić lepiej.

We włoskich klubach zagrałeś łącznie w 35 spotkaniach. Co nie zagrało chociażby w AC Milan, że praktycznie nie występowałeś w tym zespole?

Wydaje mi się, że sam status. Bardziej myślałem o tym, że jestem zawodnikiem Milanu, a nie na tym, że gram. To mogło mieć wpływ na całokształt mojej przygody w Mediolanie. Umiejętnościami nie odstawałem, cały czas ta strefa mentalna była moim problemem. Byłem bardzo zadowolony z tego, że jestem w Milanie i z góry zakładałem, że wszystko się udało mimo tego, że okazało się, że nie grałem żadnych spotkań albo łapałem kilka minut.

Później przyszedł czas na wypożyczenie do Spezii i tutaj właśnie zapaliła mi się lampka, że najważniejsze dla mnie ma być granie. A jej brak na pewno wchodzi na mental, bo jak nie wychodzisz na boisko, tracisz pewność siebie. Po przyjściu do Spezii tak naprawdę otworzyły mi się oczy. Wystarczy porównać organizację w obydwu klubach, nie ujmując nic Spezii, gdzie wszystko było profesjonalnie zarządzane, ale w Milanie kładą większy nacisk na szkolenie młodzieży. Jest internat, wszystko, co potrzebują młodzi piłkarze, jest na miejscu. W Spezii tego nie było. Musiałem sam dbać o siebie, wówczas zdecydowałem też o mieszkaniu samemu,  a klub pomógł mi wynająć kawalerkę. Przyjechała też do mnie dziewczyna i zacząłem wtedy samodzielne życie i dopiero wtedy okazało się, że muszę sam opłacać rachunki, wykonywać codzienne obowiązki w domu. Zacząłem dostrzegać najdrobniejsze elementy, które mają wpływ na to, dzięki czemu w Spezii grałem już zupełnie więcej.

Jakie jeszcze różnice dostrzegłeś między oboma klubami?

W Milanie zawsze ważne było i nadal jest gra. To, co dotyczy spraw poza boiskowych, takich jak jedzenie, nocleg, zawodnik nie musi się martwić. W Spezii było inaczej, ale sam tego chciałem. Stwierdziłem, że to idealny moment by dojrzeć i rozpocząć to dorosłe życie. Na początku były jakieś problemy, ale później zacząłem sobie wszystko układać i to później przeniosło się na boisko, na którym czułem się pewniej, zacząłem więcej grać. Ale tamten okres wspominam bardzo dobrze. Ludzie wzięli mnie pod opiekę. Wszyscy wiedzieli, że jestem z Milanu i myśleli, że będę się wywyższał, a wcale tego nie pokazywałem. Byłem otwarty, rozmawiałem dużo z innymi i automatycznie zauważyłem, że od razu było mi trochę lżej i problemy, które pojawiały się w Milanie, w nowym klubie przestały istnieć

Będąc w Milanie miałeś okazję trenować pod okiem Gennaro Gattuso. Czy trener Gattuso przypomina charakternego piłkarza?

Jaki zawodnik taki trener. Zgadzam się w stu procentach. Wiadomo, może są jakieś niuanse, ale prawie nic się nie zmienia. Ta sama charyzma, podejście do zawodników bez względu na to, czy nazywasz się Donnarumma, Bonucci, czy Bargiel. Dla trenera nie miało znaczenia, kim jesteś i co osiągnąłeś, tylko najważniejsze jest to, by każdy pracował na siebie i był wojownikiem.

Podsumowując już twoją przygodę we Włoszech, można pokusić się o stwierdzenie, że nie żałujesz tego wyjazdu, ponieważ ten pobyt więcej cię to nauczył i ukształtował jako piłkarza i człowieka.

Dokładnie tak. I te błędy, które popełniłem we Włoszech, poprawiłem po przyjeździe do Wrocławia. Można powiedzieć, że ten etap jest oddzielony murem i do niego nie wracam. Pozostały mi tylko wspomnienia.

Przychodząc do Śląska mówiłeś, że wybrałeś ten klub z myślą gry w ekstraklasie. Tymczasem mijają już prawie cztery lata, a twój dorobek w najwyższej klasie rozgrywkowej w zielonej koszulce to zaledwie trzynaście minut. Jak wyglądała twoja współpraca z Vitezslavem Lavicką? Jak trener argumentował fakt, że nie dostajesz od niego szans na grę?

To też jest temat na dłuższą rozmowę. Nie jestem osobą, która powie, że trener jest zły, bo uważam, że trener Vitezslav Lvicka był bardzo dobrym szkoleniowcem i nauczył mnie rozwojowych rzeczy. Wydaje mi się, że problem leżał po mojej stronie. Przychodziłem do Śląska po pobycie w Mediolanie i miałem w głowie, że skoro byłem częścią Milanu, to w ekstraklasie będzie mi łatwiej. Zderzyłem się z rzeczywistością, szczególnie seniorską piłką. Moje samo podejście mogło być głównym powodem, dlaczego trener nie chciał mi dawać szansy. Same umiejętności to było za mało, by zaliczyć więcej minut w ekstraklasie. W sezonie 2020/21 dużo rozmawiałem z trenerem Lavicką, dowiedziałem się, co jakie elementy należy poprawić, co mogę zrobić więcej. Wiedziałem na czym stoję, dostałem kilka minut w pierwszych trzech kolejkach i później zadziała się sytuacja, która ma wpływ aż do teraz.

Masz na myśli zmianę na ławce i pojawienie się w Śląsku Jacka Magiery?

Nie, chodzi mi o zmianę pozycji. Do Śląska przychodziłem jako “szóstka”, a po tych trzech meczach trener nagle przesunął mnie na lewe skrzydło, gdzie nie czułem się najlepiej. Nie jestem szybkościowym graczem jak Przemek Płacheta, ale taka była decyzja trenera i przyjąłem ją. Nie chcę mówić, że przez to straciłem dwa, trzy miesiące, by przyzwyczaić się do nowego miejsca na boisku, ale poniekąd wytrąciło to mnie. Później w rezerwach za kadencji trenerów Jawnego i Dymkowskiego, też grałem na tej pozycji, ale oni ją bardziej podreperowali, zrobili ze mnie bardziej taką “dziesiątkę”. Z biegiem czasu zaczęło się to zazębiać. Drugą sprawą są liczby w rezerwach. Co prawda łapałem minuty, ale nie zaznaczałem swojej obecności na boisku w statystykach. Było dużo takich spotkań w kratkę, brakowało stabilizacji.

Trenerzy rezerw próbowali ci zaprezentować swoją filozofię gry?

Tak. Trener Jawny, czy Dymkowski brali mnie na rozmowy, by wytłumaczyć jak powinien operować piłką skrzydłowy w ich wizji. Złapałem to i późnej trenerzy odeszli, przyszedł trener Krzysztof Wołczek, a w międzyczasie zmienił się również trener w pierwszym zespole. I zostało tak, że trenowałem po prostu z drugą drużyną, powiedział mi to też osobiście trener Jacek Magiera. Przyjąłem to, chociaż ambicję miałem oczywiście większe. Natomiast na tamten moment byłem po prostu zbyt słaby. Wziąłem to do siebie pod tym kątem, by jeszcze mocniej nad sobą popracować. Moim problemem jest też gra w defensywie. W ofensywie z biegiem czasu zacząłem czuć błysk i też wysyłałem sygnały, że zaczynam wchodzić na dobre tory. Jednak wciąż tym mankamentem była gra fizyczna, która mnie wybijała i nie czułem się z tym dobrze. Trener Wołczek znowu mnie odrobinę podrasował do gry ofensywnej i patrząc przez okres dwóch lat, zrobiłem duży postęp, a najważniejsze jest to, że poszły za tym liczby i poprawiłem grę w obronie.

Przez te cztery lata grałeś po prostu na wielu pozycjach.

Tak, stałem się takim uniwersalnym zawodnikiem. Jest to zaleta, ale z drugiej strony również wada. Jeśli był lub jest jakiś zawodnik, który gra typowo na danej pozycji, to też nie dostawałem swoich szans. Chociażby w poprzedniej rundzie było kilka takich meczów, gdzie nie grałem zbyt dużo lub siedziałem na ławce rezerwowych. Dostawałem takie sygnały, że może czas, by walnąć pięścią w stół i pokazać jaja. Dlatego też w moim odczuciu obecna runda wiosenna idealnie oddaje, czego mi brakowało dwa, trzy lata temu.

Myślę, że można też pokusić się o stwierdzenie, że takiemu zawodnikowi jak ty, który w zależności od filozofii gry szkoleniowca gra na różnych pozycjach, nie pomagają ciągłe zmiany na ławce trenerskiej.

Początkowo mógł być problem, ale teraz jestem na tyle inteligentnym zawodnikiem z doświadczeniem na kilku pozycjach, że potrafię na nich grać i bez względu na to, kto by do Śląska przyszedł, dałbym radę. Nawet grając na obronie. Po prostu dla mnie najważniejsze jest teraz zbieranie minut na boisku, bo czuję, że mam umiejętności na wysokim poziomie i jestem na wysokim poziomie. Cały czas słucham, co mówią do mnie trenerzy i to wykonuję. Można powiedzieć, że jestem takim żołnierzem.

Przejdźmy na drugoligowe boiska. Wasza sytuacja na cztery kolejki przed końcem sezonu nie jest optymistyczna, ale też nie na tyle tragiczna, by przekreślić szanse na utrzymanie. Tak naprawdę jeden mecz może zmienić układ tabeli. Jaka panuje sytuacja w szatni? Na pewno wciąż wierzycie, że uda się pozostać na zapleczu pierwszej ligi.

Oczywiście. Cały czas rozmawiamy w szatni, na odprawach, nawet po ostatnim przegranym meczu ze Zniczem Pruszków powiedzieliśmy sobie, że to nas nie deprymuje. Wiadomo, każdy z zawodników czuje presję i jest to normalne. Rok temu też walczyliśmy o utrzymanie, ale nie byliśmy w takiej sytuacji, co dziś.

A jeszcze dwa lata temu byliście blisko baraży o awans do pierwszej ligi.

Dlatego mówię, że każdy sezon jest inny. Przychodzi dużo nowych zawodników, kończymy rundę jesienną na ostatnim miejscu i sytuacja wyglądała źle, ale wróciliśmy do treningów po przerwie i powiedzieliśmy sobie, że nie spadniemy! Cały czas w to wierzymy, bez względu na to, czy trafiają nam się takie jak mecz jak na przykład z Garbarnią przegrywamy 2:3, prowadząc dwoma bramkami. Bolało nas to strasznie, ale takie jest życie. Nie można patrzeć do tyłu, tylko patrzeć na kolejne spotkania. Sytuacja nie jest najgorsza i tę naszą wiarę pokazaliśmy już przeciwko Górnikowi Polkowice, KKS-owi Kalisz, GKS-owi Jastrzębie. Kiedy widać zaangażowanie, o wiele łatwiej nam się gra. To widać na boisku i według mnie nie mamy nic do stracenia, a każdy z nas i cała drużyna może tylko zyskać. Na te ostatnie mecze musimy wyjść z czystą głową, gryźć trawę i wygrać każdy mecz.

Czy waszym atutem na te cztery finały będzie fakt, że oprócz Wisły Puławy zagracie z zespołami z dolnej partii tabeli?

Można powiedzieć, że terminarz nam sprzyja, ale najważniejsi jesteśmy my. Bez względu na to z kim będziemy grać, musimy najpierw patrzeć na siebie. Dopiero po meczu możemy sobie patrzeć w tabelę, by zobaczyć jak poradziły sobie pozostałe zespoły. Teraz wszystko jest w naszych nogach i głowach. Jestem pewny za siebie i chłopaków, że jeśli sobie to poukładamy, odniesiemy sukces. Musimy być skoncentrowani przez 90 minut i nie możemy sobie pozwolić, by przespać jakiś moment meczu. Jesteśmy przygotowani na sto dziesięć procent, bo sto procent może nie wystarczać i musimy dodać od siebie coś ekstra. Na pewno nie będziemy odpuszczać.

Nie uważasz, że przespaliście jesień? W 2023 roku wyglądacie o wiele lepiej, stwarzacie sobie sytuacje i wygrywacie we Wrocławiu.

To na pewno coś, co nas wyróżnia. Jednak najważniejszym aspektem jest ryzyko podczas gry. Zostały nam cztery kolejki i nie ma marginesu błędu. Musimy punktować, więc częściej ryzykować, grać bardziej ofensywnie. Ktoś mógłby powiedzieć, że lepiej grać rozważnie i koncentrować się na przykład na kontratakach, ale nie jest to w myśl naszej taktyki. Samo ryzyko daje nam więcej możliwości i przez to zaczęliśmy grać lepszą piłkę dla oka. Wiem, że w meczu ze Stomilem to ryzyko zaowocowało bramkami dla przeciwnika, ale to też trzeba wyważyć. To czas, by wziąć odpowiedzialność za zespół.

Dla ciebie jest to też bardzo udana runda. Strzeliłeś cztery gole, w tym trzy, które dały zwycięstwo w meczach u siebie. Widać, że zrobiłeś duży progres względem jesieni.

Miło słyszeć pochwały. Sam też czuję, że to nie jest ten sam Przemek, co rok temu, który gra w kratkę. Istotne jest to, że złapałem już stabilizację. Ode mnie też wymagało się więcej i być może tu gdzieś miałem z tym problem. Na szczęście udało się to przekuć w coś dobrego i teraz jeszcze bardziej mnie to motywuje, napędza. Jeśli w teorii jest to dobra runda w moim wykonaniu, to i tak patrzę, co jeszcze mógłbym lepiej zrobić. Dzięki temu nie wariuję na boisku, robię swoje i efekty przyszły z czasem. Cały czas chcę czegoś więcej, rozwijać się i szukać czegoś do poprawy. Dla mnie te ostatnie mecze będą finałowym sprawdzianem, bo w czerwcu kończy mi się kontrakt w Śląsku, ale zaznaczam, że na podsumowania przyjdzie jeszcze czas po sezonie. Jestem typem takiego zawodnika, który chce być liderem. Cieszę się, że bramki dają zwycięstwa i dzięki temu jeszcze się trzymamy, ale trzeba pochwalić całą resztę zespołu, która na każdym kroku okazuje wsparcie.

Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że obecność na boisku Mariusza Pawelca daje wam odrobinę spokoju w bloku defensywnym?

Mariusz jest zawodnikiem, który daje dużą stabilność w obronie. Sama liczba występów w ekstraklasie mówi dużo o nim. Posiada na pewno ogromne doświadczenie, które może nam przekazać na boisku. Mimo wieku potrafi wybronić stuprocentowe sytuacje i pokazać, że bez względu na to, ile masz lat, możesz wciąż grać na najwyższym poziomie, a ambicją i chęcią walki można przenosić góry. Mariusz Pawelec jest dla nas też mentalnym wsparciem, nawet gdy nie ma go na murawie, tylko na ławce trenerskiej.

Chciałbym jeszcze zapytać o jednego piłkarza, z którym masz okazję grać. We Wrocławiu wiąże się duże nadzieje z Karolem Borysem, który mimo szesnastu lat przewyższa poziomem niektórych rówieśników i starszych kolegów. Dostrzegasz to?

Karol na pewno jest bardzo dobrym zawodnikiem. Jeszcze dużo przed nim, ale widać u niego wysoki poziom techniczny i to od razu przykuwa uwagę. Mimo młodego wieku potrafię dostrzec u niego lekkość, pewność siebie. Na boisku pokazuje swoje umiejętności i teraz wszystko zależy od niego jak to poprowadzi. Według mnie ma papiery na duże granie, ale czas pokaże, co z tego wyjdzie.

W tym sezonie wielu zawodników z rezerw miało okazję trenować, a nawet wystąpić w ekstraklasie za kadencji Ivana Djurdjevicia. Czy trener przez te ponad dziesięć miesięcy pracy w Śląsku rozmawiał z tobą i dawał ci jakieś sygnały, że możesz być brany pod uwagę przy układaniu meczowej osiemnastki?

Kilka razy byłem na treningach, ale na początku jego przygody w Śląsku mieliśmy jedną rozmowę, kiedy powiedział mi wprost, że będę grał w rezerwach. Dał mi jasno do zrozumienia, że nie będę włączony w skład pierwszego zespołu. Nie obraziłem się za te słowa, bo wiem, że każdy szkoleniowiec ma swoją filozofię gry.

Natomiast w obliczu problemów kadrowych trener Jacek Magiera zaprosił cię na trening z pierwszym zespołem przed meczem z Jagiellonią Białystok. Potraktowałeś to jako wyróżnienia za dobrą postawę w drugiej lidze?

Jest to jakaś nagroda, ale trener Magiera często mówi, że trzeba być gotowym. Cieszę się, że miałem możliwość trenowania z pierwszym zespołem, ale dla mnie nie jest to najważniejsze. Tam, gdzie będę potrzebny, tam jestem gotowy, bez względu na to, czy jest to ekstraklasa czy druga liga. Rozmawiałem z trenerem i powiedział mi, że mam być gotowy w każdej chwili, ponieważ nie wiadomo, co się wydarzy.

Ostatecznie do Białegostoku nie pojechałeś. W tym samym dniu rezerwy grały w Pruszkowie ze Zniczem i tam wybiegłeś od pierwszej minuty. Czy trener Magiera argumentował jakoś swoją decyzję?

Nie, raczej można się domyślać. W rezerwach też mieliśmy problemy kadrowe i Jacek Magiera nie chciał zabierać wszystkich zawodników. Oczywiście czuję się gotowy na grę w ekstraklasie, ale jeśli jestem potrzebny w drugim zespole, nie mam z tym żadnych problemów.

Miałeś jakieś oferty z innych klubów przed rozpoczęciem sezonu 2022/23? Przychodziłeś do Śląska, by grać w ekstraklasie, a sytuacja jest taka, że za chwilę możesz wylądować z zespołem rezerw w trzeciej lidze.

Mogę powiedzieć, że oferty były. Zarówno rok temu i przed startem rundy wiosennej, ale czułem, że chcę we Wrocławiu dograć do końca kontraktu i postawiłem sobie cel, by zagrać najlepszy sezon, czy najlepszą rundę. Sam trener Wołczek pytał mnie, czy zamierzam udać się na wypożyczenie do innego klubu, ale powiedziałem jasno, że zostaję i chcę pomóc w walce o utrzymanie.

Czy odbyły się już jakieś rozmowy dotyczące przedłużenia kontraktu? Chcesz zostać jeszcze we Wrocławiu?

Na ten moment nie doszło do żadnych rozmów i nie chcę też wybiegać w przyszłość. Aktualnie jestem skupiony na grze w rezerwach. Opcji jest dużo, a nie wiem też w jakich rozgrywkach Śląsk rozpocznie kolejny sezon. Jest tyle niewiadomych, ale wciąż wierzymy, że uda się utrzymać we Wrocławiu zarówno ekstraklasę i drugą ligę. Z mojej perspektywy chcę dograć tę rundę jak najlepiej i dopiero później będę mógł usiąść i rozważyć pojawiające się oferty. Na ten moment wszystko jest otwarte, ale najpierw trzeba uniknąć spadków.

W takim razie na zakończenie muszę zapytać o moment, który najbardziej utkwił ci w pamięci w czteroletniej przygodzie we Wrocławiu?

Na pewno pierwszy mecz w ekstraklasie z Piastem Gliwice w 2020 roku.

 

ZOBACZ też: Co z przyszłością liderów Śląska po zakończeniu sezonu?

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.