Plusy i minusy meczu z Górnikiem
10.10.2022 (06:00) | Karol Bugajskifot.: Mateusz Porzucek
Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po sobotnim spotkaniu z Górnikiem Zabrze (4:1)? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.
PLUSY MECZU
Łukasz Bejger
Konia z rzędem temu, kto jeszcze w piątek pomyślałby, że to właśnie ten zawodnik okaże się bohaterem meczu Śląska z Górnikiem. Bejger w 12. kolejce zaprezentował się w ekstraklasie po raz pierwszy od 21 maja, czyli poprzedniego domowego meczu z zabrzanami (3:4) i odegrał ogromną rolę w zainkasowaniu arcyważnych punktów. W sobotnie popołudnie to Bejger trafił na 3:1 pozwalając uniknąć zapowiadającej się nerwowej końcówki, a swój bilans wzbogacił o dwie asysty, co stanowi jeden z najlepszych indywidualnych występów Śląska od dawna. 20-latek przypomniał tym samym, że nie można zapominać o nim w kontekście pierwszego zespołu, a nie bez znaczenia jest przecież także potencjał sprzedażowy. Nie ma się co obrażać na to, że Bejgerem w niedalekiej przeszłości interesowały się inne zespoły, tylko trzeba zadbać o odpowiednie wypromowanie w tym sezonie.
Patrick Olsen
Pod nieobecność Michała Szromnika, to Duńczyk w sobotnie popołudnie wyprowadził swój zespół na mecz z Górnikiem jako kapitan, a opaska zmotywowała go do jeszcze lepszej gry niż zazwyczaj. Po poniedziałkowym rozczarowaniu z Wartą Poznań (0:2) dużo mówiło się o tym, że Olsen nie miał z kim grać, a jego pomysły pozostawały jedynie w sferze planów przez brak odpowiednich wykonawców. W sobotę Śląsk porzucił taktykę tysiąca wrzutek na rzecz gry, w której Duńczyk czuł się zdecydowanie lepiej, a jego regulowanie tempa gry i stempel na każdej jakościowej akcji gospodarzy, wyglądały imponująco. Przeciwko zabrzanom była też piękna puenta w postaci pierwszego gola Olsena z gry w ekstraklasie, a on sam po końcowym gwizdku przyznawał, że taka zdobycz smakuje zupełnie inaczej niż niedawny wykorzystany rzut karny w Gliwicach (1:1).
Erik Exposito
Pewnie to znowu była tylko jedna jaskółka, która nie uczyni wiosny, ale metamorfoza Hiszpana względem poniedziałkowego spotkania z Wartą, była jednak imponująca. Exposito w sobotę długimi fragmentami przypominał najlepszą wersję siebie sprzed fiaska transferu do Chin, zdobył trzecią bramkę w tym sezonie ekstraklasy, a jego gra naznaczona była ochotą i pazernością. Erik czyhał na błędy pod polem karnym przeciwnika, szukał sobie miejsca oraz wykazywał się dużą aktywnością, czego przecież brakowało we wcześniejszych tygodniach. Jeden gol to wcale nie musiało być maksimum hiszpańskiego napastnika w 12. kolejce, pozostaje mieć nadzieję, że poprzestanie na tym to po prostu oszczędzanie amunicji na ostatnie występy w 2022 roku. Większa regularność Exposito Śląskowi zdecydowanie się przyda, przy okazji nadchodzącego ligowo-pucharowego dwumeczu w Radomiu i Poznaniu mile widziane byłoby też przełamanie wyjazdowe. Poza Wrocławiem Hiszpan ostatni raz w ekstraklasie trafił w połowie marca.
MINUS MECZU
Brak czystego konta
Szkoda, że nawet przy okazji zdecydowanie najlepszego meczu pod wodzą trenera Ivana Djurdjevicia Śląsk nie był w stanie zachować czystego konta, a emocje są tym większe, że Górnik nabrał sędziego Szymona Marciniaka. Rzutu karnego po rzekomym faulu Konrada Poprawy na Jeanie Mvondo być nie powinno, do piłki podszedł jednak Szymon Włodarczyk i pewnym strzałem pokonał Rafała Leszczyńskiego. To oznacza, że wrocławianie do Radomia pojadą z dwumiesięczną serią meczów bez czystego konta w ekstraklasie, a gdy taka zdobycz po raz ostatni stała się ich udziałem, w kalendarzu był 14 sierpnia (1:0 w Poznaniu). Szczęście w nieszczęściu, że gol kontaktowy Górnika przy niebezpiecznym prowadzeniu 2:0 zupełnie nie wytrącił z równowagi zawodników Śląska i ci do końca robili swoje. W momencie próby przed oczami nie stanęły flashbacki z wiosennej walki o utrzymanie? O proszę, czyli jednak się da.
WYDARZENIE MECZU
Zmiana w bramce
Po kolejnym zawstydzającym błędzie Michała Szromnika, zmiana w bramce Śląska była nieunikniona, a trener Djurdjević na pomeczowej konferencji nie ukrywał, że taki plan pojawił się krótko po meczu z Wartą. Rafał Leszczyński dostał pierwszą szansę w ekstraklasie od października 2020 roku, kiedy na trzech meczach zakończyła się jego przygoda z Podbeskidziem Bielsko-Biała, a barwach wrocławian wystąpił po raz drugi (wcześniej przeciwko Ruchowi Wysokie Mazowieckie w Pucharze Polski). Czystego konta nie zachował, na poważną próbę przez zawodników Górnika wystawiony nie został, jednak przynajmniej nie zepsuł niczego po kilku minutach gry przy wyniku 0:0, co już jest miłą odmianą w porównaniu do poprzednika. Wydaje się, że Leszczyński miejsce w bramce będzie miał już do końca 2022 roku z zastrzeżeniem o ewentualnej rotacji w PP. Ma dużo do wygrania, jednak ekstraklasy ciągle się uczy, bo mimo trzydziestu lat na karku, wspomniane występy dla Górali to jego całe doświadczenie w tej klasie rozgrywkowej.