Chłodnym okiem: Pycha Legii
10.06.2015 (22:45) | Adam Osiński | skomentuj (1)
Poznaniacy nie tylko utarli nosa fałszywym prorokom, ale i samej Legii. Jej trener Henning Berg i prezes Bogusław Leśnodorski sprawiali wrażenie nieco zadufanych w sobie, założyli, że stworzą średniej klasy europejski zespół, a nie stworzyli nawet najlepszego polskiego. Norweg się kompletnie pogubił – najpierw wystawiał w lidze rezerwowy skład, potem krytykował za to samo innych trenerów, miał pretensje do sędziów za słuszne decyzje, a chwalił za absurdalne. No i w końcu strzelił sobie w stopę, wchodząc w konflikt i nie dając pograć najlepszemu napastnikowi, Orlando Sa, tak jakby mistrzostwo miało się samo zdobyć.
Brązowe medale przypadły Jagiellonii, choć jeszcze w maju Krzysztof Danielewicz po remisie w Białymstoku zapowiadał, że Śląsk na finiszu wyprzedzi ekipę z Podlasia. Tymczasem Jagiellonia trafiła na podium, osiągając największy sukces w historii i poprawiając wynik z 2011 roku, gdy zajęła czwarte miejsce. Niewiele brakowało, by Michał Probierz wraz ze swoją drużyną wyprzedził nawet Legię, choć prowadził klub z pięciokrotnie mniejszym budżetem. Probierz zawsze sprawiał wrażenie faceta pewnego siebie, wierzącego w swoje umiejętności i metody, ale w jego przypadku nie była to tylko fasada.
Śląsk skończył sezon tuż za podium, lecz dzięki zdobyciu Pucharu Polski przez Legię dało mu to awans do pucharów. Zastanawiam się, na ile skorzystanie z tej bocznej furtki upoważnia do celebracji, jaka miała miejsce po zakończeniu spotkania z Pogonią. Znam historię wrocławskiego klubu i wiem, że ten sezon był tak naprawdę jednym z lepszych, ale po „trzech sezonach – trzech medalach” trudno wykrzesać z siebie tyle radości, ile widziałem w niedzielę przy Al. Śląskiej. Zwłaszcza że niedawno było jeszcze wiceliderowanie, a potem już tylko ubytki kadrowe (dokonane lub prawdopodobne), słaba wiosna (z dobrym finiszem), właścicielskie niejasności, a w efekcie malejąca frekwencja. Może więc ten awans coś odmieni i właśnie z tego należy się cieszyć?