Djurdjević: Muszę akceptować, co się stało
11.11.2022 (11:05) | Paweł Lorenc
fot.: Paweł Kot
Trener Śląska Wrocław Ivan Djurdjević odpowiedział na pytania dziennikarzy przed meczem 17. kolejki ekstraklasy z Legią Warszawa. Początek niedzielnego spotkania zaplanowano na godzinę 17:30.
Jak ta sprawa z Niepołomic wpływa na was? Na cykl przygotowań, na treningi, czy dużo o tym rozmawiacie, czy odłożyliście to na bok, jako, że nie macie na to wpływu?
My jako sztab zawsze staramy się wykonać swoją pracę. A mamy wpływ na sferę sportową. Na inne nie mamy, mimo tego, że czasami byśmy chcieli. Po zakończeniu meczu z Sandecją pytaliśmy sędziego, co z wynikiem spotkania. Stwierdził, że to nie jest jego decyzja, tak to zostawiamy. Przy wyniku 2:1 mieliśmy rzut karny. Do strzału szykował się Quintana, Matus Putnocky stał już w bramce, ale rywale opuścili boisko, my zostaliśmy do końca, arbiter zakończył spotkanie. W szatni padło parę słów do drużyny dotyczące naszej gry. Potem nie było ani czasu, ani sił. Teraz jak najszybciej jako trener chcę przygotować zespół na mecz z Legią mając na uwadze 75-lecie klubu i czas, który nas goni. Jest kilka urazów, chcemy doprowadzić kilku zawodników do lepszego stanu i na tym się skupiamy.
Chciałbym spytać o zachowanie Denisa Jastrzembskiego w tej ostatniej akcji w doliczonym czasie gry dogrywki. To są takie błędy, które ciężko wybaczyć. Czy pan wybacza mu sytuację, jak się w niej zachował, która doprowadziła do nieszczęsnych rzutów karnych?
Jako szkoleniowiec wybieram zawodników do gry i na nich nie narzekam. To był mój wybór, że był na boisku. Jako trener patrzę czasami skrajnie inaczej na pewne sytuacje niż wy. Było 2:2 i to było kolejne wyzwanie dla zespołu, żeby się zjednoczyć. Chciałem zobaczyć jak na to zareagują. Jako trener muszę do pewnych sytuacji podchodzić na spokojnie i bez emocji. Muszę akceptować to, co się stało. Każdy z zawodników będzie popełniał błędy. Każdy. To nie jest kwestia wybaczania. Nie chodzi o to, żeby szukać winnego, jak w starożytnym Rzymie, gdzie był kciuk w górę czy dół i spadała głowa. Wykorzystaliśmy ten moment przed serią rzutów karnych kim są i tak naprawdę to dla nas tylko kolejny test. Bardzo mi się podobało, że Adrian Łyszczarz od razu pewnie powiedział, że będzie pierwszy strzelał. To jest dobra postawa zawodników, bo szukamy liderów. Oni się rodzą właśnie w takich momentach. Nasi zawodnicy w oddali pewne strzały w rzutach karnych, a bramki bronił bramkarz, który ich znał. Ja w praktyce nie musiałem wybierać kto będzie strzelał karne. Sami się do tego zgłaszali.
Caye Quintana marnował swoje okazje w trakcie meczu, ale zdobył bramkę z rzutu karnego. Czy to jest taki moment, kiedy Quintana może stać się skuteczny? Czy narodziło się w nim coś takiego pozytywnego? Przełamał się mentalnie, bo to chyba był problem?
Myślę, że swoją okazję wykorzystał. Ludzie często patrzą krótko: strzelił, nie strzelił lub wygrał, nie wygrał. On w swojej jednej sytuacji zrobił świetny zwód przed strzałem. A w innej, Matus Putnocky świetnie interweniował po jego uderzeniu. No i później zdobył bramkę z karnego. Tak samo Piotr Samiec-Talar zagrał dobry mecz i wyglądał lepiej. Niedawno ktoś pytał, czemu Piotrek nie gra, a niedawno pytano, czemu on gra. To dla nas ważne, że możemy liczyć na kolejnych zawodników.
Mówił pan, że z Denisem Jastrzembskim jest taki problem, że on za bardzo chce wszystko zrobić perfekcyjnie. Czy udało się na niego wpłynąć, żeby on trochę zmienił to myślenie? Nie mamy wątpliwości, że piłkarz, który przychodzi z Bundesligi, o którego walczyły młodzieżowe reprezentacje Polski i Niemiec, musi mieć jakieś umiejętności.
Zawodnicy mają bardzo różne etapy w swoim życiu. Mają gorsze i lepsze okresy. Denis to młody zawodnik, walczy ze sobą. Momentami za duża ambicja i chęć tworzy coś negatywnego i potrafi zawodnika spalać. Mam wrażenie, że Denis, który wychodzi w pierwszym składzie to czasami inny zawodnik niż gdy wchodzi z ławki. On ma chyba jakiś z tym problem. Jest trochę bardziej nerwowy gdy nie gra, ale pracujemy nad tym.
Teraz mecz z Legią Warszawa, która zawsze przyciąga wielu kibiców. To ważne, żeby w takim meczu dobrze się pokazać. Jak wygląda sytuacja kadrowa? Czy pojawiły się nowe urazy? A może ktoś już jest gotowy do gry?
Forma Śląska się waha. Jeśli popatrzymy do tyłu: wygrana z Lechem w Pucharze Polski (3:1), remis z Jagiellonią (2:2), wygrana z Wisłą (2:1), przegrana z Miedzią (0:1) i teraz mecz pucharowy, który sportowo wygraliśmy. Nie wiem czy tak duże wahanie, jakie mieliśmy wcześniej. Wiadomo, że chcemy wygrywać zawsze, ale w tej chwili, budowania zespołu, widać duży postęp, prawda? Niektórzy przed meczem z Miedzią przypisywali Śląskowi od razu trzy punkty. W dzisiejszej piłce każdy z każdym może wygrać lub przegrać. Piłka nożna się wyrównała. Trzeba zagrać naprawdę bardzo dobrze, żeby wygrać spotkanie. Mocno przeżywam taką porażkę jak z Miedzią. Ale musimy jechać dalej. Chcieliśmy z Sandecją pracować nad atakiem pozycyjnym i powoli w nim robimy postęp.
Wrócił pan do ustawienia z czwórką z tyłu. Tam też nie było Łukasza Bejgera. Jakie były pobudki wystawienia w Niepołomicach tej czwórki z tyłu?
Szczególność tego meczu była taka, że graliśmy na boisku, które było pięć metrów węższe. Na takim boisku pięciu obrońców nie miało sensu. Postanowiliśmy wrócić do czwórki i wystawić Piotra Samca-Talara, Rzuchowskiego i Yeboaha, którzy lepiej grają między liniami i mogą mieć więcej przestrzeni, która jest bardzo ważna w ataku pozycyjnym. I realizowaliśmy ten plan, na przykład poprzeczka w pierwszej połowie wynikała z takiej dobrej akcji. To jest element, nad którym musimy pracować. Popełniliśmy błędy w meczu z Miedzią, która nie chciała grać piłką. Mamy zawsze swój plan, ale po porażkach mamy swoje wnioski i ten plan poprawiamy. Powoli znam tych piłkarzy coraz lepiej. Długo na przykład nie mieliśmy Rzuchowskiego, na wszystko potrzeba czasu. Okres przygotowawczy zimą dużo nam da, żebyśmy poznali się jeszcze lepiej i to nam pomoże.
Które strony Legii Warszawa są najmocniejsze?
Legia jest zespołem, który potrafi sobie poradzić z trudnościami w spotkaniu i ostatecznie odnieść zwycięstwo. Dzieje się tak głównie dzięki jej liderom. Mowa o Josue, Filipie Mladenoviciu czy Bartoszu Kapustce. To jest bardzo jakościowy zespół. Mają tylko troszkę gorszą linię obrony.
Rzuchowski w Niepołomicach zadebiutował w podstawowym składzie, jego duet z Patickiem Olsenem to też opcja na mecze ligowe?
Wiem, na co go stać. On wrócił po trudnym dla niego okresie. Jest nowym zawodnikiem zespołu, więc nie było to dla niego łatwe. Jest brany pod uwagę przy ustalaniu składu na najbliższe spotkanie.
Jakie plany Śląsk ma na później, po tym ostatnim meczu w tym roku?
Zostajemy po meczu z Legią jeszcze tydzień. Zrobimy badania piłkarzom. Zagramy sparing z Nysą Zgorzelec. W marcu planowane jest kolejne spotkanie przyjaźni. Ten tydzień poświęcimy na rozmowy indywidualne i grupowe. Dla każdego przygotujemy jakiś indywidualny plan.
A kiedy początek przygotowań?
Na ten moment 27 grudnia, po świętach. Zapewne będzie problem z boiskami. Wiemy, jakie warunki do treningów mogą być zimą. Lecimy do Turcji, żeby grać w dobrych naturalnych warunkach. Chciałbym uniknąć grania na sztucznej murawie.