Djurdjević: Potrzebujemy wsparcia, a nie ciągłej krytyki (WYWIAD)
30.09.2022 (22:00) | Krzysztof Banasik
fot.: Paweł Kot
Ivan Djurdjević w rozmowie z nami podsumował swój pierwszy okres pracy w Śląsku. - Uważam, że małymi kroczkami robimy postępy - uważa szkoleniowiec WKS-u, który nie kryje również pewnego rozgoryczenia wynikającego z - jego zdaniem - nierealnych oczekiwań kibiców.
Jak podsumowałby pan ten pierwszy okres pracy w Śląsku?
Myślę, że po tych dziesięciu kolejkach wszyscy jesteśmy bardziej świadomi tego, co się dzieje w klubie i zespole. Każdy, kto jest blisko Śląska wie, w jakim jesteśmy momencie. Trwa mocna przebudowa drużyny. Poprzedni sezon dał do myślenia wszystkim, dlatego doszło też do zmian w samym klubie. Im większa presja, większe zamieszanie dookoła, tym musi być większa stabilizacja w działaniach. Nerwowe ruchy mogą tylko zaszkodzić. Każdy, kto ma Śląsk w sercu, komu Śląsk jest bliski, musi w takim momencie klub wspierać, a nie tylko wymagać. Nasz najstarszy zawodnik ma 30 lat - to znaczy, że stawiamy na młodzież.
Mam swoje przemyślenia, ale rozmawiam też zespołem i razem stwierdziliśmy, że z meczu na mecz nasza gra jest coraz lepsza. Druga połowa z Lechią Gdańsk, spotkanie z Piastem Gliwice - uważam, że rodzi się coś dobrego. Jeśli ktoś chciałby przyspieszyć proces budowy tej drużyny - to mu się nie uda. To jest proces, dlatego widzimy, że wygrywamy, remisujemy, przegrywamy, brakuje stabilizacji w naszej grze. Na tym etapie budowy - to jest normalne. Zespół musi nauczyć się cierpieć i w takich momentach musi nauczyć się znajdować w sobie siłę, by się rozwijać. Tak było w spotkaniu przeciwko Lechii.
Nie mamy też jakiegoś dużego pola manewru, gdy przydarzy nam się jakiś uraz, to sprawia nam problemy. Musimy też zmieniać zawodnikom pozycje - taki Mathias Nahuel przychodził do nas jako skrzydłowy, ale tak dobrze czuje się w środku pola, że może tam pomóc zespołowi. Poznajemy się nawzajem, próbujemy różnych rozwiązań. Mathias musiał nadrobić zaległości, John Yeboah też dołączył do nas dość późno, do drużyny trafili zawodnicy, którzy w poprzednim sezonie częściej występowali w rezerwach. Zaszło wiele zmian, dlatego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Oczekiwania kibiców są ważne, ale muszą być realne. Niektórzy mówią, że już nie ma czasu, że musimy zacząć grać lepiej i wygrywać, ale ja sobie i zespołowi ten czas daję.
Ciężko jest prosić kibiców o cierpliwość, która wyczerpała się już w poprzednim sezonie.
Ktoś, kto nazywa siebie kibicem, właśnie w takim momencie, w jakim teraz jesteśmy - totalnej przebudowie drużyny - musi tę cierpliwość w sobie znaleźć. W innym wypadku jest po prostu zwykły krzykacz, który kupuje bilet i przychodzi, żeby się powyżywać. Poznałem kibiców, którzy byli ze Śląskiem w II i III lidze i są też teraz. Teraz, kiedy mamy tyle problemów, potrzebujemy wsparcia, nie krzykaczy. Nie chcę teraz mówić “bądźcie cierpliwi”, bo niezależnie od tego - my po prostu będziemy robić swoje. Uważam, że małymi kroczkami robimy postępy, mówią to też inni ludzie, z którymi rozmawiam. W ostatnich dwóch sezonach zadziały się w Śląsku dwa przypadki - najpierw był niespodziewany awans do pucharów, a później Śląsk szczęśliwie w tej lidze został, bo to Wisła Kraków nas utrzymała, nie bezpośrednio Śląsk się utrzymał. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy - musimy spokojnie, powoli zbudować wszystko od początku.
A propos Nahuela - on gra w środku, bo musi, czy dlatego, że lepiej tam wygląda?
Lepiej tam wygląda i tam go widzę. Na skrzydle potrzebujemy zawodników jak John Yeboah czy Dennis Jastrzembski, którzy podejmują pojedynki jeden na jeden i szukają sobie dużo wolnej przestrzeni do rozpędzenia się, a Mathias lubi bardziej “poklepać” sobie, przetrzymać tę piłkę, potrafi też zmienić kierunek akcji.
I bardzo dobrze to wyglądało w Gliwicach, kiedy mógł sobie “poklepać” z Patrickiem Olsenem i Karolem Borysem. Cała ta trójka zawodników lubi i potrafi grać technicznie, przyjemnie się na to patrzyło, to było coś nowego.
To prawda i na tym polega właśnie rozwój zespołu, żeby cały czas szukać i próbować czegoś nowego. Nahuel może nie jest dynamiczny jak przed kontuzją, ale jest wybiegany, dużo się porusza po boisku. Jeszcze brakuje mu rytmu.
Jest pan zadowolony z bilansu Śląska w tym sezonie? Czy spodziewał się pan, że będzie aż trudno?
Tak. Jak przechodzimy taki proces przebudowy jak teraz, trudno było spodziewać się czegoś więcej. Chociaż tak naprawdę mieliśmy tylko dwa bardzo słabe, trudne momenty - z Koroną Kielce i Stalą Mielec. Ta kadra potrzebuje co najmniej roku, by walczyć o coś więcej.
Dorzuciłbym jeszcze pierwszą połowę z Lechią Gdańsk i cały mecz z Rakowem Częstochowa.
Tak, ale oceniajmy pewne rzeczy realnie. Zajmujemy aktualnie 12. miejsce, które dzielimy z kilkoma zespołami. Różnice są bardzo małe. Wygramy za chwilę dwa mecze, awansujemy na 6. pozycję i będą głosy “o, jaki Śląsk jest wielki”. A to nie o to chodzi. Diagnozę i dalsze decyzje podejmiemy po zakończeniu pierwszej rundy - co dodać, co odjąć. Zobaczymy, na ile klub będzie stać, by zimą się wzmocnić. Weszliśmy w buty, które nie zostały jeszcze całkowicie odnowione.
Powiedział pan, że ta kadra za rok może walczyć o coś więcej - nie wydaje mi się, żeby bez wzmocnień to było możliwe.
Zawsze zimą i latem są mniejsze lub większe korekty w składzie. Mała rewolucja już była zrobiona. Nie powtarzam tego ciągle, żeby szukać usprawiedliwienia, tylko chcę, żeby każdy zrozumiał, że na poprawę pewnych rzeczy potrzeba czasu. Uważam, że kilka pozytywnych rzeczy się już wydarzyło.
Jakich?
Awansowaliśmy do kolejnej rundy Pucharu Polski - wiemy, jakie problemy Śląsk z tym miał w poprzednich latach. Zagraliśmy dobrze w Gliwicach. A zwycięstwo przeciwko Lechii Gdańsk było dla mnie jak zdobycie jakiegoś trofeum - po tak trudnej pierwszej połowie potrafiliśmy się pozbierać, pokazaliśmy charakter i wolę zwycięstwa, nawet pomimo niestrzelonego karnego ciągle dążyliśmy do wygranej i to się opłaciło. Uważam, że będziemy co okienko dodawać do tej drużyny jednego, dwóch zawodników - w takim tempie będziemy się rozwijać.
Z czego po tych prawie czterech miesiącach pracy nie jest pan zadowolony?
Z tego, że niektórzy zawodnicy, którzy dostali swoją szansę, nie do końca ją wykorzystali. Wierzyłem, że mogą zagrać lepiej. Druga sprawa - mieliśmy też trochę urazów, problemów zdrowotnych. Wypadli nam Michał Rzuchowski, Petr Schwarz i Adrian Bukowski, dzięki temu w Gliwicach od pierwszej minuty zagrał Karol Borys, który udowodnił, że nie potrzeba nie wiadomo ilu szans, by dobrze się pokazać.
Co pana zaskoczyło, czego pan się nie spodziewał?
Nieadekwatne oczekiwania kibiców, podobne do tych, które są wobec Legii Warszawa czy Lecha Poznań. Śląsk Wrocław nie zatrudnia zawodników, którzy są z najwyższego poziomu, tylko zawodników po przejściach, którzy mają się odbudować. Ktoś miał gorszy moment, gorszy okres - przyjdź do Śląska, my ci damy szansę, odbudujemy cię. Nie zatrudnimy piłkarzy typu Josue, Tiba, Amaral, tylko zawodników jak Nahuel, który ma bardzo duży potencjał, ale od którego trudno oczekiwać, żeby po półtora roku przerwy od razu był gwiazdą. To jest ta różnica. Krytyka wobec naszego zespołu, będącego na takim wczesnym etapie budowy, nie wnosi niczego pozytywnego.
Może krytyka byłaby mniejsza, gdyby osoby funkcyjne w klubie powiedziały wprost - to będzie sezon, w którym prosimy o cierpliwość, bo dopiero zaczynamy budować coś nowego i nasze wyniki będą raczej plasować nas w dolnych rejonach tabeli.
Ja nie mam z tym problemu. Śląsk jako klub ma potencjał na coś więcej, ale jak patrzę na zdjęcie drużyny z 2019 roku - z obecnej kadry widzę tam tylko Piotra Samca-Talara. Po takich przejściach, które miały miejsce w poprzednim sezonie, ten klub tak szybko się nie podniesie. Zaczęła się przebudowa zespołu - część spraw transferowych klub zarządził samodzielnie, a część decyzji podjęliśmy wspólnie, wiedząc o tym, że pewnych rzeczy nie przeskoczymy.
Kibic Śląska musi zaakceptować fakt, że ten sezon i może jeszcze kolejny to będzie walka maksymalnie o środek tabeli? Że Śląsk stał się po prostu ligowym średniakiem?
Na ten moment tak, ale po to pracujemy, by to się zmieniło. Potrzebujemy czasu. Wchodzą do zespołu młodzi - Adrian Bukowski, Karol Borys. Patrick Olsen wcześniej nie grał po 90 minut, nie był gotowy. Victor Garcia też grał mniej. Erik Exposito był już mentalnie w Chinach, wrócił i buduje się na nowo. Dużo rzeczy się nakłada. Nic nie zadzieje się od razu, musimy do nich być cierpliwi. Chcę, żebyśmy byli zespołem, który dominuje, który potrafi wymienić 20 podań. Chcę dać tę swobodę zawodnikom, żeby mogli tak grać, żeby czerpali z tego radość. Chcemy być wyżej w tabeli, ale musimy tę drużynę najpierw ustabilizować i powoli dodawać kolejne elementy.
Janasik musi grać na lewej obronie, Nahuel w środku pomocy zamiast na skrzydle. Ta kadra nie została skompletowana, są w niej dziury.
To prawda, w niektórych miejscach mamy większą rywalizację, w innych mniejszą, ale chcieliśmy dać sobie czas na to, by przyjrzeć się zespołowi. Nie chcieliśmy też podejmować decyzji, które później by nas blokowały. W sytuacji finansowej, w której jesteśmy, musieliśmy najpierw dokonać dokładnej diagnozy.
Ale tego lewego obrońcy brakuje bardzo. Victor Garcia jest zawodnikiem skrojonym pod grę wahadłami, to nie jest typowy defensor do gry w systemie z czwórką w obronie.
Tak, oprócz zmian kadrowych, przechodzimy też zmianę systemu gry. Zostali z nami jeszcze zawodnicy, którzy byli ściągani właśnie pod inną taktykę. Dlatego my skupiliśmy się najpierw na pozyskaniu zawodników niezbędnych do nowego systemu - potrzebowaliśmy skrzydłowych, stąd transfer chociażby Johnego Yeboaha, doszedł też Piotr Samiec-Talar.
ZOBACZ też: Garcia: Od małego grałem jako skrzydłowy (WYWIAD)
Ale Samiec-Talar to nie jest skrzydłowy, gra tam z konieczności.
Tak, on może grać za napastnikiem, jako „dziesiątka”.
Brak sprowadzenia lewego obrońcy ostatecznie oceniam jako błąd - mieliście nadzieję, że Olivier Wypart wypali, ale przepadł na obozie, a Mateusz Maćkowiak został całkowicie „odstrzelony” właśnie kosztem Wyparta.
Oceniliśmy to w ten sposób, że musimy skupić się na pozyskaniu skrzydłowych, a na lewej obronie mamy Victora i że może tam też zagrać Patryk Janasik. Przeciwko Piastowi Gliwice uważam, że wypadł tam bardzo dobrze. Na pewno będziemy chcieli zespół wzmocnić, ale na to potrzeba czasu. Ja w Chrobym Głogów miałem 50% skuteczności przy transferach - to mniej więcej tyle, ile ma Lech Poznań zatrudniając chyba 20 skautów. Wiedzieliśmy o zawodnikach wszystko.
Piłkarzem, który może wiele w tym sezonie zmienić, jest Erik Exposito. Kiedy zobaczymy go w końcu w stabilnej, wysokiej formie?
Stopniowo wygląda coraz lepiej. W meczach z Piastem i Lechią dobrze znajdował się w polu karnym. Dla niego poprzedni sezon był bardzo mocnym ciosem, ludzie szybko o tym zapomnieli, że on już pożegnał się ze wszystkim, był jedną nogą w Chinach i nagle to wszystko się burzy. Powiedziałem do niego latem “Erik, zostań”, odpowiedział “szukają mi klubu, ale nie ma nic konkretnego”, ja mu na to “może życie tak chciało, żebyś jeszcze z nami został i zasłużył na jeszcze lepszą ofertę”.
Chciałem mu też uświadomić, że jest zawodnikiem bardzo wartościowym. Tylko on nie jest piłkarzem przyzwyczajonym, by dawać z siebie więcej niż “maxa”. Po meczu z Lechią, w którym ciężko harował, powiedział “trenerze, nie żyję”. Musi tego się nauczyć, że jeśli chce wyjechać i zarobić, musi tak pracować. Ale widzę w nim pewne zmiany, które są obiecujące.
Jak chce dostać jakąś dobrą ofertę, to musi zacząć grać lepiej i zdobywać więcej bramek. To jest win-win.
Pracujemy nad tym wszyscy, żeby grał lepiej. Ma swój udział w naszych golach, on jest zawodnikiem bardzo zespołowym, myśli o drużynie. Jest napastnikiem i naturalnie czasami musi być egoistyczny.
Widział pan wielu piłkarzy - jako trener, ale też wcześniej doświadczony zawodnik. Karol Borys jest naprawdę wielkim talentem? Da się go porównać do kogoś z doskonale panu znanej akademii Lecha Poznań?
Jeżeli ktoś w takim wieku pojawia się w pierwszej drużynie, gra bez kompleksów i nie odstaje, to jest oczywiste. Karol ma niesamowity charakter do gry - pomimo tego, że wygląda jeszcze jak dziecko, jest agresywny z piłką, nie szuka najprostszych rozwiązań. Ile on biega… w Gliwicach grał niecało 80 minut, a przebiegł prawie najwięcej kilometrów, ponad 10! To wynik tego, że jako młody zawodnik jest ruchliwy, chce być wszędzie. Karol jest bardzo inteligentnym piłkarzem, na boisku i poza nim. Bardzo się cieszę, że nie gra na alibi. Szuka przestrzeni dla siebie na murawie, gra bardzo dobrze nie tylko z piłką, ale też bez niej.
Ma styl takiego zawodnika “nie-Polaka”.
Tak. W szatni Nahuel często mówi, że on nie jest Polakiem, że jest Hiszpanem (śmiech).
Widziałem już wielu wychowanków Śląska i nigdy żaden nawet nie przypominał stylu Karola. To nie Śląsk go stworzył takiego, on po prostu ma ten dar.
Oczywiście, to nie jest tak, że zawodnik przychodzi i go wszystkiego uczymy. Przychodzi już z czymś i my to rozwijamy. Karol trafił na bardzo dobrych ludzi, którzy go otaczają. Wszyscy chcemy, żeby mu się udało. To dopiero początek jego kariery, on wie, że jeden dobry występ nie wystarczy, że to musi być powtarzalne. Musi mieć w sobie pokorę i dalej ciężko pracować. Ma bardzo dobre wsparcie rodziny i to jest też ważne.
Za pana czasów - Lech miał podobne talenty do Borysa?
Myślę, że nie. Chociaż tego nie da się tak porównać, bo każdy zawodnik jest inny.
Nie bał się go pan wystawić w pierwszym składzie? Nie miał jeszcze nawet 16 lat.
Niektórzy próbowaliby 20 innych opcji, żeby go nie wystawić, a ja się tego absolutnie nie bałem. On jest zawodnikiem pierwszego zespołu i jest przygotowywany do tego, żeby grać coraz więcej. Tylko musimy robić to umiejętnie, musimy o niego dbać.
Czy drużyna jest dobrze przygotowana fizycznie? Raziło w oczy, kiedy u siebie przebiegliśmy prawie 5 kilometrów mniej.
Uważam, że po jednym meczu nie warto niczego zmieniać, chcieliśmy konsekwentnie dalej tak samo się przygotowywać i w kolejnych spotkania to już lepiej wyglądało. Uważam, że w kilku meczach to nie o przygotowanie fizyczne chodziło, tylko mentalne. Nie da się dobrze biegać, kiedy mamy spętane nogi, jak w pierwszej połowie z Lechią. Jeśli ktoś nie jest pewny siebie i się boi, odczuwa zmęczenie dużo szybciej i łatwiej. Widać po niektórych piłkarzach, że wraca do nich uraz, który odnieśli w poprzednim sezonie. Zwłaszcza, że latem była gra w europejskich pucharach, a wiosną już walka o utrzymanie, to nie jest normalne, nikt nie był na to mentalnie gotowy. To jest niemożliwe, żeby o tym zapomnieć i to w pewnych meczach wraca. Dopiero w Gliwicach udało nam się zagrać dobrą pierwszą połowę.
Generalnie ten mecz to chyba taka iskierka, która pojawiła się idealnym momencie - powinna dodać ognia na przerwę reprezentacyjną.
Tak, ale zawodnicy powinni też każdy negatywny moment przekuć w coś pozytywnego. Z Piastem widzieliśmy, że gliwiczanie tak naprawdę poza golem jakoś bardzo nam nie zagrozili. Była jeszcze jedna bramka, ale ze spalonego, to się nie liczy. Nie pozwoliliśmy im za dużo w tym spotkaniu, a to oznacza, że zespół dobrze pracował.
Jak wygląda sytuacja zdrowotna w drużynie?
Mamy trochę urazów i przeziębień, dlatego dałem zawodnikom wolne w miniony weekend. Uznaliśmy, że lepiej, żeby zawodnicy trochę odpoczęli, złapali świeżość, bo przed nami już tylko półtora miesiąca do końca rundy.
Miał być sparing z Odrą Opole, ale do niego nie doszło.
Urazy, przeziębienia, powołania do reprezentacji, do tego mecz drugiej drużyny - nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy z tego spotkania z Odrą zrezygnować. Brakuje nam obrońców - Diogo Verdasca odniósł lekką kontuzję w meczu z Piastem, Konrada Poprawy w tym spotkaniu zabrakło, Patrykowi Janasikowi też coś dolega (rozmawialiśmy w piątek 23.09. - przyp.red.). Nie chcieliśmy podejmować dodatkowego ryzyka i np. dawać 90 minut piłkarzom, którzy dopiero wracają po kontuzjach.
To była pana decyzja, żeby zamknąć ten potencjalny sparing z Odrą dla mediów i kibiców? Chciał pan przygotować coś nowego?
Tak, chcieliśmy coś nowego wdrożyć, ale przez te kontuzje i choroby to się nie udało.
Muszę zapytać - co to miało być?
Jak uda nam się to wdrożyć - od razu to zauważysz. Może zimą się uda.
Kiedy Michał Rzuchowski będzie zdolny do gry?
W środę (28.09.) ma już wrócić do treningów z zespołem.
On ma sporego pecha, bo gdyby był zdrowy, to pewnie by grał - za Olsena pauzującego za kartki czy kontuzjowanego Schwarza.
Tak, na pewno by grał. On w każdym klubie, w którym był, na początku sezonu łapał jakąś kontuzję.
Jak bardzo pan liczy na niego? To będzie zawodnik walczący o pierwszym skład, czy bardziej jest tylko uzupełnieniem?
Uważam, że nie jest gorszy od innych środkowych pomocników w ekstraklasie. Stać go na wiele i w pewnym momencie może być dla nas bardzo ważny.
Macie już wybranych zawodników, którzy mogliby was wzmocnić zimą?
Na pewno będziemy szukać lewego obrońcy, ale żeby ktoś do nas przyszedł, ktoś musi odejść. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie, nie chcę tu wchodzić w kompetencje Dariusza Sztylki.
Oprócz ewentualnie Erika Exposito, który ma duży potencjał - nie ma w tej chwili zawodnika, który wyróżniałby się na tyle, by myśleć o jakimś dużym zysku z transferu. Chyba, że sprzedacie Karola Borysa.
To nie jest dobry moment dla Karola na odejście - niech ustabilizuje swoją formę, skończy tu szkołę.
Marcel Zylla jeszcze zagra w Śląsku?
Zobaczymy, będziemy mu się przyglądać w rezerwach. On nie trenuje teraz z pierwszym zespołem.
Ale on nawet tam nie gra.
No właśnie.
Czyli po prostu go pan nie chce.
Nie to, że nie chcę. On po prostu nie pokazywał umiejętności, zaangażowania i chęci. Nie chcę pewnych rzeczy mówić publicznie.
Domyślam się, że już pan na niego nie liczy.
Musi pokazać się w rezerwach.
Ale on nawet w rezerwach siedzi tylko na ławce.
No to masz odpowiedź na wszystko.
Co się dzieje z Łukaszem Bejgerem? Wydawało się, że to będzie albo nasz podstawowy młodzieżowiec i środkowy obrońca na lata, albo że zostanie szybko sprzedany ze sporym zyskiem.
Łukasz jest bardzo dobrym zawodnikiem, ale podobnie jak niektórzy inni - był sprowadzany do Śląska pod inny system gry, z trójką środkowych obrońców. W naszej taktyce środkowy obrońca musi być silny, postawny, grający dobrze głową. Łukasz ma inne walory. Kiedy uznamy, że te walory mogą nam w jakimś meczu pomóc - np. jak będziemy prowadzili grę, będziemy posiadali dłużej piłkę - to z niego skorzystamy. To jest zawodnik, który przegrywa rywalizację i on jest tego świadomy. Ja go absolutnie nie skreślałem latem, po prostu obserwowałem. Rozmawialiśmy z nim, ostatnio pojawił się w kadrze, dostał też trochę minut w rezerwach. To jest ciągle młody zawodnik.
Zagra jutro (w sobotę 24.09.) w drugiej drużynie w Jastrzębiu?
Nie, bo doznał w Olsztynie urazu kolana, raczej mało poważnego.
Daniel Gretarsson czy Diogo Verdasca - kogo bardziej pan ceni?
Daniel miał ostatnio problemy z urazem stawu skokowego, przez co był niepewny i popełniał błędy. Diogo potrafi nie tylko dobrze bronić, ale też rozgrywać piłkę i dogrywać ją do napastników. Daje nam więcej w ataku pozycyjnym. Z kolei Konrad Poprawa jest bardzo szybki i skuteczny w obronie, potrafi się ścigać z przeciwnikiem i go zablokować, jak w meczu z Lechem Poznań.
Nie widziałem jeszcze nigdy, żeby jakiś trener wspinał się płot, by rozmawiać z gniazdowym. Co tam się wydarzyło?
To był impuls. Nie podobał mi się ten komentarz tego kibica, moim zdaniem nie był on zgodny z tym, co się działo na boisku. Zapytałem się go, o co chodzi, bo on przecież tak naprawdę nie widzi spotkania, prowadząc doping jest odwrócony do boiska. I on mi przyznał, że meczu nie widział, to ja mu mówię “no to meczu nie widziałeś, a krzyczysz”.
To była bardzo spokojna rozmowa, był uśmiech, była piona. Ja też nie lubię, jak ktoś krzyczy na mnie z góry, tylko chcę rozmawiać z kimś patrząc mu w oczy, dlatego wszedłem na ten płot. W takich sytuacjach będę bronił mojego zespołu. Jak nie będziemy biegać, nie będziemy walczyć, to wtedy głowa w dół i ciężka praca. W tym sezonie mieliśmy lepsze i gorsze momenty, zawsze była między nami a kibicami dobra, budująca dyskusja. Potrzebujemy wsparcia, a nie ciągłej krytyki, która nic nam nie daje.
Kibice muszą zrozumieć, że mamy takich ludzi, którym może nie zawsze wszystko wychodzi, ale którzy naprawdę chcą, którym zależy. To, że nam coś nie wychodzi nie wynika z tego, że mamy swoją pracę gdzieś. Zaczynając od wszystkich w klubie - fizjoterapeuci, kierownicy - to są wszystko ludzie, którzy są długo w klubie i dla których Śląsk znaczy coś więcej.
Przed Śląskiem uważam dwa kluczowe mecze, które zdefiniują trochę, gdzie przezimujemy.
Teraz w lidze będziemy grać już tylko z zespołami potencjałem podobnym do nas, z naszej półki. Oprócz Legii w ostatniej kolejce. Będziemy robić wszystko, żeby skończyć jak najwyżej.
Myślę, że kibicom chodzi też nie tylko o wyniki, które raczej są zgodne z przewidywaniami, ale też o styl.
A jaki styl? Widziałeś, żebyśmy zagrali pięć meczów z rzędu na tym samym poziomie?
Oczywiście, że nie.
No właśnie. Cały czas mamy sinusoidę - robimy coś dobrego, to zaraz pojawia się coś negatywnego. To tylko pokazuje, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na to, czego od nas się oczekuje, że przechodzimy przez proces zmian. Uważam, że ludzie są negatywnie nastawieni na Śląsk - co by się nie działo, wszystko jest źle. A w tym sezonie jest o wiele więcej pozytywnych rzeczy niż negatywnych.
Momentami pokazujemy dobrą grę - jak z Pogonią, Widzewem, Lechem, Zagłębiem, Piastem. Porównując naszą grę teraz z grą z końcówki poprzedniego sezonu uważam, że jest postęp. To nie mówię tylko ja, ale każdy w klubie i sporo kibiców, których spotykam i z którymi rozmawiam.
Patrząc na mecz ze Stalą Mielec - trudno doszukać się tam jakiejkolwiek zmiany. A jak już, to na minus.
Tego meczu Stal nie wygrała, to bardziej my przegraliśmy go sami ze sobą. To jest kwestia pewności siebie, której tej drużynie ciągle brakuje. To, co wydarzyło się w poprzednim sezonie, to cały czas siedzi w głowach. Nie wygrasz tego meczu? To sp… się z ligi. Takie było poczucie wtedy. I teraz to czasami wraca - dostajemy “gonga” i znowu pęta nam nogi. Potrzeba czasu i optymizmu, żeby te aspekty mentalne zmienić. Musimy teraz te mecze udźwignąć.