Kapelan: To eksperymentalny okres (WYWIAD)

21.12.2022 (06:00) | Mateusz Włosek
uploads/images/2022/12/KoPa_RadoRad_SlaWro_15102022_-11_634a9ce167a55_639caa13d322b.jpg

fot.: Paweł Kot

Do wznowienia rozgrywek ekstraklasy pozostał jeszcze nieco ponad miesiąc, podczas którego zespoły szlifują formę. Śląsk Wrocław do treningów powrócił 5 grudnia, ale cała drużyna spotka się dopiero pod koniec roku. Porozmawialiśmy z Krzysztofem Kapelanem, który jest trenerem przygotowania motorycznego wrocławskiego klubu. Dlaczego zdecydowali się na przygotowania indywidualne? Jak wygląda obecna praca z zawodnikami i jak monitorowane są ich osiągi? Zapraszamy do lektury.



 

Tylko Śląsk i Wisła Płock zdecydowały się w okresie między sezonami pracować indywidualnie. Nafciarze od razu po ostatnim meczu ligowym w tym roku zrobili tournée po Słowacji i zagrali kilka sparingów. Wy jednak od początku grudnia trenujecie indywidualnie. Z czego wynika taki pomysł na okres przygotowawczy?

Doprecyzuję – oprócz nas i Wisły Płock treningi indywidualne zastosowała też Stal Mielec. Oni rozpoczną przygotowania całą drużyną tydzień po nas, ale trenowali tydzień dłużej po lidze, także wyjdzie na to samo. W tym okresie były do wyboru różne warianty przygotowań pod względem decyzyjnym, ale nie ukrywam, że jest to okres eksperymentalny. Nie było jeszcze czegoś takiego, żeby mistrzostwa świata odbywały się w grudniu i następowała aż tak długa przerwa w zimie. Były dwie drogi, niektórzy spotkali się po dwóch tygodniach - trenowali w grudniu. Jeszcze inni zdecydowali się na nasz wariant, w którym nie spotykamy się na treningach w grupie. W dalszej części rozmowy dokładnie wytłumaczę, jak zawodnicy pracują i jak wygląda ten plan na te teoretycznie „wolne dni”.

Decyzja o takim toku przygotowań została podjęta przez cały sztab? Jak wygląda obecnie plan treningowy drużyny do końca roku?

Wybraliśmy tę opcję w porozumieniu z całym sztabem i patrząc na aurę za oknem, podjęliśmy dobry wybór. Boiska są przykryte warstwą śniegu, murawa jest oblodzona, więc ciężko byłoby trenować na naturalnej nawierzchni. Z kolei sztuczne płyty generują kontuzje i innego rodzaju przeciążenia dla zawodników. Po meczu z Legią mieliśmy jeszcze tydzień treningów, które miały zakończyć się sparingiem w Zgorzelcu, do którego nie doszło właśnie przez warunki atmosferyczne. Następnie zawodnicy otrzymali dwa tygodnie wolnego. Oczywiście, mieli wskazane sporty uzupełniające, ale nawet jakby nic nie robili, to ten okres wyciszenia po rundzie byłby dla nich jak najbardziej wskazany. Do regularnych treningów piłkarze wrócili 5 grudnia. Na planie mamy zaznaczone różnymi kolorami treningi biegowe, siłowe i dni wolne. Jest 21 dni treningów, w tym zawiera się dziewięć jednostek biegowych i sześć siłowych. Pozostałe dni są wolne, ale zawodnicy mogą wykonywać więcej pracy, bo to jest tylko plan minimum do tego, żeby przeszli do następnego okresu przygotowań w dobrej dyspozycji. Piłkarze są w kontakcie z nami i mogą otrzymać dodatkowe jednostki, mogą także decydować się na nie we własnym zakresie.

Te trzy drużyny w całej lidze to jednak zdecydowana mniejszość, która zdecydowała się właśnie na taki sposób przygotowań. Czy to oznacza, że postrzeganie elementu pracy między rundami w pozostałych klubach jest zgoła inne? Czy trenerzy przygotowania motorycznego mogą się mylić?

Ani jedni, ani drudzy się nie mylą. Każdy ma swój pomysł na to. W piłce nie ma złotego środka do osiągnięcia celu, jakim jest zwycięstwo. Tak jak już mówiłem, to jest okres eksperymentalny. Po raz pierwszy zderzyliśmy się z tym w trakcie pandemii. Analizując różne czynniki podjęliśmy decyzję, że idziemy właśnie taką drogą. Tak naprawdę możesz robić wiele rzeczy w ciągu tygodnia, ale weryfikuje cię mecz. Nikt się nie myli, każdy zmierza swoją drogą. Wynik końcowy jest najważniejszy i on weryfikuje plany.

Jedziecie także na trzydniowy obóz w góry. Czy jest już gotowy jakiś plan przygotowań, który będziecie tam realizować?

Jeśli jedziemy w góry to wiadomo, że to będzie wiązało się z pracą o charakterze stricte biegowym. Spędzimy trzy dni w okolicach Zieleńca zaraz na początku drużynowych przygotowań.

Jak wygląda monitorowanie przygotowań zawodników, kiedy pracują indywidualnie?

Mamy plan ogólny, ale każdy z zawodników dostał również indywidualny plan skrojony pod niego. Wszyscy dostali po trzy konspekty, na których rozpisane są poszczególne ćwiczenia, zindywidualizowane obciążenia, serie, powtórzenia i przerwy. To jest ważne, żeby te ćwiczenia były dostosowane do możliwości, bo np. ktoś może robić przysiad ze sztangą, a ktoś z trap barem (typ sztangi – przyp.red.). Te plany to taka mapa, po której poruszają się piłkarze. Dodatkowo każdy ma dokładnie rozpisane treningi biegowe. Wszystko jest tam przedstawione i konkretnie opisane – ćwiczenia przed treningami, daty, itd. Jeśli chodzi o monitoring zawodników, to mamy specjalną platformę w aplikacji Polar. Tam są pozaznaczane jednostki treningowe, możemy w nie wejść i zobaczyć kiedy odbył się trening, w jakim terenie, z jaką intensywnością, itd. Mamy wgląd do tego, w jakich przedziałach pracował zawodnik i z jakim tętnem.

Tutaj akurat wziąłem plan jednego zawodnika, który ma 19 stron w dokumencie, więc jest tego dużo. Jesteśmy cały czas w kontakcie z zawodnikami. Zdarzają się różne sytuacje, ktoś czasem może mieć problemy, a zdarza się tak jak dzisiaj, że nie sprzyja pogoda. Wtedy wiadomo, że zawodnik tę jednostkę wykona na bieżni na siłowni. Wyobraźmy sobie, że dzisiaj mamy całą drużyną zaplanowaną jednostkę biegową. Zawodnicy musieliby w trudnych warunkach pokonywać dystans po śniegu. My nie mamy tak dużej siłowni, żeby zmieścić na niej 30 osób w jednym momencie.

To jest jednak sporo pracy. Przygotować taki plan dla całej kadry…

Lubię operować na faktach, dlatego spotkaliśmy się dzisiaj w klubie i mam możliwość przedstawienia tego na konkretnych danych. Jak się planuje i trenuje systematycznie, tak jak my to robimy, to nie ma żadnego problemu, żeby to pokazać. To nie są żadne tajemnice. Miałem wiele spotkań z dziennikarzami w poprzednich klubach odnośnie danych motorycznych, bo bywało tak, że mówili: „źle gramy, mało biegamy”, i wtedy pokazywałem im konkretne statystyki. Człowiek też do tego inaczej podchodzi, bo wcześniej nie miał z tym styczności. Ważne jest to, że cały czas mamy kontakt z zawodnikami, bo kilku np. zgłosiło przeziębienie lub jakieś niedyspozycje. Dodatkowo pani dietetyk cały czas kontroluje ich wagę i żywienie. Mamy opracowany system, gdzie zawodnicy wysyłają raporty dotyczące masy ciała. Wiemy o wszystkich przypadłościach. Jeśli ktoś ma problem z dany treningiem, to staramy się pomóc i przełożyć go, żeby zawodnik pozostał w rytmie. Jest także grono graczy, którzy chętnie pracują dodatkowo i to nas bardzo cieszy, bo oni są świadomi tego, co robią.

Inne drużyny grają także sparingi. Rozumiem, że w tym mikrocyklu, który opracowaliście, nie przewidywaliście żadnych meczów testowych?

Jeżeli chodzi o ten system, który przyjęliśmy, to oczywiście trudno byłoby grać sparingi, gdy każdy trenuje u siebie.

Czy trener Ivan Djurdjević zostawia dużą swobodę w działaniu dla pana? Jak dogadujecie się jako sztab?

Jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne, to nie jestem za nie odpowiedzialny sam, bo współpracujemy razem z Przemkiem Parusem. Przed każdym treningiem lub na początku danego tygodnia są spotkania z trenerem Djurdjeviciem i wtedy planujemy tak, żeby połączyć tę sferę piłkarską ze sferą motoryczną. Dyskutujemy także o doborze środków treningowych. Trener Ivan jest bardzo otwarty i jest to komunikacja na bardzo dobrym poziomie.

Jak przychodził pan do Śląska, to powiedział pan, że musi najpierw poznać zwyczaje zawodników. Trochę czasu już minęło. Patrząc przez pryzmat tej ubiegłej rundy – jakie są największe wady i zalety drużyny w tej działce, którą się pan zajmuje, czyli przygotowaniu motorycznym?

O wadach to może lepiej nie mówić, żeby nie zdradzać przeciwnikom pewnych rzeczy. Patrząc przez pryzmat drużyn, w których pracowałem na poziomie centralnym i w ekstraklasie, to u nas jest problem z intensywnością, co widać na meczach. Często patrzymy, kto więcej przebiegł, a piłka nożna to nie jest maraton. Tutaj trzeba wykonywać wysiłki na wysokich intensywnościach – biegami szybkimi i sprintami. Tym właśnie odstajemy od klubów zachodnich z lepszych lig – pracą na wysokiej intensywności. Ktoś zarzucił kiedyś, że w Polsce się mało biega, a jeden z trenerów przeanalizował dużo rozgrywek w różnych krajach i okazało się, że nasza liga była na trzecim miejscu pod kątem przebiegniętego dystansu. Te wszystkie rzeczy zależą też oczywiście od ludzi, z którymi współpracujemy. Pewnych rzeczy nie możemy przeskoczyć.

Jakich na przykład?

Chociażby genetyki. Nie przeskoczymy tego, że ktoś jest np. sprinterem albo wydolnościowcem. To jest w ponad 80% uwarunkowane genetycznie, poprzez włókna szybko i wolnokurczliwe. Ujmując to humorystycznie – jeśli ktoś się urodził żółwiem, to gepardem nie umrze. Jest to niemożliwe z punktu fizjologicznego.

Jakby pan porównał specyfikę pracy we Wrocławiu i w pana ostatnim klubie w ekstraklasie, czyli Stali Mielec? Dużo się mówiło w przeszłości o organizacji w Mielcu…

Nie chcę zbytnio porównywać tych dwóch klubów, bo za bardzo je szanuję. W Stali spędziłem trzy i pół roku. Śląsk jest natomiast w moim sercu od początku z racji tego, że się tutaj urodziłem i byłem można powiedzieć „karmiony” tym w młodzieńczych latach. Takie porównania byłyby trochę nie na miejscu, skoro na obecną chwilę Stal jest jednak przed nami w tabeli. Są plusy i minusy obu drużyn, ale nie chciałbym tego zestawiać ze sobą.

ZOBACZ też: Opuścili Śląsk latem. Jak radzą sobie byli zawodnicy WKS-u? (cz. 2)