Leszczyński: W szatni się zakotłowało. Gdyby nie trener, mogłoby dojść do czegoś ostrzejszego

08.02.2025 (20:30) | Marcin Sapuń / Franciszek Wiatr
uploads/images/2025/2/leszczynki_67a7af5b4e1e9.jpg

fot.: Marta Lipnicka

Śląsk Wrocław wciąż szuka ligowego zwycięstwa. W Radomiu było bardzo blisko, ale trzy punkty zostały zabrane po golu gospodarzy w ostatniej minucie. Po końcowym gwizdku spotkanie podsumował Rafał Leszczyński. Golkiper Wojskowych został zapytany m.in. o spięcie z innym zawodnikiem WKS-u, Sylvestrem Jasperem. 



 

Byliście już naprawdę blisko zdobycia trzech punktów, a wracacie do Wrocławia z zaledwie jednym. Jak byś ocenił to, co wydarzyło się w Radomiu? 

Nie wiem, jak to ocenić, bo generalnie mieliśmy jeszcze przynajmniej dwie dogodne sytuacje, żeby zamknąć ten mecz na 2:0 i w zasadzie mieć lepszy stosunek bezpośrednich spotkań z Radomiakiem, co w perspektywie końcówki sezonu może mieć duże znaczenie. Mieliśmy szansę, by zmniejszyć do nich dystans w tabeli, a ostatecznie remis należy traktować jak porażkę. Nie wiem, co mogę więcej powiedzieć. Przemawia przeze mnie wściekłość, ponieważ uważam, że byliśmy lepszym zespołem i zasługiwaliśmy na wygraną. 

W defensywie przez większość meczu graliście dobrze, aż nagle przyszedł doliczony czas gry i gol dla przeciwnika. Michał Kaput miał bardzo dużo miejsca na oddanie strzału. Jak to wyglądało z twojej perspektywy? 

Tak, może tak być. Nie widziałem samego momentu strzału, ale wydaje mi się, że gdybyśmy troszeczkę podostrzyli grę, to może byśmy tę piłkę szybciej wygrali. Stało się inaczej, poszedł przerzut i Radomiak strzelił gola. 

Czy możesz powiedzieć więcej na temat twojego spięcia z Sylvestrem Jasperem po końcowym gwizdku? Co wydarzyło się dokładnie na boisku?

W takich sytuacjach działają emocję, jesteśmy bardzo zdenerwowani po prostu. Niestety mam wrażenie, że czasami brakuje nam przysłowiowego pazura, szczególnie w końcówce meczu, gdy trzeba po prostu być momentami agresywnym. Teraz już nie mam do niego pretensji, te emocje opadły, ale wydaje mi się, że Sylvester miał naprawdę doskonałą sytuację, by zdobyć bramkę i zamknąć już ten mecz. Ta sytuacja utkwiła mi w pamięci, bo była wyborna. Niestety nie wykorzystał jej i później musieliśmy za to zapłacić remisem. 

Wyjaśniliście sobie w szatni wszystko? Trener Simundza na konferencji prasowej wspomniał, że musiał was rozdzielać, ale cieszy się z takiej reakcji. 

Tak, zgadza się. Myślę, że gdyby nie trener, mogłoby dojść do czegoś ostrzejszego, ale na szczęście był między nami. W szatni jeszcze się trochę zakotłowało. Powiedzieliśmy sobie parę gorzkich słów, ale koniec końców, gdy minęło już 15-20 minut, zbiliśmy sobie piątkę. 

To nie jest sztuka, aby na siebie krzyczeć. Musimy być wspólnie jako zespół i trzymać się od środka, bo w przeciwnym razie nie będzie dobrze. Każdy musi podnieść głowę do góry, być pewnym swoim umiejętności. Musimy zrobić wszystko, by wiara w samego siebie wróciła i ten zespół stać, by utrzymać się w Ekstraklasie. 

Jak mówisz, widzisz światełko w tunelu. Przed wami kolejne ważne spotkania, które po prostu musicie wygrać. Macie na rozkładzie Widzew, Koronę, a później czeka już Legia i Pogoń. 

Zgadza się, sytuacja do najłatwiejszych nie należy i nie ma tutaj co opowiadać, że jest kolorowo, bo tak nie jest. Kolorowo było w zeszłym sezonie, teraz może nie jest jeszcze beznadziejnie, ale na pewno ciężko. Natomiast patrzę na zespół na treningach i widzę, że jest tutaj dużo jakości i gdy tylko złapiemy trzy punkty, które dzisiaj były bardzo blisko, nasz mental się odblokuje i głęboko w to wierzę, że jesteśmy w stanie załapać serię, która dźwignie zespół w górę tabeli. 

Gdybyś mógł wskazać na przyczynę kiepskiego sezonu, co byś powiedział? 

Ciężko mi powiedzieć. Prawda jest taka, że gdy grasz o te wysokie cele, presja jest troszeczkę inna. Inaczej działa mental i psychika. Gdy jesteś w sytuacji zagrożenia spadkiem z ligi, presja jest jeszcze większa. Masz wtedy świadomość, że każdy błąd może doprowadzić do tego, że meczu nie wygrasz. I to jest taka kluczowa rzecz. Dlatego ja przestałem patrzeć w tabelę. Staram się skupić na każdym najbliższym meczu. Zdaję sobie sprawę, że tabela jest w tym momencie bardzo ważna, ale gdy będziesz na nią patrzył, nie pomoże ci to, bo będziesz sobie zdawał sprawę, że jest ciężko. Należy to po prostu wyrzucić z głowy i wierzyć w siebie, w zespół, czy zapierdzielać jeden za drugiego. Myślę, że dzisiaj to było widoczne, aczkolwiek zabrakło nam 30 sekund i to boli, ale widzę w tym zespole duży potencjał i wiem, że będziemy walczyć. 

Oglądając mecz, widać było w was taką drużynę. Przekazywaliście sobie dużo wskazówek, rozmawialiście, a nie zwieszaliście głów w dół. 

Myślę, że nie ma innej możliwości. Piłka nożna to gra błędów i gdy jeden go popełni, drugi musi starać się mu pomóc. I tak musimy do tego podchodzić. Wierzyć w siebie przede wszystkim i pchać jeden drugiego do przodu. Naprawdę, gdy byliśmy na obozie w Hiszpanii, widać było ogromny potencjał w tej drużynie. Jednym z problemów dziś są np. boiska. Nie chcę wszystkiego na to zwalać, ale nie za bardzo możemy próbować grać od tyłu, ponieważ te boiska są ciężkie, co pokazała m.in. poprzednia kolejka z Piastem, że boisko potrafi płatać figle. 

Czy nie boisz się, że dzisiejsza stracona bramka podłamie niektórych zawodników? 

Nie potrafię odpowiedzieć za innych, tylko za zespół. Niestety na pewno trzeba traktować ten remis w kategorii porażki. Gdybyśmy odwrócili sytuację, byśmy traktowali ten remis jako coś, co cię może zbudować, prawda, gdyż walczyłeś do końca, strzeliłeś w gola. Tak to jest niestety w piłce, ale wierzę, że wszyscy razem damy radę i będziemy walczyć do samego końca. 

ZOBACZ też: Henriques: Zasłużyliśmy na więcej niż remis

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.