Miedź - Śląsk 1:0. Papierek lakmusowy (RELACJA)
06.11.2022 (14:22) | Karol Bugajski
fot.: Mateusz Porzucek
Po zwyżce formy w ostatnich tygodniach, Śląsk wrócił do dyspozycji, która charakteryzuje go przez całą rundę. W niedzielnych derbach województwa dolnośląskiego zespół trenera Ivana Djurdjevicia okazał się idealnym rywalem na przełamanie dla Miedzi Legnica.
Niedzielne derby w Legnicy dla zespołu trenera Ivana Djurdjevicia były okazją na drugie ligowe zwycięstwo z rzędu, po tym jak w poprzedniej kolejce bez większych problemów wygrał na stadionie Wisły Płock (2:1). Pójście za ciosem w takich sytuacjach od wielu miesięcy stanowiło dla niego jednak olbrzymie wyzwanie, a ostatni raz z dwóch kolejnych wygranych w meczach ekstraklasy cieszył się w wakacje 2021 roku. Jego szanse na terenie Miedzi, przynajmniej w teorii, ograniczała nieobecność w wyjściowej jedenastce Erika Exposito, który wciąż nie doszedł do siebie po niedawnym urazie. W Płocku zabrakło go nawet w meczowej kadrze, w Legnicy usiadł już na ławce rezerwowych, a jego zastępcą kolejny raz był Caye Quintana. Dla Miedzi niedzielne spotkanie było jedną z ostatnich szans na włączenie się do walki o utrzymanie, bo sześć zdobytych punktów w czternastu dotychczasowych grach (rywalizacja z Lechem została przełożona na luty) to wynik, który wystawiał jej fatalne świadectwo.
ANI ŚLADU
Spotkanie z Miedzią można było potraktować jak papierek lakmusowy dla Śląska. Drużyna trenera Djurdjevicia w drugiej połowie października złapała formę, co zaowocowało nie tylko wspomnianym zwycięstwem w Płocku, ale także remisem z Jagiellonią Białystok (2:2) i awansem do 1/8 finału Pucharu Polski po wizycie na terenie mistrza Polski w Poznaniu (3:1). Prawdziwym wyzwaniem wydawało się jednak spotkanie w specyficznej porze, kiedy to Śląsk zostanie postawiony w roli faworyta. Pierwsza połowa w niedzielne popołudnie potwierdziła obawy. W grze zespołu z Oporowskiej nie było ani śladu po dyspozycji, która mogła imponować we wcześniejszych tygodniach. Przyjezdni wcale nie zdominowali znacznie niżej notowanego przeciwnika, w ich grze znowu brakowało momentów przyspieszenia i zaskoczenia, a groźne akcje można było policzyć na palcach jednej ręki.
NIE ZAMIERZALI POPRZESTAWAĆ
Tę najlepszą na sześć minut przed przerwą stworzył sobie John Yeboah, jednak piłka po wbiegnięciu Niemca w pole karne łatwo została zgarnięta spod jego nóg przez Mateusza Abramowicza. Co więcej, niewielka efektywność w ofensywie chwilę później kosztowała wrocławian straconego gola. W 41. minucie miejsce na oddanie strzału sprzed pola karnego znalazł sobie Chuca i kapitalnym strzałem z prostego podbicia trafił w samo okienko bramki strzeżonej przez Rafała Leszczyńskiego. W jednej z kolejnych akcji na próbę z podobnej odległości zdecydował się Santiago Naveda, ale futbolówka przeleciała wysoko nad poprzeczką bramki Śląska. Ta sytuacja była jednak tylko dowodem, że podopieczni trenera Grzegorza Mokrego nie zamierzają poprzestawać na jednobramkowym prowadzeniu, które przecież już w wielu wcześniejszych meczach tego sezonu okazywało się dla nich niewystarczające.
DOTKLIWE PRZYPOMNIENIE
Przed rozpoczęciem drugiej połowy kibice z Wrocławia mogli mieć pewność, że nie będzie w ofensywie, bo po czterdziestu pięciu minutach na koncie Śląska nie było… żadnego strzału, nawet niecelnego. Ciągle mogło być jednak gorzej w defensywie, bo już trzy minuty po zmianie stron okazję do podwyższenia rezultatu po uderzeniu z szesnastu metrów miał Chuca. Hiszpan tym razem pomylił się minimalnie, a akcję sprokurowała prosta strata na własnej połowie, która w wyjątkowo dotkliwy sposób przypominała najgorsze mecze z tego sezonu w wykonaniu podopiecznych trenera Djurdjevicia. Pierwszego strzału Śląska w konfrontacji z ostatnią drużyną tabeli doczekaliśmy się w 57. minucie. Po dośrodkowaniu Quintany z prawej strony boiska, we własnym polu karnym skiksował Naveda, a piłka trafiła pod nogi Petra Schwarza, który jednak w doskonałej sytuacji uderzył wyraźnie obok bramki.
Z POMOCĄ POPRZECZKI
Sześć minut później szansę na drugiego gola miała Miedź. Po zupełnie nieudanym zagraniu Konrada Poprawy, goście szybko stracili futbolówkę, w ich szesnastkę wbiegł Luciano Narsingh, który poradził sobie właśnie z Poprawą, a piłkę ostatecznie dopiero z pomocą poprzeczki zatrzymał Leszczyński. Trener Djurdjević na pierwsze zmiany zdecydował się dopiero w 68. minucie, a w gronie trzech wprowadzonych zawodników był Erik Exposito, który już po kilkudziesięciu sekundach oddał charakterystyczny dla siebie strzał lewą nogą sprzed pola karnego, ale ten okazał się zdecydowanie zbyt słaby, by liczyć na zaskoczenie bramkarza beniaminka. Naprawdę groźnie wrocławianie zaatakowali w 75. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i zamieszaniu w polu karnym, które stworzyło szansę dla Daniela Gretarssona. Piłkę z linii bramkowej dał radę jednak wybić Nemanja Mijusković.
W ostatnim kwadransie praktycznie jedyną niezłą okazję Śląsk stworzył sobie po uderzeniu głową Exposito, ale tak naprawdę, mimo że od Miedzi dzielił go tylko jeden gol, nie nawiązał równorzędnej walki z przeciwnikiem. Trener Grzegorz Mokry w trzecim meczu w ekstraklasie po raz pierwszy może cieszyć się z punktów, a jego zespół z pierwszego czystego konta po awansie. Wrocławianie natomiast wracając do irytującej niemocy przypomnieli, że są najbardziej chimeryczną drużyną w lidze.
Miedź Legnica 1:0 (1:0) Śląsk Wrocław
Chuca 41'
Miedź Legnica: Abramowicz - Kostka, Mijusković, Matuszek, Carolina, Matynia - Narsingh (69' Dominguez), Naveda, Chuca, Obieta (74' Kobacki) - Henriquez (90' Aurtenetxe)
Śląsk Wrocław: Leszczyński - Konczkowski (74' Janasik), Bejger, Poprawa, Gretarsson, García (68' Jastrzembski) - Yeboah, Olsen, Leiva (67' Rzuchowski), Schwarz (67' Exposito) - Quintana (77' Łyszczarz)
Sędzia: Piotr Urban (Warszawa)
Żółte kartki: Mijusković, Dominguez, Matuszek, Henriquez - Olsen
Widzów: 5 418