Plusy i minusy meczu z Lechem
27.02.2023 (19:06) | Mateusz Włosekfot.: Marcin Folmer
Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po niedzielnej wygranej 2:1 (1:0) z Lechem Poznań? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.
W duecie raźniej
Kibic Śląska w niedzielny wieczór mógł przeżyć swoiste deja vu, widząc, kto dwukrotnie uszczęśliwiał trybuny w stolicy Dolnego Śląska. Duet Erik Exposito – John Yeboah ponownie ukąsił swojego rywala, tak jak w Szczecinie, gdy wrocławianie odnieśli pierwsze w tym roku wyjazdowe zwycięstwo, a wynik najpierw otworzył Hiszpan, by Niemiec pewnym strzałem z rzutu karnego mógł dopełnić dzieła zniszczenia. Tym razem rozpoczęło się od sunącego niczym błyskawica po murawie strzale z rzutu wolnego, a gracze Lecha po pucharowej porażce 1:3 w dalszym ciągu nie nauczyli się, że Exposito potrafi zamienić stały fragment gry na gola (gdzie był Dominik Holec?). Z kolei Yeboah przeciwko Kolejorzowi skorzystał na nieuwadze rywala, ustawił sobie piłkę i kropnął bez skrupułów. Była to sytuacja o wiele trudniejsza niż okazja sprzed końca pierwszej połowy w Łodzi, której niemiecki skrzydłowy jednak nie wykorzystał. Można pokusić się o teorię, że Śląsk posiada obecnie ofensywny duet, który może naprzykrzyć jego rywalom dużego bólu głowy. Ci dwaj zawodnicy w tym sezonie strzelili już po pięć goli i dodali tego jedną asystę. Przy chimeryczności „Wrocławskiego Zorro”, regularność Yeboaha w tym roku jest wartością najbardziej pożądaną. W 2023 roku Niemiec trafiał w trzech z pięciu meczów Śląska. Oby ta strzelba się nie zacięła.
Rafał Leszczyński
„Gdzie Śląsk nie może, to bramkarz pomoże”. Tak w luźny sposób można skwitować radzenie sobie wrocławskiego zespołu z defensywnymi problemami. Rafał Leszczyński w niedzielę miał prawdziwy dzień konia, a obrony strzałów Antonio Milicia czy Giorgiego Citaiszwiliego śmiało mogą być wklejone do kompilacji najlepszych parad bramkarskich 30-latka. Do momentu straconego gola nietrudno było odnieść wrażenie, że Lech choćby stanął przed pustą bramką, zaraz z jej wnętrza wychynęłaby rękawica byłego bramkarza Chrobrego Głogów. Golkiper Śląska przy golu Michała Skórasia nie miał jednak żadnych szans, ale po raz kolejny w rundzie wiosennej udowodnił dlaczego jego nazwisko niemal ciągle widnieje w protokole meczowym jako zawodnika pierwszego składu. Leszczyński miewa drobne błędy i wahania formy, ale jego ostatnie występy uzmysławiają obserwatorom gry WKS-u, że bez takiego anioła stróża w bramce, Śląsk mógłby znajdować się o wiele niżej w ligowej tabeli. Ivan Djurdjević dał się wykazać swojemu byłemu podopiecznemu z Głogowa, a ten odpłacił mu w najlepszy możliwy sposób.
Nerwowa końcówka
Wrocławianie postanowili jednak zafundować swoim kibicom mały nerwowy rollercoaster, a za taki stan rzeczy odpowiedzialne było zbytnie rozluźnienie po tym, gdy na tablicy wynik zmienił się na 3:0. Gol Nahuela Leivy jednak nie został uznany po słusznej decyzji sędziego, a koncentracja powinna być utrzymana do końca. Tym bardziej, że Lech ostro parł po swoje, nie zważając na broniącego jak w transie Leszczyńskiego. Akcja bramkowa poznaniaków z 88. minuty to już kompletne rozluźnienie w szeregach gospodarzy, a szczególnie Piotra Samca – Talar, który pojawił się na niecodziennej dla siebie pozycji, by załatać dziurę po wykluczonym z dalszego udziału w meczu Victorze Garcii. Młodzieżowiec całkowicie stracił z radaru rok starszego od siebie Skórasia, a wymowna była gestykulacja w tej akcji Daniela Gretarssona, który przekonany o tym, że za jego plecami nie ma żadnego z rywali, już szykował się by osłonić piłkę dla Leszczyńskiego. Na końcowe minuty rodem z horroru zwracałem uwagę już tydzień temu, ale Śląsk ciągle nie uczy się na swoich błędach. Tym razem szczęście jednak uśmiechnęło się do zielono-biało-czerwonych, a jak wiadomo, fortuna sprzyja często lepszym.
Czerwona kartka Murawskiego
Do momentu czerwonej kartki dla kapitana zespołu gości, gra była dosyć monotonna i przewidywalna. Lech zgodnie z przewidywaniami wziął się za prowadzenie gry, natomiast Śląsk jak to ma w zwyczaju, czekał przyczajony w swoich dokach na to, by napsuć rywalowi krwi po kontrataku. Taki nadarzył się tuż po upływie pół godziny meczu, gdy wychodzący niemal oko w oko z bramkarzem gości Yeboah został nieprzepisowo powstrzymany przez Radosława Murawskiego. Sędzia w pierwszym tempie ukarał go tylko napomnieniem, które zamieniło się w „czerwień” po interwencji VAR-u. Sytuacja nie była zero – jedynkowa, bo do skrzydłowego oprócz pomocnika Lecha zbiegał jeszcze Pedro Rebocho, a Niemiec nie miał stricte komfortowych warunków akcji, ponieważ nie nabiegał z centralnego sektora, tylko z boku pola karnego. Bartosz Frankowski jednak zadecydował o wykluczeniu doświadczonego zawodnika zgodnie z przepisem o pozbawieniu realnej szansy na zdobycie gola, a co wydarzyło się później, pozostaje historią. Exposito otworzył wynik meczu po rzucie wolnym podyktowanym właśnie za ten faul, a obraz meczu zmienił się, ponieważ Śląsk niczym w Szczecinie, jak poczuł krew, to musiał dobić swoją ofiarę.