Plusy i minusy po meczu z Rakowem
28.04.2025 (06:00) | Kacper Cyndecki
fot.: Paweł Kot
Śląsk przegrał z Rakowem (0:3) po nietypowym meczu. Wojskowi prowadzili grę, jednak nie byli w stanie przeciwstawić się kontratakom gospodarzy. Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumujemy starcie Trójkolorowych. Jakie są plusy i minusy spotkania z częstochowianami?
Ofensywne nastawienie Trójkolorowych.
Po porażce 0:3 trudno jest szukać pozytywów, szczególnie patrząc na to, że WKS znajduje się w coraz gorszej sytuacji w tabeli, a utrzymanie wydaje się odległe. Jednak w spotkaniu z Rakowem mogliśmy zauważyć coś niespodziewanego i niewątpliwie pozytywnego, czyli w Częstochowie widzieliśmy Śląska, który przejął panowanie nad piłką. Wrocławianie zdominowali ekipę Marka Papszuna pod względem posiadania futbolówki (61%-39%). Z pewnością jest to dość nietypowy obrazek, bowiem Raków to drużyna, która dobrze czuje się z piłką przy nodze i potrafi to wykorzystać. Oczywiście patrząc na końcowy wynik, to utrzymywanie się przy piłce nic nie dało, bo Trójkolorowi i tak przegrali i to jeszcze 0:3. Zdecydowanie w grze Wojskowych zabrakło konkretów, mało było celnych strzałów oraz zagrożenia pod bramką Kacpra Trelowskiego. Dobrze to widać, spoglądając na statystykę oczekiwanych goli (xG), w której Śląsk miał 0,7, a Raków aż 2,82, co jest wysokim wynikiem.
Błędy indywidualne.
Pomyłki poszczególnych piłkarzy okazały się najbardziej bolesne. Wojskowi "sami strzelili sobie" niektóre gole. Dobrym przykładem jest bramka na 2:0 oraz 3:0. Zacznijmy od tej pierwszej, przy której Petkow fatalnie wybił piłkę wprost pod nogi zawodnika Rakowa, a ten z łatwością skierował piłkę do siatki, bowiem obok niego nie było żadnego gracza WKS-u. Kolejne trafienie gospodarzy to fatalny błąd Rafała Leszczyńskiego. Golkiper Śląska chciał złapać piłkę w "bramkarski koszyczek", jednak wyleciała mu ona z rąk, przeleciała pomiędzy nogami i dopadł do niej Jonatan Brunes i bezlitośnie wykorzystał wpadkę bramkarza.
Bardzo słaby występ Henrika Udhala.
Śląsk w zimowym okienku transferowym pozyskał dwóch napastników - Assada Al Hamlawiego oraz Henrika Udhala. Skupię się tutaj na 28-latku z Norwegii, który wybiegł w sobotę w pierwszym składzie na mecz z Rakowem, co było bardzo zaskakujące. Trener Ante Simundza tak tłumaczył swoją decyzję:
-Ze względów taktycznych, ponieważ Henrik trenował bardzo dobrze i zasłużył na tę szansę. Chcieliśmy, żeby Assad miał moment wytchnienia, bo wiemy, że dużo rzeczy wydarzyło się u niego przez ostatnie półtora miesiąca
-powiedział szkoleniowiec Trójkolorowych na konferencji pomeczowej.
Udhal pokazał się z bardzo słabej strony, był niewidoczny, nijaki, przegrywał większość pojedynków i po sobotnim meczu można zacząć się zastanawiać, dlaczego 28-latek przyszedł do Śląska. Norweg nie dochodzi do sytuacji podbramkowych oraz nie daje zespołowi nic pozytywnego. Tym bardziej zastanawiające jest to, czym napastnik przekonał do siebie trenera Ante Simundzę skoro poza kadrą od kilku meczów jest Sebastian Musiolik. Przecież Polak już w tym sezonie pokazał, że potrafi zagrozić bramce rywali, ale jest nieskuteczny i rzadko strzelał gole.
Czy to już jest koniec?
Sprawa utrzymania się Wojskowych w Ekstraklasie po porażkach z GKS-em (0:2) oraz Rakowem (0:3) mocno się skomplikowała. Śląsk do bezpiecznej lokaty traci pięć oczek, a do końca sezonu zostały tylko cztery mecze. W zasadzie teraz już wszystko zależy od rywali WKS-u. Nawet jeśli Śląsk wygra wszystko do końca trwającej ekstraklasowej kampanii, to i tak może spaść z ligi. Wrocławianie są zależni od tego, co zrobi Lechia oraz Puszcza. Gdańszczanie mają lepszy bilans w spotkaniach bezpośrednich ze Śląskiem. Z kolei jeśli chodzi o ekipę z Niepołomic, to tam sytuacja wydaje się korzystniejsza, bowiem Wojskowi kończą sezon starciem z drużyną trenera Tułacza.
Prawdę mówiąc, Śląsk nie ma już granicy błędu, WKS musi postawić wszystko na jedną kartę, bo jest już jedną nogą w I lidze, co jest dramatycznym rezultatem.