Sandecja - Śląsk 2:2. Karne przerwane, skandal w końcówce! (RELACJA)

09.11.2022 (23:31) | Jakub Luberda
uploads/images/2022/11/Zrzut ekranu 2022-11-09 223632_636c2bd0c7075.png

fot.: Dominik Poprawski

Po siedmiu latach posuchy Śląsk stanął przed szansą do zagrania w ćwierćfinale Pucharu Polski, lecz wydarzenia boiskowe zostały przyćmione przez skandal z udziałem zawodników Sandecji oraz kibiców Śląska przy serii rzutów karnych.

 



 

Pierwsze niespodzianki na kibiców czekały jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. W składzie WKS-u znalazł się Erik Exposito, którego według zapowiedzi trenera Djurdjevicia miało w pucharowych starciu zabraknąć. Zaskoczeniem była również zmiana preferowanego ostatnio ustawienia - Śląsk na Sandecję wyszedł w formacji z czterema obrońcami, rezygnując z dotychczasowej gry trzema stoperami. Co ciekawe, w bramce gości oglądać mogliśmy byłych zawodników wrocławian, Matusa Putnockiego oraz Jakuba Iskrę. 

PLAN NIEZŁY, KONKRETÓW BRAK

Spotkanie rozpoczęło się od aktywnej gry w ofensywie Śląska. Wrocławianie dobrze weszli w mecz i długo utrzymywali się na połowie przeciwnika. Wyraźnym pomysłem na grę WKS-u było skupienie ciężaru gry na jednej z bocznych części boiska i przerzucenie piłki na drugą stronę, co całkiem nieźle działało na nie najlepiej zorganizowaną Sandecję. Niestety, nie przełożyło się to konkretne sytuacje w pierwszych minutach. To goście przeprowadzili pierwszą groźną akcję w meczu. W 13. minucie po stracie piłki w środku pola w wykonaniu WKS-u jeden z zawodników drużyny z Nowego Sącza posłał prostopadłe podanie w pole karne, lecz napastnika skutecznie uprzedził Rafał Leszczyński. 

ODZYSKAĆ KONTROLĘ

W okolicach 15. minuty Sandecja wyszła z kilkoma groźnymi kontrami, po których jednak nie udało się jej oddać celnego strzału na bramkę Leszczyńskiego. Wrocławianie dostali drobne ostrzeżenie i dosyć szybko wrócili do długiego posiadania piłki oraz gry przerzutami. Metodyczne konstruowanie kolejnych ataków przyniosło swoje skutki, bowiem w 20. minucie po świetnej akcji zespołowej Śląsk niemal zdobył bramkę. Dobrym prostopadłym podaniem Piotr Samiec-Talar uruchomił Michała Rzuchowskiego, który wycofał piłkę do Johna Yeboaha, ale strzał Niemca zatrzymał się na poprzeczce. 

To, czego naszemu magikowi z trzeciej ligi niemieckiej nie udało się wykonać, zostało nadrobione z nawiązką już trzy minuty później. Yeboah zaczął dryblować w okolicy 35. metra, minął dwóch rywali i dograł do znajdującego się w polu karnym Rzuchowskiego. Były zawodnik Chrobrego Głogów odegrał z pierwszej piłki piętą do nabiegającego Niemca, który z dziecinną łatwością minął jeszcze doświadczonego Putnockiego i dopełnił formalności pakując futbolówkę do pustej bramki. Magiczny moment w wykonaniu naszego skrzydłowego, który wyrasta na prawdziwego lidera formacji ofensywnej Śląska.

SANDECJA REMISU NIE CHCIAŁA…

Pod koniec pierwszej połowy do głosu znów doszli gospodarze, którym udało się nawet wykreować stuprocentową okazję, lecz nie potrafili jej wykorzystać. Toporkiewicz popisał się fantastycznym prostopadłym podaniem za linię defensywy WKS-u, dzięki czemu z ogromnym impetem i piłką przy nodze w pole karne wpadł Kosakiewicz. Zawodnik Sandecji znalazł się w doskonałej sytuacji do pokonania Leszczyńskiego, ale nie trafił czysto w futbolówkę i fatalnie przestrzelił. Już na początku drugiej odsłony meczu gospodarze niemal stracili kolejnego gola - po próbie ataku i starcie w środku pola oko w oko z Putnockim znów prawie stanął Yeboah. Prawie, bo w ostatniej chwili świetną interwencją wślizgiem i wybiciem piłki popisał się Iskra.

…ALE CHCIAŁ GO ŚLĄSK

Po niezwykle niemrawych dwudziestu minutach drugiej połowy, w których nie działo się absolutnie nic ciekawego, Sandecja przeprowadziła jedną groźną akcję prawą stroną WKS-u. Wrocławianie zostawili mnóstwo miejsca przed polem karnym, co dobrze wykorzystał Moise Fall i posłał prostopadłe podanie do osamotnionego w polu karnym Toporkiewicza. Zawodnik Sandecji uderzył z całej siły, ale piłka trafiłą w słupek. Do futbolówki jako pierwszy dopadł Kosakiewicz, choć trzeba uczciwie przyznać, że nie była to trudna sztuka, po czym trafił do pustej bramki. Śląsk w drugiej części meczu wyglądał, jakby awans do ćwierćfinału Pucharu Polski miał wywalczyć się sam. 

120 MINUT PRZED LEGIĄ

Dogrywka w pucharowym meczu przed ligowym starciem z Legią zdecydowanie była jednym z najgorszych scenariuszów, jakie Śląsk mógł sobie napisać. Do końca regulaminowego czasu gry żadna z drużyn nie była w stanie stworzyć sobie dobrej okazji do strzelenia gola i złe sny stały się rzeczywistością. W 99. minucie wrocławianie stanęli przed szansą na ponowne objęcie prowadzenia. Caye Quintana bardzo ładnie minął jednego obrońcę, lecz piłka uciekła mu nieco za daleko i jego strzał czubkiem buta dosyć wyraźnie minął bramkę Putnockiego.

GDZIE SANDECJA NIE MOŻE, TAM JASTRZEMBSKI POMOŻE

W drugiej części dogrywki Śląsk zintensyfikował napór na bramkę Sandecji. Wrocławianie dochodzili do dobrych sytuacji, lecz za każdym razem czegoś przy wykończeniu brakowało. Najbliżej zdobycia bramki z gry był Caye Quintana, który po dośrodkowaniu z prawej strony uderzył piłkę głową w sam róg bramki Putnockiego, ale Słowak popisał się fantastyczną robinsonadą. Kilka chwil później, po kolejnej wrzutce z prawej flanki, Szufryn niefortunnie interweniował, zagrywając futbolówkę ręką w polu karnym, co poskutkowało rzutem karnym dla Śląska! Serca wrocławskich kibiców zamarły, bo do wapna podszedł nieskuteczny w tym sezonie Quintana. Hiszpan tym razem jednak nie dał szans bramkarzowi.

Gdy już wydawało się, że Śląsk dowiezie zwycięstwo i zamelduje się w ćwierćfinale Pucharu Polski, absurdalny błąd popełnił Dennis Jastrzembski. Sandecja miała przed sobą ostatnią akcję w meczu, którą rozegrała źle. Jastrzembski, mając piłkę na głowie, chciał zagrać do Leszczyńskiego, ale po jego za krótkim podaniu do futbolówki dopadł Kosakiewicz, który z łatwością pokonał bramkarza. Po golu sędzia Jarzębiak zagwizdał ostatni raz, a obie drużyny czekał już tylko konkurs jedenastek.

SERIA KARNYCH

Jako pierwszy do rzutu karnego podszedł strzelec obu goli dla Sandecji, Kosakiewicz. Jego strzał został świetnie obroniony przez Leszczyńskiego, ale jak pokazały powtórki, bramkarz za szybko opuścił linię bramkową. Decyzja - powtórzenie jedenastki! Kosakowski wziął rozbieg… I trafił w poprzeczkę! Śląsk objął prowadzenie po pewnym uderzeniu Łyszczarza, lecz szybko wyrównał Piter-Bućko. Po drugiej serii to jednak wrocławianie byli bliżej ćwierćfinału - doskonałym, precyzyjnym strzałem popisał się Petr Schwarz.

Trzecia seria jedenastek zaczęła się od kolejnego pudła Sandecji! Fall nieczysto trafił w piłkę, która zatrzymała się na słupku bramki Leszczyńskiego. Na dwubramkowe prowadzenie Śląsk mógł wyprowadzić Caye Quintana… Ale rzuty karne zostały przerwane przez niestosowne okrzyki kibiców WKS-u w kierunku Falla. Drużyna Sandecji w ramach solidarności z kolegą z drużyny opuściła boisko.  

Ostatecznie sędzia Sebastian Jarzębiak po konsultacji z delegatem PZPN-u zadecydowali o zakończeniu spotkania. Na tę chwilę to Śląsk melduje się w ćwierćfinale Pucharu Polski, ale coś czujemy, że kwestia awansu mimo wszystko pozostaje nierozstrzygnięta.

Sandecja Nowy Sącz 2:2 (0:1) Śląsk Wrocław

64’, 120+5’ Kosakiewicz - 22’ Yeboah, 114’ Quintana (k)

Sandecja Nowy Sącz: Putnocky - Nekić, Maissa Fall, Boczek (75' Szufryn), Wróbel (104' Surzyn), Lusiusz, Iskra, Toporkiewicz (75' Walski), Chmiel (75' Gabrych), Piter-Bućko, Kosakiewicz

Śląsk Wrocław: Leszczyński - Konczkowski, Verdasca, Gretarsson (107' Jastrzembski), Garcia - Olsen, Rzuchowski (81' Poprawa), Nahuel (62' Schwarz) - Yeboah (91' Łyszczarz), Samiec-Talar- Exposito (81' Quintana)

Sędzia: Sebastian Jarzębiak

Żółte kartki: 3’ Chmiel, 51’ Fall, 120’ Iskra - 111’ Djurdjević, 120’ Jastrzembski

 

ZOBACZ też: LIVE: Sandecja Nowy Sącz - Śląsk Wrocław (NA ŻYWO)