Sezon życiowej szansy. Czy Samiec-Talar spłaca kredyt zaufania?
23.08.2022 (14:00) | Bartosz Królikowski
fot.: Rafał Sawicki
Są piłkarze w pewien sposób łączący kibiców oraz ekspertów. Tacy co do gry których nie ma wątpliwości, czy spełniają oczekiwania, czy może zawodzą. Kimś takim zdecydowanie nie jest w tym sezonie Piotr Samiec-Talar. Młody skrzydłowy latem zapracował na kredyt zaufania u Ivana Djurdjevicia. Jednak choć sześć kolejek za nami, a młodzian grał w każdej z nich, ocena jego poczynań boiskowych jest bardzo niejednoznaczna, a mecz z Cracovią nic w tej kwestii nie zmienił. Zapraszamy na tekst w ramach #EchaMeczu.
Łukasz Bejger, Adrian Bukowski, Javier Hyjek, może Karol Borys. Przed startem przygotowań do sezonu to te nazwiska przychodziły do głowy, gdy większość ludzi myślała o młodzieżowcach Śląska Wrocław. Piotr Samiec-Talar też mógł się gdzieś tam przewijać, ale co do niego nikt nie miał większych oczekiwań. Trudno było je mieć wobec kogoś, komu zupełnie nie wyszły oba wypożyczenia do I ligi. Jednakże to właśnie on był największym wygranym oraz gwiazdą letnich przygotowań. Trzy gole i miano najlepszego zawodnika sparingów wywróciły postrzeganie tego zawodnika. Pytanie nie brzmiało już „czy otrzyma jakiekolwiek minuty?”, a „jak wykorzysta szansę, którą z pewnością otrzyma?”. Było bowiem pewne, że takową dostanie, zwłaszcza iż Łukasz Bejger mocno się pogubił i nie wzbudził w nowym sztabie szkoleniowym żadnego zaufania. To z kolei wywołało wakat na „pozycji” młodzieżowca nr 1, co jeszcze zwiększyło szanse Piotra na regularną grę.
ŻOŁNIERZ, CO NIE OPUSZCZA POSTERUNKU
Ów gra przyszła i to w wymiarach chyba jeszcze większych niż można się było spodziewać. Ivan Djurdjević od samego początku sezonu bardzo mocno zaufał Samcowi-Talarowi. Młody skrzydłowy w każdym meczu wychodził w wyjściowej jedenastce. Od deski do deski nie zagrał ani razu, ale uzbierał łącznie już 364 minuty. Przed startem rozgrywek 2022/23 miał ich 285. Zmieniał się wysunięty napastnik, ofensywny pomocnik, jego partner z duetu skrzydłowych. Ale on sam na przedmeczowej grafice zestawienia od pierwszej minuty widniał zawsze. Można powiedzieć prawdziwy żołnierz trenera. Tylko czy odpowiednio wykonujący swoje obowiązki? Tu właśnie kończą się rzeczy pewne co do Piotra Samca-Talara.
GRA DOBRZE, ALE SŁABO, ALE W SUMIE NIE DO KOŃCA WIADOMO
Za 20-latkiem sześć spotkań i nadal nie sposób jednoznacznie ocenić czy zadowalająco wykorzystuje absolutnie największą szansę, jaką dostał w dotychczasowej karierze. Trudno bowiem dostrzec tu jakąkolwiek stabilizację na wyższym poziomie Zaczął naprawdę nieźle, bo choćby z Zagłębiem Lubin był jednym z najaktywniejszych graczy WKS-u i można było naprawdę żałować, że poprzeczka powstrzymała go przed okraszeniem tamtego występu golem. Ale choćby z Koroną Kielce, czy w Poznaniu z Lechem trudno było dostrzec jakieś większe plusy jego obecności na boisku. Natomiast w ostatnim spotkaniu z Cracovią został zmieniony już w 57. minucie, ale nie zagrał złej pierwszej połowy. Dobrze wypatrzył w polu karnym Johna Yeboah, czy później Erika Exposito.
Ivan Djurdjević jak dotąd w znacznej większości przypadków ciepło wypowiadał się o jego dyspozycji. Po meczu z Widzewem Łódź nazwał go nawet największym wygranym tamtego spotkania. Trochę się trzeba było nagłowić, aby to akurat po tamtym starciu zrozumieć, jako że WKS całościowo w ofensywie był bardzo mizerny. Ale efekt był taki, że Samiec-Talar zachował miejsce w składzie na kolejne pojedynki, mimo iż coraz bardziej rozkręcał się John Yeboah, a Dennis Jastrzembski choć wyhamował po udanym starcie, wydawał się wciąż produktywniejszy w ofensywie, a przynajmniej z większym potencjałem na zrobienie czegoś konkretnego.
FAJNY SKRZYDŁOWY, TYLKO JAKOŚ TAK LICZB NIE DAJE
Bo tu właśnie dochodzimy do największego problemu z Samcem-Talarem. Zaangażowania odmówić mu nie można, pewnych przebłysków także, może i nawet gry w defensywie, choć można mieć tu różne zdanie. Ale mimo iż 20-latek więcej niż podwoił w tym sezonie swoją liczbę minut na boiskach ekstraklasy, nie zmieniła się u niego jedna, jakże kluczowa rzecz. Liczba asyst oraz goli nadal wynosi okrągłe zero. Nic. Żadnego konkretu. Owszem miał pecha w Lubinie gdy przywalił w poprzeczkę, ale każdy kiedyś w nią trafi, to nic niezwykłego. Ktoś powie, że taki Patrick Olsen na przykład też ich nie ma. Ten ktoś będzie miał rację, Duńczyk mógłby też coś od siebie dorzucić. Ale dla środkowego pomocnika takiego o takim stylu jak on, to nie jest absolutnie najważniejsze. Jego wpływu na grę WKS-u, bycia łącznikiem między obroną a atakiem, mózgiem środka pola, nikt nie kwestionuje. Zaś dla skrzydłowego liczby są kluczowe. Skrzydłowy bez goli i asyst będzie budził wątpliwości niezależnie od wszystkiego innego.
Oczywiście trzeba mieć na uwadze jedną rzecz. Samiec-Talar nie jest nazwijmy to „skrzydłowym z urodzenia”. On nie ma dryblingu Yeboaha, czy dynamiki Jastrzembskiego. Dysponuje innymi atutami. W młodzieżówkach grał jako napastnik. To wszystko rzutuje na jego grę na tej pozycji. Ale jeśli ma tak grać, to musi znaleźć w końcu sposób na dawanie konkretów. Jeśli wpadłeś między wrony, musisz krakać tak jak one, nie ma zmiłuj. Faktem jest, że Yeboah czy Jastrzembski nie mają wiele więcej (obaj po golu), ale przy ich stylach gry tych wątpliwości będzie zawsze nieco mniej. Poza tym Jastrzembski jest już w pewnym stopniu sprawdzony, a Yeboah dopiero wchodzi do zespołu i robi to obiecująco.
Podsumowując, Samiec-Talar ma tylko jedną drogę do uciszenia wątpiących. Dawanie konkretów. Na skrzydle inaczej się nie da. Im dłużej w klasyfikacji kanadyjskiej (gole + asysty) będzie widnieć rażące oczy 0, tym coraz głośniejsze będą głosy o odsunięciu go od gry. Zaś trenerowi Djurdjeviciowi trudniej będzie je zagłuszać, a także argumentować czemu nie grają inni. Niezależnie jak bardzo by chciał. Sam zawodnik z pewnością też ma tego pełną świadomość. Co z nią zrobi? Przekonamy się w kolejnych tygodniach.