W Płocku gramy zawsze do końca

31.10.2022 (14:00) | Marcin Sapuń
uploads/images/2022/10/slask_635d9217a6f8e.jpg

fot.: Paweł Kot

Zwycięski gol dla Śląska w sobotnim spotkaniu z Wisłą padł dokładnie w 90. minucie. W ostatnich kilku sezonach wyjazdy do Płocka bardzo często kończyły się bramami dla WKS-u w ostatnich minutach meczu. Zapraszamy na tekst w ramach #EchaMeczu 



 

Patrząc na pięć ostatnich spotkań Śląska w Płocku, zauważymy, że w aż trzech przypadkach zwycięska bramka dla zespołu gości (i to właśnie na 2:1) padła w ostatnich minutach gry. Akurat na stadionie Nafciarzy wrocławianie wzięli sobie do serca, że o pełną pulę należy walczyć do samego końca. Otoczka wokół niżej wspomnianych spotkań może i była inna, a oba kluby zajmowały różne pozycje w tabeli, ale w perspektywie konkretnego sezonu wygrana w Płocku była za każdym razem ważnym i wyjątkowym wydarzeniem dla kibiców Śląska.

TWIERDZA PŁOCK ZDOBYTA

W sobotę trener Ivan Djurdjević stanął przed niełatwym zadaniem. Mógł zostać pierwszym trenerem w tym sezonie, który wygrał w lidze na stadionie Wisły. Nafciarze przed własną publicznością ograli między innymi Lechię i Legię, a w sześciu meczach czterokrotnie wygrali i dwukrotnie podzielili się punktami z przeciwnikiem. Z kolei Śląsk dobre mecze przeplatał słabymi, a ostatni raz w ekstraklasie ograł rywala na jego terenie 14 sierpnia (1:0 z Lechem Poznań).

Ale wrocławianie nie przestraszyli się płocczan i śmiało ruszył do ataku. W pierwszej części spotkania to zespół gości zdecydowanie przeważał na boisku (5 strzałów celnych, 10 sytuacji bramkowych) i był o wiele bliżej zdobycia bramki niż podopieczni Pavola Stano. W drugiej połowie gospodarze może i zdominowali posiadanie piłki i oddali tyle samo strzałów, co goście, ale pierwszy cios zadał właśnie Śląsk, a dokładnie John Yeboah, który wziął grę na siebie, zszedł z prawej strony do środka i świetnym, mierzonym strzałem po długim roku pokonał Kamińskiego. Wisła próbowała jak najszybciej wyrównać i udało jej się to w 84. minucie za sprawą gola Warchoła.

Nie był to jednak koniec emocji przy ulicy Łukasiewicza 34. W 90. minucie bardzo dobrą wrzutką popisał się Martin Konczkowski, a piłkę do siatki skierował kapitan Patrick Olsen, dla którego była to trzecia bramka w tym sezonie. Euforia wśród zawodników Trójkolorowych i zasłużone zwycięstwo. Twierdza Płock została zdobyta przez wrocławskich rycerzy!

JEDYNA WYGRANA NA WIOSNĘ

Sezon 2021/22 w wykonaniu WKS-u to jeden z najsłabszych od powrotu klubu do ekstraklasy w 2008 roku. Pomimo dobrego początku i gry w kwalifikacjach Ligi Konferencji,  przyszła zniżka formy, która trwała tak długo, że przez dziewięć kolejnych spotkań Śląsk nie zdołał zdobyć trzech punktów. Efektem tragicznej gry było zwolnienie Jacka Magiery i zatrudnienie Piotra Tworka, który otrzymał zadanie utrzymania Wojskowych w ekstraklasie. Drugim spotkaniem Śląska pod wodzą byłego szkoleniowca Warty Poznań był wyjazd do Płocka. Na trudny teren, gdzie Wisła przegrała wówczas tylko jeden mecz w sezonie (0:2 z Piastem). 

Zaczęło się nie pomyśli wrocławian, którzy dość szybko oddali inicjatywę rywalowi i jeszcze przed upływem trzydziestu minut gry stracili bramkę. Płocczanie w pierwszej połowie stawali się coraz groźniejsi, ale na do szatni zeszli z tylko jednobramkowym prowadzeniem. W drugiej części spotkania Piotr Tworek zdecydował się wpuścić na boisko dwóch zawodników, którzy okazali się asami w talii kart trenera Śląska. To Waldemar Sobota i Fabian Piasecki. Ten pierwszy pognał indywidualnie z piłką, biegnąc dobre kilkanaście metrów, a akcję wykończył Erik Exposito, zdobywając gola na 1:1. A kiedy wydawało się, że mecz zakończy się podziałem punktów, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Mączyńskiego i zgraniu głową Golli, piłkę do siatki wbił Piasecki i to w trzeciej minucie doliczonego czasu gry! Z perspektywy całego sezonu było to bardzo ważne zwycięstwo, jedyne na wiosnę i pomocne w walce o utrzymanie w ekstraklasie. 

DRZWI GRUPY MISTRZOWSKIEJ OTWARTE 

Zupełnie inne nastroje panowały we Wrocławiu w sezonie 2019/20. Śląsk po raz pierwszy od kilku lat znajdował się w czubie tabeli, a po jednej z kolejek zasiadł nawet na fotelu lidera. Trener Lavicka i spółka przyjechali na Mazowsze, by przyklepać udany sezon i oficjalnie zameldować się w grupie mistrzowskiej ekstraklasy. Potrzebowali do tego tylko lub aż trzech punktów w starciu z Wisłą Płock. 

Lepiej w mecz weszli gospodarze, którzy przez większość czasu gościli pod polem karnym wrocławian i stworzyli sobie więcej sytuacji, a wisienką na torcie był gol Damiana Michalskiego po dośrodkowaniu Furmana z rzutu wolnego. Druga połowa należała już zdecydowanie do wrocławian. Najpierw w 70. minucie Robert Pich mocnym strzałem pod poprzeczkę nie dał szans Kamińskiemu, a w 86. minucie Słowak dośrodkował z lewej strony w kierunku Przemysława Płachety, który strzałem po koźle pokonał golkipera Nafciarzy po raz drugi. Po końcowym gwizdku sędziego Tomasza Musiała piłkarze WKS-u mogli się cieszyć z pierwszego awansu do grupy mistrzowskiej od 2015 roku

ZOBACZ też: John Yeboah na fali!