Białystok odczarowany
08.03.2011 (20:18) | Adam Osiński
Przemysław Kaźmierczak w przerwie na antenie Canal+ powiedział, że Śląsk gra to, co piłkarzom nakreślił trener Lenczyk. Nakreślił więc dobrze. Wrocławianie ustawili zasieki na swojej połowie i skutecznie przerywali większość akcji gospodarzy. Jeszcze na początku Mariana Kelemena próbował zaskoczyć z dystansu Rafał Grzyb, ale słowacki bramkarz w poważnych tarapatach był tylko raz. Gola dla Jagiellonii omal nie zdobył Tadeusz Socha, który tak niefortunnie przeciął jedno z dośrodkowań, że Kelemen musiał błyskawicznie skoordynować ustawienie swojego ciała i sparował piłkę na rzut rożny.
Po każdym przechwycie Kaźmierczak i Mila uruchamiali skrzydła oraz Gikiewicza. Popisową partię rozgrywał zwłaszcza Piotr Ćwielong, któremu białostoczanie zostawiali zbyt dużo wolnej przestrzeni. Po zejściach do środka strzałom Pepe oraz Soboty brakowało jednak precyzji. Minimalnie pomylił się Mila - uderzenia głową nie są jego mocną stroną, więc kapitanowi WKS-u strzał nad poprzeczką po doskonałej wrzutce Soboty można wybaczyć.
Hołd należy oddać także defensywie. Jarosław Fojut zbierał w powietrzu wszystkie piłki i znakomicie uzupełniał się z Celebanem. Na lewej stronie udanie kontuzjowanego Spahicia zastępował Mariusz Pawelec, który ostatni mecz w wyjściowym składzie zagrał jesienią w Łodzi.
Kibice gospodarzy prawdziwą trwogę przeżyli jednak tuż przed przerwą. Mila zagrał dokładną piłkę do urywającego się Ćwielonga, który wygra pojedynek z Kijanskasem i wycofał do Kaźmierczaka. A ten... nie, nie huknął, tylko technicznym strzałem w okienko pokonał Sandomierskiego. Wrocławianie wyraźnie się rozochocili i dwukrotnie mogli podwyższyć wynik za sprawą Ćwielonga i Mili. Tym razem piłka jednak mijała bramkę wicelidera.
Po przerwie Śląsk nadal prezentował się lepiej. Mila po dograniu Ćwielonga dobrze kiwnął w polu karnym, lecz skiksował. Kaźmierczak próbował skopiować gola, lecz był na bakier z precyzją. Jagiellonia stworzyła sobie sytuację po indywidualnym błędzie. Fojut minimalnie spóźnił się z wybiciem piłki, Burkhardt popędził w stronę bramki, minął nawet Kelemena, lecz zapędził się do linii końcowej i akcja spaliła na panewce.
Obraz meczu pewnie pozostałby taki sam, gdyby nie doszło do kuriozalnej sytuacji. Gdy piłka minęła w polu karnym wszystkich piłkarzy, wystartowali do niej Pawelec i Kupisz. Pomocnik Jagiellonii trącił ją czubkiem buta i padł na ziemię. Czy był między nimi kontakt? Asystent go widział i Jaga dostała karnego.
Z prezentu skorzystał Tomasz Frankowski. Gospodarze ruszyli po drugiego gola, lecz byli chaotyczni. Wrocławianie szybko opanowali sytuację i grali nadal swoje. Piłka po kolejnych uderzeniach mijała bramkę Sandomierskiego. Młody bramkarz musiał się sprężyć tuż przed końcowym gwizdkiem. Po crossie Mili Gancarczyk strącił futbolówkę do Diaza, a Argentyńczyk z szóstego metra nie potrafił głową skierować jej do siatki. Chwilę później do akcji podłączył się Pawelec, który dośrodkował do Kaźmierczaka. Ten tradycyjnie wyskoczył w szesnastce najwyżej, ale Sandomierski instynktownie obronił.
Jagiellonia – Śląsk 1:1 (0:1)
Strzelcy: Frankowski 62' (k) - Kaźmierczak 37'
Jagiellonia: Sandomierski – Alexis, Kijanskas, Skerla, Pejović, Essomba (46. Seratlić), Hermes, Grzyb, Kupisz, Burkhardt (69. Lato), Frankowski (86. Pawłowski)
Śląsk: Kelemen – Socha, Fojut, Celeban, Pawelec,Sobota (83. Diaz), Kaźmierczak, Sztylka, Mila, Ćwielong 70. Gancarczyk), Gikiewicz (66. Jezierski)
Żółte kartki: Fojut, Gikiewicz, Sobota - Kijanskas
Sędziował: Robert Małek
Widzów: 6000