Czerwona Korona łupem Śląska
26.08.2012 (16:25) | Marcin Polański


Do przełomowej 24 minuty mecz wcale nie był jednostronny. Wtedy po błędzie Kijanskasa, który zbyt lekko zagrywał głową w kierunku bramkarza, piłkę przechwycił Sobota i Małkowski musiał ratować się faulem. Efektem był rzut karny i czerwona kartka dla zawodnika gości. Choć Śląsk był częściej w posiadaniu piłki i przeprowadził kilka ciekawych akcji (m.in. Kaźmierczak próbował uderzać przewrotką), to grający agresywnie kielczanie także sprawdzili umiejętności Kelemena - najgroźniejszy był strzał Jovanovicia, a cała akcja rozpoczęła się po stracie Elsnera. I właśnie niepotrzebne i głupie straty, także Kaźmierczaka czy Spahicia, były niezwykle irytujące.
Denerwować mogła także niefrasobliwość w defensywie chwilę po objęciu prowadzenia, która skończyła się tym, że piłka wpadła do bramki WKS-u po strzale głową – mającego patent na gole przeciwko Śląskowi – Pavola Stano. Arbiter główny dopatrzył się jednak problematycznego spalonego. Od tego momentu na murawie już istnieli tylko gospodarze. W 36 minucie Sobota pięknym wolejem pakuje piłkę do siatki, ale tym razem sędzia dostrzega faul po stronie wrocławskiej. Sokoli wzrok arbitra Gila chwilę później sprawił, że zagranie ręką Lisowskiego, który zatrzymał piłkę zmierzającą w kierunku bramki, zostało odpowiednio ukarane i defensor udał się pod przedwczesny prysznic, a wrocławianie stanęli przed szansą podwyższenia prowadzenia. Tym razem Cetnarski uderzył pewnie (przy pierwszej jedenastce Szlakotin odbił piłkę, ale był bezradny przy dobitce) i na tablicy świetlnej pojawił się wynik 2:0.
Grając w 9 na 11 kielczanie nie byli w stanie wiele zwojować, a wrocławianie co rusz nacierali na bramkę Szlakotina. Niestety precyzja konstruowania akcji pozostawiała wiele do życzenia i choć można by się spodziewać kolejnych goli, to minuty mijały, a trzeci gol nie padał. Nie można się zatem dziwić niezadowoleniu części kibiców, którzy po 70 minucie nieśmiało gwizdami zasugerowali większe zaangażowanie i koncentrację. Zamiast tego były niecelne dośrodkowania, fatalne próby zagrania piętą, kiksy czy podania do nikogo. Trener Lenczyk wpuścił na boisko Piotra Ćwielonga, Pawła Garygę i Roberta Menzla, ale niewiele to zmieniło. Szkoleniowiec tego dnia nie miał dużego pola manewru, bo karę zawieszenia odbywają Mariusz Pawelec, Rafał i Łukasz Gikiewiczowie, Sebastian Mila, Dalibor Stevanović oraz Patrik Mraz, a przed meczem z kadry wypadł Rafał Grodzicki. Zabrakło także skonfliktowanego z trenerem Cristiana Diaza. To wszystko sprawiło, że na ławce rezerwowych znalazło się jedynie 6 graczy, z czego aż połowa to młodzież (był jeszcze Juraszek).
W 87 minucie po uderzeniu z 20 metrów Garygi piłka po raz trzeci w meczu trafia w poprzeczkę i był to koniec fajerwerków w tym meczu, za którego drugą połowę z pewnością należą się brawa dzielnie broniącym się gościom. Mimo wszystko po końcowym gwizdku sędziego z trybun zabrzmiał okrzyk: "Dzięki za walkę". Jeśli chodzi o grę Śląska po przerwie można to uznać za pewne szyderstwo.
Śląsk Wrocław – Korona Kielce 2:0 (2:0)
Cetnarski 28', 42' (k)
Śląsk Wrocław: Kelemen - Socha, Jodłowiec, Kowalczyk, Spahić, Kaźmierczak, Elsner, Cetnarski, Patejuk (79' Garyga), Sobota, Voskamp (67' Ćwielong).
Korona Kielce: Małkowski - Golański, Kijanskas, Stano, Lisowski, Jovanović (76' Sierpina), Lenartowski (46' Malarczyk), Jovanić, Vuković, Sobolewski, Jamróz (27' Szlakotin), Żewłakow.
Żółte kartki: Elsner, Voskamp – Golański, Malarczyk
Czerwone kartki: Małkowski 22' (faul), Lisowski 41' (ręka w polu karnym)
Sędzia: Paweł Gil (Lubelski ZPN)
Widzów: 10 tys.