Efektownie, ale na remis: Śląsk – Lech 1:1
30.05.2013 (20:02) | Adam Osiński


Do składu WKS-u po pauzie za kartki wrócił Rafał Grodzicki, a ofiarą tej zmiany został Tadeusz Socha. Stanislav Levy był w komfortowej sytuacji i nie kombinował, tylko do gry wystawił piłkarzy, którzy tak dobrze poczynali sobie w ostatnich tygodniach. Ból głowy miał za to trener gości Mariusz Rumak, który zaliczył umysłową gimnastykę, aby sklecić linię obrony. Efekt: Mateusz Możdzeń na prawej stronie defensywy, Łukasz Trałka cofnięty na pozycję stopera.
Od początku w grze WKS-u widać było automatyzm – zawodnicy w zielonych koszulkach swobodnie wymieniali piłkę, a przy tym zyskiwali wolne pole. Lechici nie radzili sobie z odbiorem, dlatego piłka raz za razem znajdowała się pod bramką Krzysztofa Kotorowskiego. Zaczęło się od podania piętą Kowalczyka do Gikiewicza, który był odrobinę spóźniony i nie zdołał uprzedzić bramkarza gości.
Śląsk rzadko tracił piłkę i pozwalał poznaniakom rozwinąć skrzydła, ale gdy już do tego dochodziło, Rafał Gikiewicz był w opałach. Po stracie w środku pola Toneva ruszył z piłką i uderzył celnie w okienko, innym razem z interwencją spóźnił się Pawelec, Lovrencics ograł Sobotę i uderzył w boczną siatkę.
To jednak Śląsk dominował. Rozgrywający znów dobry mecz Ćwielong podał w tempo do Soboty, który podcinką chciał zdobyć identyczną bramkę jak w Białymstoku, ale Kotorowski zdołał piłkę odbić. Po chwili błąd w wyprowadzeniu piłki popełnił Kamiński. Śląsk miał w tej kontrze liczebną przewagę, ale nie najlepiej rozegrał piłkę i skończyło się nie niecelnym strzale Ćwielonga.
Gdy wydawało się, że są o krok od zdobycia gola, niepokojące sygnały dała para wrocławskich stoperów – Grodzicki z Kokoszką za łatwo puszczali Teodorczyka. Za drugim razem napastnik uderzył w widły, ale Rafał Gikiewicz wyciągnął się i sparował piłkę na korner. Za trzecim tak różowo nie było – kilku poznaniaków przebiegło niemal całe boisko, a do siatki trafił Rafał Murawski. Niefrasobliwość to mało powiedziane – przez moment zawodnicy Śląska mieli nawet okazję do wybicia piłki. Lech poszedł za ciosem i tylko refleksowi Gikiewicza jego koledzy zawdzięczali, że po strzale Lovrencicsa nie przegrywali dwiema bramkami.
Mimo wszystko Śląsk, przynajmniej w ofensywie, wydawał się całkiem dobrze naoliwioną maszyną. Trener Levy miał jednak inny pomysł na drugą połowę – za Gikiewicza i Pawelca wpuścił Mouloungiego i Sochę. Obraz gry w zasadzie się nie zmienił, tyle że goście jednak trochę zwarli szyki w obronie i tak wielu okazji WKS po przerwie już sobie nie stworzył. Wrocławianie grali jednak swoje i ich cierpliwość została wynagrodzona.
Co ciekawe, gol padł z kontry. Najpierw celny strzał oddał Tonev, lecz Gikiewicz szybko wznowił grę. Lechici źle ustawili obronę i do długiego podania doszedł Mouloungui, który kopnął piłkę między nogami Kotorowskiego i zdobył swojego pierwszego gola w barwach Śląska. Na stadionie zrobił się ogromny tumult i kibice chcieli ponieść piłkarzy do zabójczej końcówki. I było blisko – gra się otworzyła i obie jedenastki szybko przenosiły piłkę po pole karne rywala. Wynik się już jednak nie zmienił, a że podobny padł w meczu Polonia – Piast, wrocławianie przed ostatnią kolejką nadal są na podium.
Śląsk - Lech 1:1 (0:1)
Strzelcy: Mouloungui 83 – Murawski 39
Lech: Kotorowski – Możdżeń, Kamiński, Trałka, Kędziora, Drewniak, Lovrencics, Murawski, Tonev, Hamalainen (72 Reiss), Teodorczyk (64 Ubiparip)
Śląsk – Gikiewicz – Ostrowski, Kokoszka, Grodzicki, Pawelec (46 Socha), Kowalczyk, Sobota, Mila, Stevanović, Cwielong, Gikiewicz (46 Mouloungui)
Sędziował: Bartosz Frankowski
Żółte kartki: Ostrowski, Kowalczyk – Teodorczyk