Jawny: Jesteśmy jak rozpędzony pociąg (WYWIAD)
24.03.2021 (13:00) | Jakub Luberda
fot.: Krystyna Pączkowska / slaskwroclaw.pl
Z zespołem U-17 najpierw awansował do Centralnej Ligi Juniorów, następnie z drużyną U-19 zdobył mistrzostwo zachodniej grupy CLJ. Wyprowadził rezerwy z IV do II ligi, dzięki czemu Śląsk Wrocław i Lech Poznań jako jedyne posiadają dwie drużyny na poziomie centralnym. - Jesteśmy jak rozpędzony pociąg. Zabierają nam wagony z przodu, a my dostawiamy kolejne z tyłu - powiedział nam Piotr Jawny w ubiegłym tygodniu, a więc jeszcze przed zwolnieniem Vitezslava Lavicki.
Wróćmy na chwilę do rundy jesiennej. Jak pan ocenia jesienne wyniki swoich podopiecznych? Jest to wynik ponad stan, czy może potencjał zespołu jest znacznie większy?
Bardzo trudno jest określić sufit takiego młodego zespołu. Zawodnicy są w takim wieku, że ja pamiętam sam po sobie, gdy podczas kariery piłkarskiej z roku na rok, mając nawet ponad 30 lat, robiłem jeszcze postępy w grze. W związku z tym ciężko też ocenić, czy ten wynik był ponad stan. Ci chłopcy cały czas idą do przodu, ale wiem, jakie mieliśmy trudności w rundzie jesiennej. To, co sobie zakładaliśmy przed startem rundy jesiennej, czyli w jakim składzie będzie grał zespół i kto będzie w nim grał, później zostało brutalnie zweryfikowane przez rzeczywistość, w tym zwłaszcza sytuację pandemiczną pierwszego zespołu. Na niektóre mecze jeździliśmy bardzo młodym składem, z wieloma debiutantami. Przetrwaliśmy ten czas i końcówka pokazała, że wytworzył się taki „team spirit” w zespole. To zawsze pomaga w sportach drużynowych takich jak piłka nożna. Wyrazem tego była końcówka tej rundy i dobry jej finisz, który zapewnił nam tak dobry wynik. Znałem wielu ludzi, którzy przed sezonem, delikatnie mówiąc, spisywali nas na straty i tułanie się po dołach tabeli.
Nie da się ukryć, że Marcin Szpakowski i Piotr Samiec-Talar stanowili dwa bardzo ważne ogniwa drużyny. Istotną postacią był również Paweł Kucharczyk. Ich odejście stanowi duży problem, czy może raczej ma pan kim ich zastąpić?
Taka jest specyfika tej drużyny. Ja już może uprzedzając następne pytania, to tak – patrząc wyłącznie na kadrę z jesieni i wiosny, można uznać, że przystępujemy do nowej rundy w pewnym stopniu osłabieni. Nie ma Pawła Kucharczyka, który odszedł do Polkowic, nie ma Samca-Talara, który prawdopodobnie grałby też mecze w drużynie rezerw. Nie ma też Marcina Szpakowskiego. Czy to jest problem? My patrzymy na drugi zespół jak na „platformę” do wprowadzania zawodników. Dla niektórych jest to tylko przystanek. Odchodzą jedni zawodnicy, a za chwilę na ich miejsce wskakują inni, młodzi. Jesteśmy jak rozpędzony pociąg. Zabierają nam wagony z przodu, a my dostawiamy kolejne z tyłu. Jest to duży test dla młodych zawodników, bo w związku z tymi ubytkami kadrowymi będzie się ich pojawiało więcej.
A jak wygląda kwestia opaski kapitańskiej? Kto nim będzie i jaki był klucz przy podejmowaniu decyzji?
Konrad Poprawa będzie kapitanem drużyny. Jaki jest klucz? Trochę jego pozycja na boisku. Często jest tak, że środkowy obrońca, czasami bramkarz zostaje kapitanem. Też jego doświadczenie, bo mimo młodego, to w porównaniu z innymi zawodnikami jest bardzo doświadczonym zawodnikiem. Ma też odpowiednie cechy. Żeby być kapitanem, to trzeba też tego chcieć. On lubi przewodzić. Jest też taką pozytywną postacią i myślę, że jest świetnym kapitanem.
A jak to będzie wyglądać w razie spadków z pierwszej drużyny?
Będziemy reagować na bieżąco. Wiadomo, że np. Piotrek Celeban jest wielką postacią. Tak szczerze mówiąc, to jakiegoś wielkiego znaczenia do tego nie przywiązujemy. Jedna czy druga osoba będzie kapitanem w jednym czy drugim meczu. W poprzednich latach podobnie to wyglądało. Kapitanem był Paweł Kucharczyk, ale czasami opaskę przejmowała doświadczona osoba, która „spadała” z pierwszego zespołu. Na pewno opaskę kapitana będzie miał ktoś, kto na to zasługuje i kto się z tym dobrze czuje.
A komu ze swojej drużyny wróży pan największą karierę? Którzy z zawodników są najbliżej gry w pierwszym zespole?
To bardzo ciężkie pytanie ze względu na dużą rotację. Jest na przykład Olivier Wypart, który przed chwilą był u nas, a już jest w pierwszym zespole, więc ciężko powiedzieć, czy można go brać pod uwagę. Szymon Lewkot, który też był u nas, jest już w pierwszym zespole. Takich zawodników przekazanych było sporo. Nie chciałbym wyróżniać jakiegoś jednego nazwiska. Wspominałem już wcześniej, że ci chłopcy cały czas idą do przodu. Mam nadzieję, że będą kiedyś zasługiwali na grę w ekstraklasie i dostąpią tego wyróżnienia. W Polsce nie ma wielu tak utalentowanych zawodników, jak choćby Kozłowski z Pogoni Szczecin, który w wieku 17 lat został powołany do reprezentacji. Niektórzy potrzebują trochę więcej czasu, żeby wejść na wyższy poziom. Mamy tutaj chłopców z akademii, jest Bartek Boruń, jest Sebastian Bergier, jest Grzesiek Kotowicz, jest Szymon Krocz. Znam ich od wielu lat i cały czas idą do przodu. Wiem jak bardzo są ambitni i wiem jak bardzo chcą do poziomu przynajmniej ekstraklasy dojść. Wierzę, że niektórzy z nich, a może nawet większość, do tego poziomu dojdzie.
Bardzo dobry okres w pierwszej drużynie przechodzi aktualnie Mathieu Scalet. Czy jego świetna dyspozycja na nowej dla siebie pozycji jest dla pana zaskoczeniem?
Nie jest to dla nas zaskoczenie. Może niewielu o tym wie, ale to my z Marcinem Dymkowskim już wcześniej postawiliśmy na Mathieu na tej pozycji. Oczywiście były też mecze, że inni zawodnicy - Szymon Lewkot, Marcin Szpakowski, Bartosz Boruń czy Mateusz Młynarczyk - tam występowali, więc Mat grał troszeczkę wyżej, bo ze względu na swoją ruchliwość i aktywność jest z przodu bardzo przydatny. Ale na pomysł, że jest dobry na pozycjach „6” i „8”, wpadliśmy z Marcinem jakieś pół roku wcześniej i jeżeli mogliśmy, to go tam wystawialiśmy. Scalet jest przede wszystkim świetnym atletą, więc ma ogromny zasięg, przez co ma mnóstwo odbiorów piłki, czym ostatnio imponuje w meczach. Jest niesamowicie wybiegany, w tych meczach biegał najwięcej kilometrów. Wiąże się to z tym, że zawsze jest tam, gdzie powinien być, ale także jest tam, gdzie powinien być jego kolega, także biega prawie za dwóch. Jest to jego atutem i to pokazuje w meczach ekstraklasy.
W przedsezonowych sparingach miał pan możliwość obserwować Łukasza Bejgera. To duży talent?
Nie jest przypadkiem, że trafił do Manchesteru United. Przypadkowych zawodników tam na pewno nie ma, skoro klub ma możliwość wyboru piłkarzy z całego świata. Łukasz oczywiście z nami nie trenował, ale brał udział w kilku sparingach. Od razu można było zauważyć jego jakość i spokój. Dodatkowo jest szybkim zawodnikiem, co jest też wielkim atutem. Ma niezłe warunki fizyczne. Może jeszcze nie jest ukształtowany i jeszcze będzie nabierał masy mięśniowej, ale jest wysoki, szybki, dobrze operuje piłką. Łukasz od razu wszedł do gry i bardzo dobrze sobie poradził. Ja go oczywiście nie znam zbyt dobrze, jest to wychowanek Lecha Poznań, był w Manchesterze, a u nas jest bardzo krótko, ale te cechy, które wymieniałem, już u niego widać. Jak daleko pozwoli mu to zajść? To jest trudne do określenia. Jest jasne, że ma talent, przebija się teraz do pierwszego składu ekstraklasowego i wszystko przed nim. Robert Lewandowski cały czas się rozwija, idzie do przodu i z roku na rok jest coraz lepszy, tak samo trudno będzie ocenić sufit każdego z zawodników. Na pewno jest to wielki talent.
Patrząc na Śląsk w ekstraklasie nie trzeba być ekspertem, żeby dostrzec problemy drużyny w ofensywie. Co pana zdaniem jest ich powodem?
Myślę, że zmieniająca się sytuacja kadrowa, w tym kontuzje, wpływają na to jak funkcjonuje drużyna jako całość. Jeżeli prześledzimy ostatnie dwa lata, to mówiąc o zawodnikach, którzy ciągnęli grę do przodu, bo gra w ofensywie to nie są sami napastnicy, pomyślimy pewnie o Krzyśku Mączyńskim, który leczył ostatnio kontuzję, oraz Kubie Łabojko, który nas opuścił latem. Uważam jednak, że ostatecznie wiele czynników może być tutaj istotnych. Dlatego też trudno mi to jednoznacznie ocenić, ponieważ nie jestem po prostu na tyle blisko pierwszej drużyny.
W kontekście pierwszego zespołu bardzo interesuje mnie kwestia pańskiej współpracy z trenerem Lavicką. W pierwszej części sezonu w obu zespołach dało się dostrzec podobieństwa pod względem taktyki i podejścia do meczów. Była to wspólna decyzja podjęta przed sezonem, aby zawodnicy drugiego zespołu mogli z marszu wejść do pierwszej drużyny, czy raczej w kwestii ustawienia i doboru taktyki miał pan całkowicie wolną rękę?
Ta współpraca jest na fajnym, dobrym poziomie. My oczywiście mieliśmy też takie momenty, że graliśmy czasami nawet trójką obrońców z tyłu, ale oczywiście po rozmowach staramy się grać podobnym ustawieniem, jak pierwszy zespół, żeby zawodnicy robiący dobre wrażenie, mogli do pierwszego zespołu bez większych problemów wejść i czuć się komfortowo. Nasza gra na pewno też się opiera na bardzo dobrej organizacji w defensywie. To jest podstawa. Może trochę więcej gramy w ataku pozycyjnym, ale to są młodzi zawodnicy, więc oni muszą grać w ataku pozycyjnym, bo to ich rozwija. Mają więcej kontaktów z piłką, mogą kreować jakieś akcje, reagować na to, co się dzieje na boisku. Myślę, że to jest dla tych młodych zawodników podstawa, żeby mieć częściej piłkę przy nodze. Natomiast później, gdy gra się profesjonalnie na wyższym poziomie, to wiadomo, że gra się już stricte na wynik. Trener dobiera sobie taką taktykę, aby wygrać, a nie po to, żeby mieć 80% posiadania piłki. Podsumowując, też staramy się być bardzo dobrzy w organizacji w defensywie, podobnie jak zespoły trenera Lavicki. Jest to absolutny fundament, ale chcemy też się utrzymywać przy piłce, chcemy mieć duże posiadanie i kontrolę nad meczem, a także samemu kreować dużo sytuacji bramkowych.
Gdyby miał pan powiedzieć, jaka filozofia gry w piłkę najbardziej do pana przemawia, to pokrywałaby się ona z tym, co prezentuje pański zespół, czy może raczej są elementy, które chciałby pan jeszcze zmienić?
Na pewno bliska jest mi taka filozofia, w której zespół chce dominować, ale nie dla samej dominacji, dla posiadania piłki, ale po to, by tych sytuacji bramkowych jak najwięcej stwarzać. By jak najczęściej być w polu karnym przeciwnika, żeby nie oddawać głupio piłki, żeby grać poprawnie i żeby w przemyślany sposób, poprzez podania prostopadłe i nastawienie do gry do przodu, a nie wszerz i do tyłu, przedostawać się pod bramkę przeciwnika. Taki futbol atrakcyjny dla oka, w którym zespół chce mieć piłkę, chce mieć posiadanie, chce stwarzać dużo sytuacji bramkowych na pewno mi przyświeca. Ciężko jednak w takim zespole jak rezerwy przekazać taką filozofię, bo nie ma się zawsze wszystkich zawodników na treningu.
Tak jak pan wspomniał, część drugiego zespołu trenuje z ekstraklasowiczami. Jak duży stanowi to problem? Pamiętam, jak po pierwszych meczach tego sezonu mówił pan, że przez brak wspólnych jednostek treningowych zawodnicy docierają się tak naprawdę dopiero podczas spotkań.
Tak, właściwie co pół sezonu, albo co sezon rozpoczynamy pracę od nowa przez to, że jest duża rotacja. Dochodzą nowi zawodnicy, tych treningów trochę brakuje i tak, jak wspominałem, te mecze są właściwie takimi jednostkami treningowymi, w których się docieramy. Po takich meczach jest bardzo szczegółowa analiza. Siedzimy z zawodnikami pojedynczo, albo w formacjach i długo analizujemy grę, aby w następnych meczach zrobić poprawę i grać tak, jak chcemy. Na pewno jest to jakiś problem, ale wiemy też, na co się pisaliśmy. Mamy świadomość, jaka jest charakterystyka tego zespołu, więc nie narzekamy. Staramy się temu zapobiec poprzez analizy i te treningi, które mamy do dyspozycji.
Na przestrzeni rundy wiosennej drugi zespół grywał w ustawieniu z czterema jak i trzema obrońcami. W którym z nich drużyna czuje się lepiej i czy ciężko było nauczyć zawodników tej formacji?
Ważna jest filozofia, w jaki sposób chcemy grać. Ustawienie nie jest aż tak ważne. W każdym ustawieniu można grać ofensywnie. Było to uzależnione od tego, jakich mieliśmy zawodników. Taki przykład – mamy Maćkowiaka i mamy Wyparta. Obydwaj są lewymi obrońcami. Mamy ich dwóch i szkoda, żeby jeden z nich nie grał, więc czasem wybieramy wariant, w którym jest lewy wahadłowy i ten półlewy środkowy obrońca. W takiej sytuacji może grać jeden i drugi zawodnik. Także wiąże się to z tym, jakich mamy akurat do dyspozycji zawodników, w mniejszym stopniu to, z jakim przeciwnikiem gramy. Chociaż też zdarzało się, że jak był bardzo mocny przeciwnik, a my nie mieliśmy w składzie bardzo dobrych obrońców, to decydowaliśmy się na trójkę z tyłu, żeby wzmocnić trochę formację defensywną. Oczywiście nie gramy tego na wariata. To nie jest tak, że przed meczem decydujemy bez żadnego treningu, że tak gramy. Musimy mieć co najmniej jeden albo dwa treningi z całą grupą i wtedy decydujemy się na jakiś inny wariant. Dotychczas graliśmy w ustawieniu 4-2-3-1, broniąc 4-4-2. Niektóre mecze graliśmy 4-3-3, broniąc 4-3-3 i było kilka spotkań, gdzie graliśmy 3-5-2 i broniliśmy w 5-3-2. To wszystko było przećwiczone przynajmniej na dwóch, trzech treningach.
Jak ocenia pan zimowe wzmocnienia drugiego zespołu? Transferów do klubu było niewiele, ale przesunięta z CLJ młodzież - Filip Gryglak, Ryszard Jakubiak, Hubert Konstanty czy Szymon Michalski - wydaje się bardzo uzdolniona.
Tak, natomiast takich zewnętrznych transferów pod kątem stricte drugiej drużyny było niewiele.
Przyszedł Oskar Mielcarz.
Oskar jest młodym zawodnikiem i może nam teraz pomóc, bo mamy pewien problem z bramkarzami w obliczu kłopotów zdrowotnych Darka Szczerbala i Bartka Frasika, choć na początku może być też do dyspozycji zespołu U-18. Przyszedł do nas z Zagłębia Lubin młody Adrian Bukowski, to bardzo ciekawy środkowy pomocnik, który już w pierwszym meczu grał kilkanaście minut i myślę, że w kolejnych będzie grał jeszcze więcej. Jest Igor Maruszak, czyli prawy obrońca, który dobrze się prezentował jesienią w zespole juniorów. Szkoda, że odniósł ostatnio kontuzję - podkręcił staw skokowy - ale to też bardzo utalentowany zawodnik. Są też kolejni zawodnicy – Konstanty, Jakubiak, którzy już z nami trenują i na pewno będą mieli szansę w tej rundzie wiosennej te swoje umiejętności na ligowych boiskach zaprezentować. W tym wieku to jest fenomenalna dla nich sprawa. Z zewnątrz takich transferów raczej nie było, zresztą chcemy opierać się przede wszystkim na zawodnikach z akademii.
Oczekuje pan od tych młodych zawodników wejścia z marszu do pierwszego składu, czy stawia pan raczej na powolny i spokojny proces aklimatyzacji?
Z doświadczenia wiemy, żeby nie nastawiać się ani na jedno, ani na drugie. To nie ma znaczenia, czy zawodnik ma 16 czy 17 lat. Jeżeli na treningach pokazuje, że ma dobre umiejętności i już daje rade pod kątem fizycznym, to absolutnie bez wahania na takich zawodników stawiamy. Natomiast oczywiście musimy to robić z głową, żeby gdzieś tam zawodnika młodego nie spalić. Będziemy to robić mądrze, ale na pewno nie zawahamy się przez sekundę. Jeżeli zawodnik będzie dawał sygnały dobrych umiejętności, to będzie wchodził do zespołu już w pierwszym meczu. Igor Maruszak wszedł, Adrian Bukowski też już wszedł do gry, jest też Paweł Fediuk, który daje dobre sygnały, jest Filip Michalski, który też już grywał i dostaje swoje minuty.
Jest pan usatysfakcjonowany z obecnej kadry, czy są pozycje, na których widzi pan pewne braki?
Jeśli już, to w tej chwili wskazałbym na środek obrony. Paweł Kucharczyk został puszczony do Polkowic, bo skoro w pierwszym zespole jest tych zawodników dużo, czyli Tamas, Puerto, Celeban, Pawelec, Wilusz i doszedł Bejger, to wydawało się, że nie będzie problemu, aby któryś z nich grywał w drugiej drużynie w parze z Poprawą. Urazy niektórych zawodników doprowadziły do tego, że w tym momencie zrobił się mały problem na tej pozycji. Będziemy musieli sobie jakoś z tym radzić i starać się przesuwać innych zawodników. Już na jesień były mecze, w których na tej pozycji grywali Wypart czy Lewkot. Natomiast na dziewiątce, jeśli nie ma Sebastiana Bergiera, to gra zazwyczaj któryś z młodych zawodników. Wcześniej Piotrek Samiec-Talar grali z Sebastianem na zmianę, a teraz ta pozycja nie jest tak mocno obsadzona. Jest to jednak pole do popisu i szansa dla młodych graczy.
Patrząc na wszystkie problemy kadrowe, jeszcze bardziej imponować może pozycja Śląska, którą zajmował po pierwszej części sezonu, a także to, jak Śląsk wyglądał. Oglądając mecze rezerw można było zobaczyć, że drużyna stanowi jeden organizm. Celem na koniec sezonu jest awans do I ligi, czy raczej wszyscy stąpają twardo po ziemi?
Naszym celem jest utrzymanie się w tej lidze. Ale pamiętam, jak naszym celem w trzeciej lidze było utrzymanie się, a na koniec wyszło, że był awans (śmiech). Stąpamy twardo po ziemi. Naszym celem oczywiście jest utrzymanie się, a sytuacja kadrowa teraz jeszcze się stabilizuje, co nie znaczy, że nie mamy swoich ambicji. Każdy mecz traktujemy bardzo poważnie i chcemy odnieść w każdym spotkaniu zwycięstwo. Myślimy o każdym kolejnym meczu, nie wybiegamy za bardzo w przód. Chcemy zdobyć w tej lidze jeszcze przynajmniej kilkanaście punktów, żeby być spokojnym. Nie będzie to łatwe, bo po drodze zawsze pojawiają się jakieś problemy, ale przede wszystkim myślimy o tym, żeby się utrzymać, co nie znaczy, że patrzymy minimalistycznie.
To teraz zapytam z drugiej strony. Ważniejsze są dla pana wyniki sportowe, czy płynny rozwój występującej w drugiej lidze młodzieży? Czy gdyby zespół rezerw spadł do trzeciej ligi, ale młodzi zawodnicy rozwijali się w dobrym tempie, to byłby pan zadowolony?
Z samego spadku oczywiście nie byłbym zadowolony. Ale to zależy również od tego, z czego by on wynikał. To zupełnie inna sytuacja, jeśli byłby konsekwencją tego, że grają sami młodzi zawodnicy i dobrze się rozwijają, lecz okazuje się, że nie jest to jeszcze dla nich ten poziom i dlatego trudniej o regularne punktowanie. My z Marcinem Dymkowskim jesteśmy zadowoleni, jeśli zawodnicy robią postępy, idą do przodu. Czasem trafi się na silniejszego przeciwnika, silniejszego fizycznie. Można grać dobrze, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Najważniejsze jest, aby ci młodzi zawodnicy się rozwijali, a największą radość sprawia, jak później tego młodego zawodnika widzimy, kiedy wchodzi na boiska ekstraklasowe. To sprawia największą radość i satysfakcję. Wyniki oczywiście też cieszą, bo wskazują, że ta praca jest wykonywana dobrze, ale celem jest, żeby zobaczyć tego młodego zawodnika w barwach Śląska w meczach ekstraklasowych.
A jakie są pana cele na najbliższe lata? Praca z drugim zespołem pana satysfakcjonuje, czy może będzie pan chciał spróbować swoich sił na wyższym szczeblu rozgrywkowym. Doszły nas też słuchy, że był pan ostatnio na kursie trenerskim, może pan zdradzić coś więcej?
Dostałem się na kurs trenerski UEFA Pro, czyli taki kurs, po którym można trenować każdy seniorski zespół na świecie. Będzie trwał on do końca roku, więc wierzę, że tę licencję otrzymam. Jakie są ambicje? Na pewno pójścia do przodu i przypomina mi się od razu dość zabawna sytuacja, gdy na egzaminie zebrało się bardzo szacowne grono. Paweł Janas, Stefan Majewski, inni wspaniali kiedyś piłkarze. Pytają się o plany zawodowe, pojawiają pytania typu: jaki klub chcesz prowadzić? Odpowiedziałem, że oczywiście chcę prowadzić zespoły piłkarskie. Oni pytają: na jakim poziomie? A ja odpowiadam „no jak najwyżej”, na co Paweł Janas mówi: „to na Giewont” (śmiech). To obrazuje, że w tym fachu ciężko cokolwiek zaplanować. Trzeba po prostu się rozwijać, poprawiać swój warsztat i w związku z tą ciężką pracą, te wyniki stają się zauważalne, a co za tym idzie, dostaje się coraz lepsze propozycje. Gdzie to zaprowadzi? Trudno powiedzieć, ale jeżeli na Giewont, to nie będę się obrażał.
Niektórzy kibice uważają, że to pan powinien kiedyś zastąpić trenera Lavickę. Co pan o tym myśli?
Traktuję to wyłącznie jako opinię na temat naszej bieżącej pracy w drugiej drużynie i to na pewno miłe, ale chciałbym podkreślić rolę trenera Marcina Dymkowskiego. Pracujemy razem właściwie na równorzędnej stopie i wspólnie tworzymy ten zespół. Jest to bardzo fajny, młody trener. Ja staram się po prostu rozwijać. Mieć jak najlepszy warsztat, jak najlepsze wyniki i po prostu prowadzić później jak najlepsze zespoły. Natomiast to władze wybierają trenerów, którym powierzają określone zadania. My, trenerzy, możemy jedynie sprawić, aby nasze zespoły grały tak dobrze, tak skutecznie, jak to możliwe.