Lider na kolanach: Jagiellonia – Śląsk 0:4!
01.10.2018 (20:13) | Adam OsińskiNie taki lider straszny, jak go malują. Właściwie już od pierwszych minut w ogóle nie było widać, ile miejsc w tabeli dzieli obie ekipy. Mało tego, Jagiellonia zagrała tak, jakby była drużyną w wielkim kryzysie: bojaźliwie, bez pomysłu na grę, bez wygranych pojedynków, a w miarę tracenia kolejnych bramek – bez ochoty do biegania. W szeregach gospodarzy zapamiętać dał się – w pierwszej połowie – tylko Novikovas. To Litwin sprawił, że żółtą kartkę złapał Cotra, i to on był autorem jedynego uderzenia, na jakie stać było przed przerwą zespół z Białegostoku. W siódmej minucie huknął z ponad 30 metrów, na szczęście piłka przeszła tuż nad poprzeczką bramki Słowika.
Śląsk zneutralizował atuty Jagi (np. zupełnie niewidoczny był Przemysław Frankowski, który właśnie otrzymał kolejne powołanie do kadry) i próbował uszyć jakąś akcję bramkową, ale po 45 minutach można było czuć niedosyt. Czasem zabrakło odwagi, czasem wykończenia (niepilnowany Robak oddał strzał obok słupka), kiedy indziej zawodził w rozegraniu Mateusz Cholewiak. Mimo słabej dyspozycji lidera WKS w pierwszej połowie nie zdołał oddać celnego strzału na bramkę Kelemena.
Zmieniło się to zaraz po przerwie, gdy po wrzutce Brozia celnie główkował Cholewiak. Tym razem Kelemen zdołał odbić piłkę, ale po minucie był bez szans. Znów uaktywnił się Cholewiak, który obsłużył podaniem po ziemi Robaka, a napastnik Śląska z kilku metrów trafił pod poprzeczkę. Akcja mogła się podobać, ale po trzech minutach było jeszcze efektowniej. Wrzutkę Cotry półwolejem, tym razem po długim słupku, wykończył Arkadiusz Piech, który strzelił swojego pierwszego gola w sezonie. Palce lizać.
W Sosnowcu, jak pamiętamy, WKS też miał dwubramkowe prowadzenie, więc zawodnicy trenera Pawłowskiego mieli okazję wszem wobec pokazać, czym jest osławione wyciąganie wniosków. Trzeba przyznać, że nauka nie poszła w las. Śląsk był nadal agresywny w środkowej strefie i odważnie szedł po kolejne gole. Michał Chrapek genialnym podaniem uruchomił Cholewiaka, który w pełnym biegu wpadł w pole karne i próbował podcinką pokonać Kelemena, ale zrobił to za słabo i Słowak sparował piłkę na rzut rożny.
Ale Chrapek i tak doczekał się asysty. Wrocławianie znów rozklepali gospodarzy, tym razem na prawej stronie z udziałem Picha i Brozia, Chrapek podał do Robaka, a ten strzelił zza pola karnego. Piłka odbiła się od słupka i znowu zatrzepotała w siatce. Swoją szansę po chwili miał też Piech, ale z bliska przestrzelił po tym, jak piłkę wyłożył mu rywal. Wstrząsająca była nieporadność białostoczan. W końcówce zawodnicy trenera Mamrota nie mieli już nawet za bardzo ochoty walczyć w defensywie. W efekcie mecz z asystą skończył także rezerwowy Augusto, który pomógł Robakowi strzelić swojego trzeciego gola. WKS mógł dołożyć jeszcze piątą bramkę, ale w doliczonym czasie znów pojedynek sam na sam z Kelemenem przegrał Cholewiak.
Jagiellonia – Śląsk 0:4 (0:0)
Strzelcy: Robak 48, 67, 90, Piech 51
Jagiellonia: Kelemen – Guilherme, Mitrović, Runje, Burliga (55 Savković), Pospisil, Kwiecień, Machaj (55 Świderski), Novikovas, Frankowski, Bezjak (70 Klimala)
Śląsk: Słowik – Cotra, Golla, Celeban, Broź, Pich (90 Gąska), Chrapek (76 Augusto), Łabojko, Cholewiak, Piech (86 Radecki), Robak
Sędziował: Piotr Lasyk
Żółte kartki: Cotra
Widzów: 8396