Lizakowski: Zatraciliśmy odwagę (WYWIAD)

25.12.2022 (06:00) | Karol Bugajski
uploads/images/2022/8/lizakowskisawicki2_62fa44ee42ba9.jpg

fot.: Rafał Sawicki

- Plan i założenia taktyczne były dobre, to wszystko ma sens. Prowadzimy grę, posiadamy piłkę, jednak czasem brakuje nam pazura, odpowiedniego ciągu na bramkę - mówi nam zawodnik rezerw Śląska Wrocław Kuba Lizakowski. Z wahadłowym drugoligowca rozmawiamy o pierwszej rundzie po transferze z Raduni Stężyca, problemach z grą przy Oporowskiej i celach na wiosnę.



 

Komu kibicowałeś w ubiegłotygodniowym finale mistrzostw świata w Katarze?

Wtedy akurat byłem za Francją w odróżnieniu od całej mojej rodziny. Trzeba przyznać, że mecz naprawdę niesamowity.

Team Kylian Mbappe albo team Leo Messi – patrzyłeś na finał przez ten pryzmat?

Tak, tylko z racji tego, że ja od zawsze jestem fanem Cristiano Ronaldo, to w tym spotkaniu ściskałem kciuki za Francuza.

Zanim zaczął się mundial, był jednak trudny finisz rundy jesiennej dla drugoligowych rezerw Śląska. Przed ostatnim, niezłym meczem na terenie lidera Kotwicy Kołobrzeg (1:1) była nawet seria trzech występów bez strzelonego gola, a w efekcie zimowanie na ostatnim miejscu w tabeli.

Na pewno ta końcówka nie była taka, jak chcieliśmy. Uważam, że plan i założenia taktyczne były dobre, to wszystko ma sens, natomiast faktycznie kończymy rok na ostatnim miejscu w tabeli. Prowadzimy grę, posiadamy piłkę, jednak czasem brakuje nam takiego pazura, odpowiedniego ciągu na bramkę. A z drugiej strony często tracimy bramki nie z tego powodu, że drużyna przeciwna jest lepsza. To raczej wynika z tego, że kiedy prowadzimy grę, nie wiem, za bardzo się rozluźniamy, tracimy piłki i nadziewamy na kontry. Wiemy dobrze, że II liga jest niezwykle fizyczna, od cech motorycznych wiele tutaj zależy.

Taka późnojesienna depresja mogła zaskoczyć kibiców, bo początek wcale tego nie zapowiadał. Lipcowe mecze przeciwko Raduni Stężyca (3:3) czy Zagłębiu II Lubin (4:3) oglądało się bardzo przyjemnie, pokazywaliście duży potencjał.

Wydaje mi się, że to jest coś, co zatraciliśmy w pewnym momencie w końcówce rundy, czyli odwaga. Na początku tej rundy wyglądaliśmy naprawdę świetnie w ofensywie, a oprócz tego, że zdobywaliśmy dużo bramek, to sytuacji było jeszcze więcej – choćby w Lubinie już do przerwy mogło być 4:0 dla nas. Okres zimowy będzie dla nas bardzo wartościowy, cały sztab, również my, możemy przeanalizować to, co się działo. Każdy po kolei odbył już rozmowy z trenerami. Sądzę, że ta przerwa będzie nam sprzyjać. Kiedy 9 stycznia wrócimy do treningów drużynowych, bo na razie przygotowujemy się indywidualnie, myślę, że znajdzie się rozwiązanie, które przyniesie rezultaty w nowej rundzie.

Trener Krzysztof Wołczek zwracał wam uwagę, że w niektórych momentach brakowało zimnej krwi czy spokoju? W Lubinie, niczym w niedawnym finale MŚ, mimo pełnej kontroli Śląska II, z wyniku 2:0 w dwie minuty zrobiło się 2:2. Później z Wisłą Puławy przy Oporowskiej tuż po wyrównaniu w doliczonym czasie, straciliście gola na 1:2.

To może brać się z tego, że my jako młoda drużyna, zawsze chcemy bardzo dużo. Młodzi zawodnicy bardzo chcą się pokazywać i ten luz jest za duży, mówię też o sobie, bo mam 21 lat. My często przy stanie 1:0 kreujemy grę dalej, chcemy zdobywać kolejne bramki, nie podoba nam się styl kopania po autach czy urywanie sekund. Później nadziewamy się na kontrataki, jakieś stałe fragmenty, na które rywale w II lidze często czekają. Moim zdaniem to jest ten problem, ale pamiętajmy, że młodzi zawodnicy właśnie tego powinni się uczyć. Uczyć jak kontrolować mecz, jak reagować w zależności od wyniku na boisku. W tym musimy się udoskonalać.

Symptomatyczne, że w kontekście tych najlepszych spotkań rundy jesiennej rezerw wymieniamy tylko wyjazdy. Przy Oporowskiej w tym czasie wygraliście tylko jeden mecz, a w całym 2022 roku dwa (nie licząc walkowera z GKS Bełchatów). Masz jakiś pomysł z czego to się może brać?

Granie na tym stadionie to jest naprawdę fajne przeżycie, wszystko jest dopieszczone przez wszystkich ludzi, którzy zajmują się organizacją meczu. Jednak kiedy jedziemy na wyjazd, to nasz przeciwnik czuje swoją siłę, ma wsparcie kibiców, zależy mu na tym, żeby grać własną piłkę. Bardziej się otwierają, powstają przestrzenie, oni nie murują bramki, a my dzięki temu mamy więcej miejsca. Stwarzamy sobie więcej szans, mamy więcej sytuacji, żeby ich skarcić, jak choćby we wspomnianym meczu w Kołobrzegu. Jako ostatnia drużyna w tabeli prowadziliśmy z liderem, potem straciliśmy jednego zawodnika i bramkę, ale Sebastian Bergier zdążył jeszcze trafić w poprzeczkę, były inne sytuacje.

Jak ty oceniłbyś pierwszą rundę w Śląsku II w swoim wykonaniu? Po sezonach w Bytovii Bytów i Raduni Stężyca, znalazłeś się w drużynie ekstraklasowych, ale jednak rezerw, co ma chyba zupełnie inną specyfikę.

Kiedy byłem młodszy, dołączyłem do drużyn młodzieżowych Lechii Gdańsk, później byłem też w rezerwach tego klubu, tyle że one występowały w IV lidze. Rezerw ekstraklasowego klubu trochę już poczułem, ale dzięki temu, że w przypadku Śląska rozmawiamy o trzecim szczeblu rozgrywkowym, to jest naprawdę świetna sytuacja dla młodych zawodników. Jeśli miałbym ocenić, to na pewno inny styl gry niż ten, z jakim miałem do czynienia przez całą swoją dotychczasową przygodę z piłką. Naukę tego teraz uważam za ogromny pozytyw, ponieważ koncepcja trenera Wołczka jest taka, że chcemy kontrolować grę, posiadać futbolówkę, ona nie ma nam przeszkadza, to ważna sprawa, żeby nauczyć się tego jak najszybciej. Wcześniej nikt aż tak bardzo nie zwracał na to uwagi. Nasza drużyna ma potencjał, żeby wyjść z tego dołka, bo tak niestety należy to nazwać. Patrząc na wiele jesiennych meczów nie zasługujemy na to miejsce, w którym się znajdujemy. Piłka nie jest sprawiedliwa, ale nie można też tylko cały czas szukać wymówek. Trzeba zakasać rękawy i zrobić wszystko, żeby się utrzymać. Dobrze wiemy, że II liga jest taka, że jedno zwycięstwo gwarantuje skok na przykład o trzy pozycje, a porażka może szybko wepchnąć do strefy spadkowej.

Jesienią nie zanotowałeś żadnego gola ani asysty, to chyba spory niedosyt?

Tak, nie boję się do tego przyznać, nie mam z tym żadnego problemu. Wiem, że potrafię zagrać jeden na jeden, dochodzić do sytuacji, czy wnieść trochę przebojowości, co uwielbiam. Doskonale zdaję sobie jednak sprawę, że powinienem pracować nad sytuacjami bramkowymi, żeby dopieścić piłkę przy dograniu czy uderzeniu. Na tym na pewno będę chciał się skupić po zimie.

Czy w ustabilizowaniu formy w rezerwach nie przeszkadza ci duża rotacja? Wiadomo, jakie są potrzeby takiego zespołu, nawet po udanym meczu można stracić miejsce w składzie, bo ekstraklasowy Śląsk potrzebuje kogoś ograć czy sprawdzić.

To jest coś, do czego przywykłem już kilka lat temu, więc można powiedzieć, że jestem przyzwyczajony. Rozumiem, jak działają rezerwy, wiedziałem to w momencie podpisywania kontraktu przy Oporowskiej. W żaden sposób mnie to nie zaskoczyło, wręcz przeciwnie. Nawet jeśli ktoś z powodu „spadów” z pierwszego zespołu będzie musiał usiąść na ławce, mimo że wcześniej zagrał dobry mecz, to trener Wołczek pokazywał, że i tak będzie mógł liczyć na jakąś liczbę minut. Wchodząc jako rezerwowy nie powinno się w żaden sposób obrażać, wręcz przeciwnie – to powinna być motywacja, żebyś kiedyś to ty „spadał” z tego pierwszego Śląska.

Pochodzisz z Gdańska, grałeś w Gedanii i Lechii, która już kilka razy przewinęła się w naszej rozmowie. Lokalne media w pewnym momencie określały cię nawet jako największy talent na Pomorzu, a jednak po sezonie 2019/2020 rozstałeś się z ekstraklasowym klubem. Dlaczego?

To było po wybuchu pandemii, z żadnym z zawodników z mojego rocznika 2001 nie został przedłużony kontrakt, mógłbym wymieniać nazwiskami, grają dziś w ekstraklasie, I lidze, II lidze i niżej. Lechia nie zdecydowała się na podpisanie ze mną nowej umowy, jeśli mam być szczery, to nie za bardzo to rozumiałem, ale czasem tak po prostu jest w życiu. Zdecydowałem, że jeżeli mam grać w czwartoligowych rezerwach, to czas, kiedy powinienem opuścić ten klub, to miasto i spróbować swoich sił w seniorskiej piłce. Wtedy trafiłem do Bytovii.

W Bytowie grałeś przez rok, a poprzedni sezon spędziłeś w rewelacyjnym beniaminku Raduni. Zespół niespodziewanie dotarł do półfinału baraży o awans, a ty strzelałeś ważne gole, choćby na wagę zwycięstwa w Chorzowie (1:0), byłeś odkryciem II ligi. Mogłeś później przebierać w ofertach?

Dostałem kilka ofert z wyższej ligi, z niższej, zależy też, co rozumiemy poprzez „przebierać”, warto też podkreślić, że straciłem status młodzieżowca, a to w naszych warunkach ogromna rzecz. Każdy, kto mnie zna, wie, że długo czekałem i zastanawiałem się po poprzednim sezonie. Wpłynęła oferta Śląska, została przedstawiona mi oraz mojemu menadżerowi. Znałem wiele historii, ale wiedziałem też sam po sobie, że jeśli ktoś będzie dobrze wyglądał w rezerwach, to jest bardzo duża szansa wskoczyć do ekstraklasowego zespołu, co oczywiście jest marzeniem. To była jedna z najbardziej motywujących rzeczy, żeby po raz pierwszy w karierze wyjechać z Gdańska i Pomorza – dołączenie do Śląska z perspektywą długofalową. Jeżeli będę dobrze grał, rozwijał się, to pewnego dnia mogę zostać zaproszony do pierwszej drużyny. Natomiast gdybym nadal był młodzieżowcem, to myślę, że ofert byłoby jeszcze więcej.

Czego ci życzyć? Po premierowej rundzie we Wrocławiu, rozpoczynasz pierwszy pełny rok, jesteś z gatunku piłkarzy, którzy wieszają sobie na lodówce listę celów do spełnienia?

Ja raczej nie z tych, bo zauważyłem, że małe cele fajnie stawiać, a co z tym dużymi, to nigdy nie wiadomo, jak życie się potoczy. Wolę po prostu pracować i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Życzyć na pewno trzeba drużynie, żeby nowa runda była dla nas lepsza niż końcówka poprzedniej, a dla siebie poproszę trochę tych bramek i asyst.

ZOBACZ też: Między najlepszymi – zaskakująca statystyka Śląska

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.