Mamy wicelidera!

14.05.2011 (18:53) | Krzysztof Banasik & Michał Zachodny / Krzysztof Banasik & Michał Zachodny
Cóż za mecz przy Oporowskiej! Śląsk przegrywał do przerwy 1:2 z GKS-em Bełchatów, ale dzięki pioronującemu początkowi drugiej połowy wrocławianie wyszli na prowadzenie, którego nie oddali już do końca spotkania. Gości w doliczonym czasie gry dobił Cristian Diaz. Zapraszamy do czytania relacji.


 

Spotkanie, które miało wywindować Śląsk Wrocław na drugie miejsce w tabeli wcale nie zaczęło się dla gospodarzy najlepiej i to wcale nie przez brak żywiołowego dopingu publiczności przy Oporowskiej – fani byli doskonale słyszani na pustym obiekcie, gdy zdzierali gardła pod bramami stadionu.



Bełchatów jednak także jest w szerokiej grupie drużyn zainteresowanych jak najwyższą pozycją w pobliżu podium i zaczęli spotkanie znacznie lepiej. Najpierw Kelemen został porządnie rozgrzany uderzeniem Cetnarskiego z rzutu wolnego, a następnie golkiper Śląska miał dużo szczęścia gdy Lacić niepilnowany niedokładnie uderzył po rożnym. Ekipa Oresta Lenczyka odpowiedziała w dobrym stylu, atakując i już pierwsza składna akcja przyniosła gospodarzom rzut karny. Dośrodkowanie Gancarczyka niefortunnie przeciął ręką Fonfara i sędzia Robert Małek nie miał wyjścia jak tylko wskazać na punkt oddalony od bramki jedenaście metrów. Pewnym wykonawcą rzutu karnego okazał się kapitan Śląska, Sebastian Mila.



Szkoda jednak, że prowadzenia nie udało się wrocławianom utrzymać zbyt długo, ponieważ GKS, choć atakował składnie, to zbyt łatwo został dopuszczony pod bramkę gospodarzy. Ładnie rozprowadzoną akcję skrzydłem i doskonałe dośrodkowanie wykorzystał Marcin Żewłakow z pięciu metrów pakując głową piłkę do bramki. Goście nadal atakowali i mieli przewagę, a Śląsk nie potrafił dłużej utrzymać się przy piłce. GKS grał agresywniej, twardo, zwłaszcza w środku pola i efektem były żółte kartki Popka i Mysiaka, otrzymane za ostre wejścia.



Śląsk próbował grać z kontry, ale nie wychodziło im to najlepiej, problemem nadal było utrzymanie piłki, a dużo miejsca mieli w środku pola Cetnarski i Komołow. Dobrze z drugiej linii do ataku włączał się Nowak i jedno z zagrać w pole karne wykorzystał, wyprowadzając GKS na prowadzenie. Napastnik z Bełchatowa przepchnął łatwo Pawelca i z kilku metrów posłał piłkę do bramki. Tego Śląsk się nie spodziewał w meczu o drugą pozycję, ale goście zasłużenie wygrywali do przerwy.

Kluczowe dla wyniku spotkania były zmiany, których dokonał Orest Lenczyk w przerwie. Odważnie postawił Marka Gancarczyka, dobrze się spisującego na prawym skrzydle, na prawej obronie, a Socha zszedł na lewą stronę defensywy. Zszedł Spahić i Madej, a na boisku pojawił się Diaz i Ćwielong, dając więcej energii wrocławskiej drużynie w ataku. Efekt był oszałamiający.



Śląsk nie zamierzał marnować czasu na dostosowanie się do nowego ustawienia i od razu zaatakował. Pięć minut po przerwie doskonałe dośrodkowanie zamienił na bramkę Tomasz Szewczuk, ciężko harujący z przodu w pressingu. Sekundy po rozpoczęciu gry przez GKS błąd Lacicia, który źle zagrał piłkę, wykorzystał Diaz, przejmując futbolówkę popędził na bramkę Sapeli, uderzył pod golkiperem rywali i wyprowadził Śląsk na prowadzenie. Tego nie spodziewał się Maciej Bartoszek – trenerowi gości opadły ręce na widok jego piłkarzy patrzących po sobie i szukających odpowiedzi na pytanie: ‘co się stało?’.



Wrocławianie dalej atakowali i wychodziło im to nad wyraz dobrze – Tomasz Szewczuk walczył o każdą piłkę, Elsner udanie blokował z Łukasiewiczem środek pola, a obrona nie pozwalała rywalom nawet na oddawanie strzałów. Dodatkowej siły Śląskowi w defensywie dało wejście Sztylki, który zmienił Tomasza Szewczuka – często niedoceniany napastnik, pomocnik, a także obrońca zasłużył na owację na stojąco za dzisiejszy występ.



Gdy wydawało się, że Śląsk będzie musiał przetrwać nerwową końcówkę, gdy rywale rzucali piłki z każdego miejsca boiska w pole karne Kelemena, poszła jeszcze jedna kontra na bramkę Sapeli. Ćwielong popędził prawą stroną, oddał piłkę do Diaza na szesnasty metr, a Argentyńczyk z łatwością podwyższył prowadzenie Śląska.



Ta bramka dobiła rywali, a ekipę z Oporowskiej wyprowadziła na drugie miejsce w tabeli – szkoda, że kibice mogli obejrzeć to tylko w telewizorach, albo zza bram. Taki sukces zasłużył na radość kilku tysięcy fanów.





Śląsk Wrocław 4:2 (1:2) GKS Bełchatów

Mila 11’ (rz.k.), Szewczuk 51’, Diaz 52’, 91’ – Żewłakow 14’, Nowak 39’



Śląsk: Kelemen – Socha, Celeban, Fojut, Spahić (46’ Ćwielong) – Gancarczyk, Łukasiewicz, Elsner, Mila, Madej (46’ Diaz) – Szewczuk (75’ Sztylka)



GKS: Sapela - Fonfara, Drzymont, Lacić, Popek (58’ Małkowski) – Nowak, Komołov (76’ Zawodziński), Mysiak, Cetnarski (71’ Kuświk), DaSilva – Żewłakow



Żółte kartki: Gancarczyk, Diaz (Śląsk), Drzymont, Mysiak, Popek, Cetnarski (GKS)

Czerwona kartka: Diaz (Śląsk, za drugą żółtą)

Sędzia: Robert Małek (Śląski ZPN)

Widzów: Mecz bez udziału publiczności