Partnerki piłkarzy: Aleksandra Łoboda

08.05.2020 (11:51) | Krzysztof Banasik
uploads/images/2020/5/ola1_5eb1b8761f6ea.jpg

fot.: ŚLĄSKnet

Partnerki piłkarzy – są trochę w cieniu swoich partnerów, a często są kluczowym ogniwem, bez którego kariera zawodowego sportowca byłaby narażona na brak jakże potrzebnego wsparcia. Czas przedstawić kobiecą perspektywę piłki nożnej i rolę, jaką pełnią kobiety w karierach swoich mężczyzn. Pierwszą partnerką zawodnika Śląska, z którą udało mi się porozmawiać, jest Aleksandra Łoboda, druga połówka Przemysława Płachety. Jeśli ktoś chciałby jej zadać pytanie, czy wie, co to jest spalony, po przeczytaniu tego tekstu powinien się zapaść pod ziemię.



 

Kiedy przedstawiłem Pani mój pomysł na ten wywiad, miała Pani wątpliwości, czy przyjąć zaproszenie. Dlaczego ostatecznie zdecydowała się Pani na rozmowę?

W przeciwieństwie do Przemka, dla mnie udzielanie wywiadów jest sytuacją niecodzienną, wolałam być trochę w jego cieniu i go wspierać. Ta publikacja to trochę wejście w świat, który nie do końca jest łaskawy i przyjemny, stąd moje obawy. Natomiast przemyślałam to i doszłam do wniosku, że chciałabym opowiedzieć jak wygląda życie partnerki lub partnera zawodowego sportowca i jego samego.

Wydaje się, że o piłkarzach napisano i powiedziano już prawie wszystko, mało jest tajemnic.

To co oglądamy przez 90 minut na ekranie – bardzo często w ogóle nie przedstawia tej codziennej rzeczywistości. Mecz jest tylko taką wisienką na torcie tego, jak piłkarz przygotowuje się w tygodniu. Wiadomo, że każdy zawód wymaga poświęceń, ale życie z zawodowym sportowcem wymaga jego specjalnego podporządkowania do jego kariery. Nie do końca ludzie zdają sobie z tego sprawę. To nie jest oczywiście tak, że ja teraz narzekam – chciałabym tylko, żeby zostało to zauważone. Bardzo mało jest w mediach tego życia pomiędzy zawodami, dlatego przyjęłam to zaproszenie.

Praca piłkarza to nie tylko te 90 minut – piłkarz jest ciągle w pracy, bo musi nieprzerwanie dbać o swoją formę.

Nie chcę się wypowiadać za wszystkich, bo każdy piłkarz podchodzi do pewnych spraw indywidualnie – pewnie jedni trenują mniej, inni więcej. Kibic przychodzi na stadion lub siada przed telewizorem i ocenia efekt, tak naprawdę krótki wycinek całej włożonej pracy. I ma oczywiście do tego pełne prawo, bo każdy z nas wymaga jak najlepszej postawy na boisku. Natomiast mecz jest składową wielu czynników, które wpływają na jego poziom.

Jak zatem wygląda ta praca piłkarza z Pani perspektywy?

Mogę to opowiedzieć na przykładzie pracy Przemka, nie chcę uogólniać. Przemek jest strasznym tytanem pracy, to jest człowiek, dla którego bycie piłkarzem to nie jest tylko zawód, ale przede wszystkim pasja. Trening w klubie to dla niego tylko początek. Teraz w czasie epidemii myślałam, że to będzie pierwszy taki czas od 4 lat, kiedy wreszcie będziemy mogli pobyć trochę razem w domu. Mówię – kurczę, porobimy wreszcie jakieś rzeczy, których nigdy wcześniej albo dawno nie robiliśmy.

Natomiast wyszło tak, że tak naprawdę Przemek jest mniej obecny niż jak były normalne treningi w klubie. Przemek wstaje o godzinie 8, pierwszy trening zaczyna o 9. Bywa tak, że ja o godzinie 14 nadal go widzę na macie w salonie. Później jemy obiad, a po odpoczynku spędza ze mną i naszym pieskiem możliwy czas, robi różne ćwiczenia mentalne, czyta książki, ogląda nagrania, analizy... Szybko przychodzi wieczór i wtedy zaczyna drugi trening lub ćwiczenia rozciągające, stabilizujące. Dosyć wcześnie kładzie się spać, bo rano trzeba wcześnie wstać… i tak to wygląda teraz na co dzień (rozmowę przeprowadziliśmy przed wznowieniem treningów grupowych w klubie – przyp.red.).

Jak można było wychodzić na dwór pobiegać, to wychodził rano, biegał, wracał na obiad, jadł i tak dalej się toczyło. Teraz podzieliliśmy się pokojami, bo w salonie zrobił sobie salę treningową. Nie wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie, ale chciałabym już Przemka „wykurzyć” z domu, bo widzę jak bardzo potrzebuje boiska, już nie wytrzymuje w domu.

Jest uzależniony od piłki – to piękne uzależnienie.

Tak, to jest jedno z najpiękniejszych uzależnień (śmiech).

Przemek bardzo dużo trenuje dodatkowo – to jest niezbędne?

Ja uważam, że jeżeli chce się zajść gdzieś wyżej w piłce, to sam trening w klubie, nawet najlepszy, nie wystarczy. Tak jest w każdym zawodzie – jeśli ktoś chce być w czymś najlepszy, musi robić więcej niż się od niego oczekuje. Tym bardziej, jeśli ktoś jest w takim wieku rozwojowym. Chociaż życie sportowca wymaga dużej pracy niezależnie od wieku, to są ciągłe schodki. 

Wspomniała Pani o treningu mentalnym, to według Pani ważny aspekt?

Zdecydowanie tak. Moim zdaniem większość ludzi jeszcze nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo ważna jest psychika sportowca. Patrząc na piłkę okiem kibica, człowieka z boku, to widzimy ludzi, którzy kopią piłkę po trawie, mają jakieś założenia taktyczne i tyle. Natomiast trzeba zauważyć, że decyzje w piłce, poszczególne akcje dzieją w się w ciągu ułamków sekund. Żeby dobrze je wykorzystać, żeby podjąć właściwą decyzję i odpowiednio zagrać – trzeba mieć wszystko dobrze poukładane w głowie, wręcz wyćwiczone. To nie jest proste i w pełni zgadzam się z opiniami, że jeśli ktoś jest tylko świetnie wyćwiczony fizycznie, piłkarsko, taktycznie, a nie ma dobrze „ułożonej” głowy – nie pokaże pełni swoich umiejętności.

Często powtarzam Przemkowi, że jeśli nie będzie „trenował” też swojej głowy, to w pewny momencie „przyjdzie” ściana, której nie będzie potrafił przeskoczyć. Trzeba być mocno zdyscyplinowanym i elastycznym, żeby do danej sytuacji potrafić znaleźć rozwiązanie i się do niej dostosować. Trzeba mieć mocną psychikę i mówię teraz nie tylko o piłkarzu, ale też jego partnerce. To, że piłkarz musi być silny mentalnie jest oczywiste – żeby mógł podjąć odpowiednią decyzję na boisku, żeby umiał się mierzyć też z tym, co jest poza boiskiem, np. z hejtem. 

U Przemka było widać w pewnym momencie dołek. Według Pani – czym to było spowodowane?

Przemek jest jeszcze piłkarzem młodym, niedoświadczonym. Kiedy pojawił się w Ekstraklasie spisywał się bardzo dobrze, wyróżniał się, zbierał pochlebne recenzje. Jednak w lidze jest spora grupa już bardzo doświadczonych zawodników, którzy po jakimś czasie nauczyli się w jaki sposób mogą Przemka grę odczytywać. Pojawił się problem, który dotyczy moim zdaniem wielu młodych zawodników i jest to temat, który po prostu trzeba przepracować i znaleźć na niego sposób– nie tylko na boisku, ale przede wszystkim w głowie. Poza tym takie sytuacje to poniekąd również normalność w piłce nożnej, zdarzy się to pewnie jeszcze nie raz.  Dlatego psychologia sportowa jest dzisiaj bardzo ważna. To znaczy – zawsze była, ale dzisiaj zaczynamy to trochę lepiej dostrzegać i wykorzystywać. Przemek pracuje z trenerem mentalnym, więc to jest kolejne zajęcie dodatkowe poza zajęciami w klubie.

Jakie są inne aspekty poza boiskiem, które są według Pani ważne dla piłkarza?

Na pewno zdrowe odżywianie. W przypadku zawodowych sportowców nie ma miejsca na chwile słabości, trzeba non stop przestrzegać pewnych reguł, co oczywiście jest trudne. Bardzo ważny jest odpoczynek, sen. Staramy się wcześnie iść spać i też wcześnie wstawać, pilnujemy tych godzin. Do tego dochodzą zabiegi fizjoterapeutczne, czyli tzw. odnowa biologiczna. Oczywiście te zabiegi w klubie są na wysokim poziomie, ale zawodnik musi też pewne elementy wykonywać sam, żeby mieć większą świadomość swojego ciała – czego potrzebuje.

Często podkreśla się, że sportowcy dzięki treningom i różnym zabiegom są w bardzo dobrej kondycji, są zdrowi, ale dopiero po zakończeniu kariery pewne rzeczy  „wychodzą” – kiedyś organizm musi odreagować. Widzę po Przemku, że fizjoterapia jest bardzo ważna, żeby ciało szybko po meczu się zregenerowało, pomimo tego, że Ekstraklasa jest tylko raz w tygodniu. Chociaż mój Przemek mówi, że woli grać co 3 dni, że ten rytm meczowy jest dla niego lepszy od treningu. Przemek korzysta też z różnego rodzaju dodatkowego sprzętu sportowego. Do tego trzeba trzeba dołożyć odpowiednie suplementy… Temat rzeka, którego nie do końca widać. Im wyżej Przemek gra, tym tego wszystkiego jest więcej.



Jaka jest Pani rola w karierze swojego partnera?

Jestem bardzo zaangażowana w piłkę nożną, zawsze się nią interesowałam, dlatego też mocno uczestniczę we wszystkim co Przemek robi. Interesuje się nie tylko tym, co dzieje się w naszym życiu prywatnym, ale też tym, co dzieje się na boisku. Zajmuję się domem i wszystkimi „papierkowymi” sprawami, żeby Przemek mógł się skupić tylko na piłce. Ja ogarniam całe zaplecze naszego życia, czuję się z tym dobrze, absolutnie nie narzekam. A ze względu na to, że interesuję piłką, to jak oglądam spotkania Przemka na stadionie lub przed telewizorem, często piszę już w trakcie meczu Przemkowi SMS-y, co myślę o jego zagraniach (śmiech). Robię to od razu, żeby później rozmawiając z Przemkiem o niczym nie zapomnieć. 

No to rzeczywiście angażuje się pani na 200%. Jakiego typu to są wiadomości? 

„Dobrze tu zagrałeś, tu dobrze wyszedłeś, tu zapomniałeś, tu byłeś źle ustawiony”. Później możemy o tym dokładnie i rzeczowo porozmawiać, bo dzięki SMS-om mam to wszystko zapisane. Zanim zaczęłam studia, potrafiłam oglądać mecze Przemka jeszcze raz, robić print screeny i pokazywać mu pewne rzeczy, które zauważyłam (śmiech).

Jak Przemek reaguje na Pani wskazówki?

Różnie, czasami zaciekle dyskutujemy. Przemek potrafi obiektywnie ocenić swoje występy, ale często chce usłyszeć jak to wyglądało też z mojej perspektywy. Zazwyczaj zgadza się z moimi ocenami, a jestem dosyć krytyczna – jestem pierwsza, żeby go pochwalić, ale też nie mam problemu z tym, żeby mu powiedzieć, że mógł coś zrobić lepiej. On sam też dużo od siebie wymaga i częściej podkreśla swoje złe zagrania niż dobre. Oczywiście w sporcie nie da się pewnych rzeczy przewidzieć z góry i być na wszystko przygotowanym, ale tylko w ten sposób – wyciągając wnioski i pracując nad nimi – można próbować stawać się coraz lepszym sportowcem.

Jakie są Pani zdaniem największe plusy i minusy bycia partnerką piłkarza?

Mogę powiedzieć tylko za siebie, jak to wygląda z mojej perspektywy. Plusem na pewno jest to, że nie można się przy tym zawodzie nudzić. Musimy się dosyć często przeprowadzać, dzięki temu można poznać różne miejsca, nowe kultury, nowych ludzi, podszlifować lub nauczyć się od początku języka obcego, to pozwala nam kompletować niesamowite wspomnienia i doświadczenia. Tak jak wspomniałam wcześniej, dosyć mocno interesuję się piłką nożną i dla mnie to jest jeden wielki plus, że mogę być tak blisko tego sportu.

Dla mnie bardzo ważne jest też to, że jestem z osobą, która ma pasję, bo to jest coś, co w życiu napędza. Fajnie jest żyć z taką osobą i widzieć jak się realizuje, to też jest zarażające. Ten sport uczy nas również wielu przydatnych cech jak na przykład dyscyplina, odwaga, samodzielność. 

Myślę, że jednak jednym z najprzyjemniejszych plusów są kibice. To coś niesamowitego czuć takie zainteresowanie i zaangażowanie ludzi na własnej skórze. Kiedy wychodzimy gdzieś z Przemkiem, to na każdym kroku spotykamy uśmiechnięte twarze, słyszymy ciepłe słowa wsparcia, wtedy naprawdę czuć magię tego sportu.

Oczywiście są jeszcze pieniądze- nie możemy powiedzieć, że piłkarze mało zarabiają, natomiast ten komfort jest oczywiście dopiero od pewnego szczebla rozgrywek, ponieważ niżej naprawdę bywa różnie. Ale dziś dzięki nim mamy dodatkowe możliwości w życiu i środki na dalszą inwestycji w siebie.



Pieniądze to pewnie pierwsza rzecz, o której pomyśli kibic. No i ewentualnie sława. Ale są też pewnie jakieś minusy takiego życia?

Nie chcę absolutnie mówić, że to jest straszny zawód, że jest mi źle. Każdy zawód wiąże się z plusami i minusami, ale myślę, że w takim publicznym pokazywaniu piłki te minusy są pomijane. Piłka jest trochę idealizowana, a zaplecze tego wszystkiego nie jest takie piękne. Natomiast Przemek kocha to co robi, a ja kocham jego, dlatego zdecydowałam się na takie życie. Z tymi minusami musimy nauczyć się żyć, a te plusy wykorzystywać. Coś za coś. 

Każda z nas musi trochę się ograniczać i poświęcić swój czas swojemu partnerowi. Kariera piłkarza jest krótka i ja wiem, że dzisiaj muszę dać z siebie więcej, żebyśmy ten czas wykorzystał. Ale kiedy Przemek skończy grać i ja zacznę swoją karierę, to może te role się odwrócą.

Przechodząc do minusów i odwracając rolę pieniędzy – dobrze, że one dzisiaj są, ale musimy pamiętać, że piłkarz to jest zawód niestabilny. Może przyjść kontuzja, czy tak jak teraz przyszedł wirus, kluby mają problemy finansowe i nikt z nas nie wie jak to się potoczy. Kariera piłkarza jest krótka i w wieku trzydziestu kilku lat ta kariera się kończy i co dalej? Mając te pieniądze trzeba myśleć jak je inwestować i robić to już.

Trzeba też inwestować w siebie. To wszystko, o czym mówiłam wcześniej, czego profesjonalna piłka wymaga, to są też ogromne koszty. Odpowiednie jedzenie, sprzęt, fizjoterapia, suplementacja – to czasami koszty połowy wynagrodzenia. To może nie jest minus, ale to też ważny element, o którym nie wszyscy wiedzą.

Żadne pieniądze nie zrekompensują braku czasu na takie normalne życie. Na związek, jaki mogą mieć inni w „normalnym” życiu. Najbardziej brakuje tego czasu dla rodziny – nie ma nas na weselach, chrzcinach, urodzinach, przy chorobach. Bardzo rzadko widzimy się z rodziną w trakcie ważnych momentów w ich życiu i tych momentów nikt nie nam nie zwróci. Nie da się tego kupić. Wszystko w życiu może się skończyć – kariera, pieniądze, sława. To rodzina jest najważniejsza.

Te wspomniane przeprowadzki pewnie też nie zawsze należą do przyjemnych.

Tak, wcześniej powiedziałam, że plusem jest poznawanie nowych miejsc, ale druga strona medalu tych przeprowadzek to brak poczucia stabilizacji. Jesteśmy ciągle na walizkach, często okienko transferowe budzi jakieś wątpliwości. Teraz staramy się możliwie przystopować i iść krok po kroku troszeczkę spokojniej, ale w życiu jest różnie, a szczególnie w piłce. Te przeprowadzki pokazują, że jednak przywiązujemy się do miejsc, mamy sentyment, wspomnienia, ale trzeba to zostawić, spakować walizki… I wtedy pojawia się kolejny minus – że nikogo w nowym mieście nie znamy. Jesteśmy tylko we dwójkę, zdala od rodziny. Swoich znajomych, których zdążyliśmy poznać, zostawiliśmy w poprzednim miejscu i zaczynamy życie od nowa. Teraz jesteśmy w Polsce i nie trzeba się przestawiać mentalnie, ale jak Przemek grał w Niemczech było trochę inaczej. Chociaż Przemek nauczył się mówić biegle po niemiecku, a dodatkowo zna również angielski i to było ułatwienie.

Dla mnie minusem, który ja staram się przekształcać na plusa, jest fakt, że muszę moje życie podporządkować pod karierę Przemka, na odwrót się nie da. Zanim poznałam Przemka byłam nauczona dokładnej organizacji życia, przemyślenia każdego kroku. Jak byłam mała, mój tata zginął, więc mama samotnie mnie wychowując uczyła mnie dużej samodzielności i planowania. Dlatego miałam w głowie swój zarysowany plan na przyszłość – studia na kierunku prawo, aplikacja sędziowska lub prokuratorska i stabilna praca. Od małego byłam pewna, że to jest moja droga, bo mama pracuje w prokuraturze i dzięki temu miałam bliską styczność z tym zawodem.

Przemka poznałam i zaczęliśmy być razem na początku liceum, a przed maturami jak zdecydowaliśmy, że chcemy tworzyć poważniejszy związek, musiałam podjąć decyzję, że decyduję się na takie życie, w którym nie da się niczego zaplanować na dłużej niż pół roku, rok, może dwa. Musiałam więc swoje pierwotne plany zmienić, bo oczywiście nie było opcji ani ukończenia 5-letnich studiów stacjonarnie, ani później pracowania w tak stałym zawodzie jak prokurator czy sędzia – ze względu na wcześniej wspomniane przeprowadzki.

Zdecydowaliśmy się iść przez życie razem i musiałam wszystko pod to dostosować, chociaż nie chciałam do końca rezygnować z siebie i swoich celów, więc studia zaczęłam w Warszawie w trybie niestacjonarnym, bo są tam najlepsze połączenia krajowe i lotnicze. Na pewno chcę je skończyć, to moje marzenie i mam nadzieję, że wszystko się uda. Prawo to jednak kierunek, który daje mi w przyszłości wiele możliwości, więc mam kilka pomysłów na to, w jaki sposób będę mogła go wykorzystać, na przykład w biznesie czy sprawach sportowych. W piłce nożnej prawo jest wszechobecne, o czym też ludzie nie zawsze wiedzą. Jeśli to by mi się udało – też będę szczęśliwa i będę się w tym spełniać. 

Wtedy to Przemek będzie analizował Pani opinie prawnicze.

Czasami siada ze mną do zajęć, słucha, dopytuje, także może tak będzie (śmiech).



Po trudnym, nieudanym meczu – pewnie to Pani jako pierwsza musi jakoś Przemka wspierać.

Tak, to jest też wyzwanie, bo to właśnie partnerka piłkarza najczęściej jest tym pierwszym psychologiem, który musi podnieść swojego partnera na duchu. Przemek jest bardzo w piłkę zaangażowany, jest profesjonalistą i kiedy uważa, że mecz mu nie wyszedł – wraca zdenerwowany i czasami potrzebuje ciszy, a czasami rozmowy. Muszę to umieć rozładować, odpowiednio psychologicznie do tematu podejść, wesprzeć go. To czasami nie jest łatwe. Natomiast chcę podkreślić, że my oboje poświęcamy się jednemu, wspólnemu celowi. Przemek dąży do niego piłkarsko, a ja trochę od strony zaplecza. Trochę po innych ścieżkach, ale dążymy do wspólnego celu.

Dużo mówi się o tym, że często decydujący głos przy transferach piłkarzy mają ich partnerki. Z naszej rozmowy wnioskuję, że u Was też ma to miejsce.

Analizujemy wszystkie oferty wspólnie – nie tylko między sobą, ale też z naszą rodziną i oczywiściem menadżerem Przemka. To są takie trzy ogniwa, ale oczywiście najwięcej rozmawiamy między sobą, bo po prostu najwięcej czasu spędzamy razem. To oczywiście nie jest tak, że siadamy, rozkładamy oferty na stole i analizujemy miasta czy okoliczności przyrody. Mając jakieś propozycje analizujemy możliwość sportowej rywalizacji, zawodników, styl gry, taktykę, trenerów, a nawet historię jak klub postępuje wobec piłkarzy. Patrzymy też na otoczkę, atmosferę, ale to nie jest kluczowe. Ważne na pewno jest spojrzenie, czy zawodnik pasuje do profilu danego zespołu, nie każdy piłkarz do każdego klubu pasuje.

Co zaważyło na tym, że zdecydowaliście się na przeprowadzkę do Wrocławia?

Każdy ma sentyment do jakiś klubów, piłkarze też. W przypadku Przemka tak było ze Śląskiem – jego najstarszy brat Marcin mieszka pod Wrocławiem, tutaj stawiał swoje pierwsze olimpijskie kroki (był bobsleistą na zimowych igrzyskach w 2006 roku, wcześniej, jako sprinter w sztafecie 4x100 metrów, zdobył złoto podczas młodzieżowych mistrzostw Europy – przyp.red.). Średni brat Przemka Sylwek też miał z Wrocławiem coś wspólnego, więc to miasto w życiu Przemka już wcześniej się pojawiało.

Śląsk to klub z dużą historią, ale patrzyliśmy głównie na aspekty sportowe. Ostatecznie przekonali nas trener i dyrektor sportowy, którzy osobiście z Przemkiem rozmawiali i przedstawiali mu wizję, jak widzą Przemka w drużynie i jaki mają plan na zespół, łącznie z taktyką. To bardzo nas przyciągnęło – dla zawodnika taki bezpośredni głos trenera dużo znaczy, bo to jest oznaka, że zainteresowanie transferem jest poważne. Trener, drużyna, taktyka, styl gry i do tego świetne miasto do życia – to wszystko złożyło się na to, że wybraliśmy Śląsk i jesteśmy z tego bardzo zadowoleni, dobrze się tu czujemy.

Pojawiły się plotki o zainteresowaniu ze strony Olympiakosu Pireus – coś faktycznie jest na rzeczy?

Nowe pogłoski pojawiają się praktycznie cały czas, my jesteśmy już do tego przyzwyczajeni, bo czy Przemek był w Niemczech czy w Podbeskidziu – często było słychać o zainteresowaniu z innych klubów. Mamy jednak taką swoją zasadę, że kiedy sezon trwa, Przemek się tym kompletnie nie interesuje. On nie lubi się tym zachwycać, interesować. Dopóki piłka jest w grze, skupia się tylko na niej. W tym czasie ja śledzę to na bieżąco, żeby mieć wiedzę, co się dzieje i robić jakieś pierwsze analizy, oczywiście wszystko wspólnie z menadżerem. Kiedy przychodzi koniec sezonu – analizujemy razem, co mamy na stole. Nie ma po naszej stronie żadnych założeń, że musimy tu być rok czy dwa i odchodzimy – piłka nauczyła nas, że tego się nie da zaplanować. Pierwsze zainteresowania  pojawiły się już zimą, ale wtedy wiedzieliśmy, że to jest za wcześnie na odejście. Teraz skupiamy się tylko na dokończeniu ligi, a co będzie później? To okienko w ogóle będzie inne, dziwne. Każdy polski piłkarz pewnie marzy o wyjeździe do dobrego zagranicznego klubu, ale żeby to się udało, trzeba się na to odpowiednio przygotować – nie tylko sportowo, ale też mentalnie.



Skąd u Pani tak mocne zainteresowanie piłką nożną?

Ciężko jest to opisać. Można powiedzieć, że jakoś naturalnie to wyszło, chociaż bez jakiś wzorców z dzieciństwa. Wychowałam się bez taty, więc nie było takiej męskiej ręki w domu, która oglądałaby piłkę nożną. Ale teraz moja mama i też cała rodzina oglądają wszystkie mecze i kibicują Przemkowi, a jeszcze goręcej robi to moja babcia. Nie wiem kiedy i skąd to się wzięło u mnie. Ja się śmieję, że mam taki trochę męski pierwiastek w sobie – interesuję się nie tylko piłką, ale też w jakiś sposób samochodami. Uwielbiam jeździć samochodem. Może miałam być chłopcem (śmiech)? 

Zawsze miałam też naprawdę dobry kontakt z kolegami, którzy wiadomo, że interesowali się piłką, więc z czasem to był już nasz wspólny temat, a ja bardziej i bardziej się w niego „wkręcałam”.  

Komu Pani kibicuje?

Pochodzę z Mławy niedaleko Warszawy, ale dużo czasu w swoim życiu spędziłam jednak w Gdańsku, więc siłą rzeczy po drodze było mi z Lechią. Nie mam jednak jakiegoś jednego klubu, którego jestem szczególną fanką, kibicuję tym, którzy ładnie grają, mają fajną historię lub prezentują coś niezwykłego. Oczywiście zawsze też trzymam kciuki za zespół, w którym gra Przemek, to jest dla mnie numer jeden. 

Z naszej rozmowy wnioskuję, że jesteście zgraną parą. Jak się poznaliście?

Ogólnie ja od dzieciństwa interesuję piłką. Sporo czasu w życiu spędzałam w Gdańsku, tam miałam znajomych, którzy grali i zaczęłam być w tym środowisku coraz bardziej. To środowisko wydaje się duże, ale tak naprawdę jest bardzo małe i w końcu zaczęliśmy mieć wspólnych znajomych. Przemek już wtedy, w czasach, kiedy ja chodziłam do liceum, grał w kadrze Polski, w której byli też moi koledzy. No i przez tych wspólnych znajomych Przemek do mnie napisał i tak to się zaczęło, w wakacje 2016 roku. Przemek grał wtedy w Niemczech, bardzo dużo rozmawialiśmy ze sobą przez internet, byliśmy dla siebie trochę jak przyjaciele i to płynnie przerodziło się w coś więcej. Nie było randek, spotykania się. Byliśmy zdani na komunikatory.

Wszystko było odwrotnie niż normalnie, bo najpierw poznawaliśmy siebie wewnętrznie, a już mając zbudowaną relację, dopiero zewnętrznie, fizycznie. To niesamowite doświadczenie.  A ja zawsze się śmiałam, że nie dałabym rady być w związku na odległość. Później zaczęliśmy latać do siebie, a jak Przemek wrócił do Polski na stałe postanowiliśmy, że chcemy mieszkać razem i że decydujemy się na wspólne życie.  Do domu przyjeżdżałam tylko zaliczać w szkole ostatnie egzaminy, a do matury powtarzałam już wszystko sama. Jesteśmy ze sobą już 4 lata i mogę powiedzieć, że nam się udało, chociaż na początku były obawy, czy tak będzie. Bardzo pomogli nam również nasi rodzice, którzy nas wspierali. To, że na początku nie mieliśmy łatwej drogi do bycia razem trochę nas scaliło i bardziej się nawzajem doceniamy.

Planujecie ślub?

Tak, jakieś rozmowy o tym już mieliśmy, natomiast dla mnie priorytetem jest teraz skończenie studiów, a ewentualne wesele musielibyśmy dostosować do piłki, kiedy jest przerwa, więc w okresie wakacyjnym, a ja mam wtedy egzaminy. Chcielibyśmy, żeby ono wyglądało tak jak sobie wymarzyliśmy, a żeby mogło tak być, muszę mieć dużo czasu i wolną głowę na organizację. Nie chciałabym tego robić kosztem studiów – lub odwrotnie. Pod koniec moich studiów lub po studiach na pewno o tym pomyślimy.
 

Kliknij w poniższe zdjęcie, by uruchomić całą galerię

ZOBACZ też: Koronawirus w Ekstraklasie? Są wyniki Śląska!

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.