Plusy i minusy meczu z Lechem
04.10.2021 (06:00) | Karol Bugajskifot.: Paweł Kot
Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po sobotnim spotkaniu z Lechem Poznań? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym, opierając się na danych z raportu InStat, podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.
PLUS MECZU
Michał Szromnik
Gdyby nie doświadczony golkiper, Śląsk w sobotni wieczór wyjechałby ze stolicy Wielkopolski z jeszcze większym bagażem straconych bramek. Szromnik przy Bułgarskiej wpuścił co prawda cztery bramki, jednak z pięcioma celnymi próbami zawodników lidera sobie poradził, a na pierwszy plan wysuwają się znakomite interwencje po strzałach Daniego Ramireza oraz Bartosza Salamona w samej końcówce. Bramkarz zielono-biało-czerwonych w Poznaniu robił, co mógł, by uchronić swój zespół przed totalnym blamażem, a żaden z goli Lecha nie może iść na jego konto. Śląsk w sobotę po raz drugi w sezonie stracił cztery bramki, jednak po raz pierwszy ze Szromnikiem między słupkami. W pamiętnym rewanżu 3. rundy kwalifikacji Ligi Konferencji Europy z Hapoelem Beer Szewa w Petach Tikwie na linii stanął Matus Putnocky.
MINUSY MECZU
Szymon Lewkot
Przyszedł na piątkową konferencję prasową pełen nadziei na wreszcie udany występ w dużym meczu, a Przegląd Sportowy jeden z artykułów zatytułował nawet „Mecz dla Lewkota”. Oczekiwania względem nabierającego doświadczenia obrońcy Śląska były nieukrywane, jednak efekty równie opłakane, co wcześniej w konfrontacjach z Hapoelem w Izraelu i Legią Warszawa na Stadionie Wrocław. 22-letni zawodnik zielono-biało-czerwonych przeżywa brutalną szkołę życia po udanej rundzie wiosennej, która mogła dać mu nadzieję, że w seniorskiej piłce wszystko będzie przychodziło z łatwością. Zachowanie Lewkota przy sobotnim golu na 0:4 to był piłkarski kryminał, a jeśli podobną beztroską wykazuje się w kolejnym niezwykle istotnym meczu z rzędu, należy się poważnie zastanowić, czy jego kolejne występy na pozycji jednego z trzech środkowych obrońców mają jakikolwiek sens.
Krzysztof Mączyński
„Jakim cudem Śląsk nie zostawił żadnego piłkarza do asekuracji” – pytali zaszokowani komentatorzy widząc jak na koniec drugiego kwadransa gry Jakub Kamiński spokojnie przebiegł z piłką pół boiska i pokonał Michała Szromnika. Zawodnik do asekuracji był, ten najbardziej doświadczony w drużynie, od którego w meczach i momentach o takiej wadze, jak ten sobotni przy Bułgarskiej w pierwszej kolejności należałoby wymagać odpowiedzialnych zachowań. Mączyński w 30. minucie odpowiedzialnie jednak nie zagrał, podjął kuriozalną decyzję o zupełnie niepotrzebnym strzale z dystansu po rozegraniu rzutu rożnego, uderzenie z łatwością zostało zablokowane i Lech ruszył z kontrą, która praktycznie pozbawiła już Śląsk szans na uniknięcie porażki. Kapitan wrocławian w Poznaniu wygrał zaledwie 6 z 15 pojedynków (gorszą, dramatyczną statystykę 2/14 miał tylko Robert Pich), zanotował również osiem strat piłki. W efekcie wyraźnie najgorsza nota w raporcie InStat Index.
Znowu ten początek
Jeśli coś takiego zdarza się raz, można mówić o przypadku. Dwa razy to niepokojący zbieg okoliczności, trzeci stanowi już chyba powód, by bić na alarm. Śląsk znowu w arcyważnym meczu pozwolił sobie na stratę bramki praktycznie po praktycznie pierwszej ofensywnej akcji zaproponowanej przeciwnika, a jak pokazały wcześniejsze przykłady wyjazdowego meczu z Hapoelem i pucharowego z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza, odrobienie strat po takim nieszczęściu, jest prawdziwym wyzwaniem. Wrocławianie mecz w Poznaniu rozpoczęli najgorzej, jak tylko mogli. Nie jest tak, że ofensywna siła Lecha wcześniej czy później i tak przechyliłaby szalę na stronę gospodarzy. Tydzień wcześniej w Białymstoku Kolejorz chciał zagrać dokładnie tak samo, ale mądra gra Jagiellonii w defensywie przed przerwą, a szczególnie w pierwszych kilkunastu minutach zaowocowała nie tylko zwycięstwem, ale również cennym czystym kontem. Trener Jacek Magiera ma o czym myśleć, bo tak regularnie zapominający o koncentracji w pierwszych minutach kluczowych spotkań Śląsk jest banalnie prosty do rozczytania.
WYDARZENIE MECZU
Przeklęta dziesiąta kolejka
Przegrana w stolicy Wielkopolski boli wyjątkowo, bo na wyciągnięcie ręki było poprawienie rekordowej serii meczów bez porażki od początku nowego sezonu ekstraklasy. Dotychczasowy najlepszy wynik ustanowiony został dwa lata temu przez zespół Vitezslava Lavicki i wtedy też pechowa okazała się 10. kolejka. Pod koniec września 2019 roku wrocławianie przegrali 0:1 w Kielcach z późniejszym spadkowiczem Koroną, a w sobotę ich pogromcą okazał się być może przyszły mistrz Polski. Smak ligowej porażki to dla Śląska nowość nie tylko w skali obecnego sezonu ekstraklasy, ale i całej kadencji trenera Jacka Magiery przy Oporowskiej. Jego zespół w rywalizacji o punkty niepokonany był od ponad pięciu miesięcy, jedyne potknięcie pod wodzą aktualnego szkoleniowca zanotowali 23 kwietnia 0:2 na otwarcie pierwszej trybuny budowanego stadionu Rakowa Częstochowa.