Plusy i minusy meczu z Lechem
03.04.2022 (06:00) | Karol Bugajski
fot.: Paweł Kot
Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po piątkowym spotkaniu z Lechem Poznań (0:1)? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.
PLUS MECZU
Defensywa do przerwy
Wykartkowanie Wojciecha Golli i Diogo Verdaski przy okazji meczu w Płocku (2:1) mogło napawać obawami tym bardziej, że defensywa Śląska w ostatnich tygodniach złapała właściwy rytm. Trener Piotr Tworek w piątkowy wieczór musiał postawić na eksperyment z powracającymi Markiem Tamasem i Łukaszem Bejgerem oraz ciągle nieogranym w ekstraklasie Danielem Gretarssonem, ale efekty były co najmniej przyzwoite. Każdy z trzech środkowych obrońców gospodarzy już w pierwszych kilkunastu minutach notował ważne interwencje, a ofensywnie usposobiony Lech chyba nie spodziewał się tak trudnej przeprawy. Zakończona bezbramkowym remisem pierwsza połowa była cenną i w pełni zasłużoną zdobyczą Śląska, która dawała nadzieję na drugie 45 minut, cóż jednak z tego, skoro wszystko posypało się krótko po wyjściu z szatni…
MINUSY MECZU
Szymon Lewkot
Posypało się nieprzypadkowo, bo pewnie nie było takiego kibica Śląska, któremu serce nie zabiło szybciej na widok Szymona Lewkota przygotowującego się do wejścia w przerwie. I to nie dlatego, że mamy związane z nim dobre wspomnienia. 23-latek w piątek wrócił do ekstraklasy po półtoramiesięcznej przerwie, jednak już w pierwszej akcji udowodnił, że nie wykorzystał tego czasu na wyczyszczenie głowy. Lewkot w okrutny, ale właściwy dla siebie sposób pomylił się w sytuacji, w której jedyną bramkę wieczoru zdobył Michał Skóraś, trener Tworek na pomeczowej konferencji mógł tylko westchnąć, że trzeba pracować nad wyeliminowywaniem błędów, a kibicom Śląska stanęły przed oczami mroczne chwile z jesieni. Lewkot zafundował Lechowi przynajmniej dwa z pięciu goli strzelone zielono-biało-czerwonym w tym sezonie, zaś sobie wyboistą drogę u nowego szkoleniowca, dla którego w 27. kolejce zagrał po raz pierwszy.
Kontuzja Gretarssona
Jeśli doszukiwać się gamechangera piątkowego meczu, to niewątpliwie była nim kontuzja reprezentanta Islandii. Gretarsson przeciwko Lechowi zanotował już trzeci występ w ekstraklasie, choć i tego nie można było być pewnym, bo raptem trzy dni wcześniej grał jeszcze dla swojego kraju w sparingu z Hiszpanią (0:5). Pod nieobecność Golli i Verdaski starał się jednak pełnić kluczową rolę w tercecie środkowych obrońców Śląska, a wiele jego interwencji skutecznie studziło animusz drużyny Macieja Skorży. Sęk w tym, że Gretarsson musiał opuścić boisko już po pierwszej połowie z podejrzeniem złamania żebra, a szkoleniowiec gospodarzy opisywał nawet, że jego zawodnik w szatni nie mógł złapać tchu. Wymiana Islandczyka akurat na Lewkota okazała się opłakana w skutkach, teraz pozostaje mieć nadzieję, że w kontekście jego zdrowia nie potwierdzą się najgorsze scenariusze.
Przegrany mecz na remis
Śląsk w piątek z pewnością nie musiał przegrać z faworyzowanym Lechem, a z pomeczowych wypowiedzi gospodarzy przebijało nawet nieśmiałe zadowolenie z dobrego występu. Wszystko się zgadza, problem polega jednak na tym, że przegrywanie meczów na remis, zwłaszcza przed własną publicznością, w walce o utrzymanie może mieć bardzo przykre konsekwencje. To nie jest moment na beztroską radość z tego, że wyżej notowany rywal „miał problemy”, bo przy porażce takie argumenty cokolwiek tracą na wartości. Śląsk po 27. kolejce znowu może mieć tylko trzy punkty przewagi nad strefą spadkową, w czwartym tegorocznym meczu we Wrocławiu nie doczekał się pierwszego gola z gry, a terminarz nie jest jego sprzymierzeńcem – za tydzień wyjazd do Rakowa Częstochowa, a później domowe bitwy o utrzymanie z Wisłą Kraków oraz Bruk-Betem Termaliką Nieciecza.
WYDARZENIE MECZU
Niemoc z Lechem trwa
Jeżeli przy Oporowskiej liczyli, że sposobem na przełamanie wieloletniej serii bez zwycięstwa z Lechem jest zatrudnienie trenera, który ostatnie lata spędził prowadząc jego poznańskiego sąsiada, to nie zadziałało. Śląsk w 27. kolejce zanotował już szósty z rzędu mecz bez zwycięstwa przeciwko Kolejorzowi, a jego seria bez gola z tym rywalem wydłużyła się już do 309 minut. Co więcej, piątkowa porażka zielono-biało-czerwonych była już trzecią z rzędu w starciu z Lechem, jednak obraz jest znacznie smutniejszy niż jesienią przy Bułgarskiej, kiedy druzgocące 0:4 było w pełni zasłużone. Teraz przynajmniej punkt był na wyciągnięcie ręki wrocławian, ale ci kolejny raz nie wykonali swojego zadania do końca, przez co praktycznie wracają do punktu wyjścia, w którym byli przed niedawnym przełamaniem w Płocku (2:1).