Plusy i minusy meczu ze Stalą
02.02.2021 (17:30) | Karol Bugajski
fot.: Paweł Kot
Kto zasługuje na pochwałę, a kto na krytykę po wczorajszym spotkaniu ze Stalą Mielec? Zapraszamy na kolejną odsłonę naszego cyklu, w którym podsumowujemy najważniejsze wydarzenia z meczu Śląska Wrocław.
PLUS MECZU
Czyste konto
Śląsk w piętnastym meczu sezonu po raz szósty zachował czyste konto i obok takiego rezultatu trudno przejść obojętnie, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że przez całe poprzednie rozgrywki ta sztuka udała mu się siedmiokrotnie. Gra na zero z tyłu przeciwko beniaminkowi ekstraklasy nie powinna być jednak priorytetem, a w poniedziałkowy wieczór głównie rozczarowała ofensywa, ale innych plusów po potyczce ze Stalą nie widać. Matus Putnocky nie był szczególnie eksploatowany, choć na pewno bardziej niż jego vis-a-vis między słupkami gospodarzy. Słowacki golkiper wrocławian miał do obrony pięć uderzeń, trzeba też pamiętać, że na samym początku drugiej połowy musiał wyjmować piłkę z siatki po strzale Macieja Jankowskiego. Trafienie na szczęście jednak anulowano chwilę później po tym, jak sędziowie VAR dopatrzyli się faulu Aleksandyra Kolewa na Robercie Pichu przed polem karnym.
MINUSY MECZU
Nam strzelać nie kazano
Jeden ledwo dolatujące do bramki uderzenie Roberta Picha i druga, niezapisana nawet przez wszystkich statystyków, próba Fabiana Piaseckiego z ostrego kąta to wszystko, co w poniedziałek mieli do zaproponowania w Mielcu ofensywni zawodnicy Śląska. Minimalistyczna, bardzo zachowawcza gra wrocławian nie była niczym nowym w stosunku do ostatnich meczów przed zimową przerwą, jednak przed decydującą wiosenną rozgrywką o europejskie puchary zdecydowanie nie nastraja optymistycznie. Śląsk nie miał planu jak zaatakować nakręconą po zwycięstwie w Warszawie Stal, a jego nieporadność to przyczynek do tezy, że ofensywa wrocławian nie wyglądałaby lepiej nawet gdyby okazja do gry w przewadze nadarzyła się wcześniej niż od 85. minuty. To się nie miało prawa tego dnia poprawić. Pomysł nie spadłby zielono-biało-czerwonym z nieba, a my dzisiaj bylibyśmy tylko jeszcze bardziej rozdrażnieni.
Nie ma nadziei
Pierwszy mecz po zimowej przerwie, bez względu na siłę rywala, zawsze jest nadzieją na nowe otwarcie. Po czymś takim, co Śląsk miał do zaproponowania w Mielcu, o pozytywne nastawienie przed kolejnymi tygodniami jest niezwykle trudno. Taką twarz wrocławian występujących w roli gościa w tym sezonie widzieliśmy już przecież w Płocku czy Szczecinie, w obu przypadkach kończyło się porażkami 0:1. Śląsk jako gość funduje nam Dzień Świstaka (co symboliczne wypadający zresztą dzisiaj) i nie ma żadnej podstawy, by wierzyć, że w kolejnej wyjazdowej próbie, już w sobotę w Gliwicach, raptem będzie lepiej. Trener Lavicka jest przywiązany do nazwisk i konkretnych, dobrze znanych rozwiązań taktycznych, a to już mało kogo zaskakuje w naszej lidze. Jeżeli mankamenty się powtarzają, a nierozwiązane problemy przypominają o sobie na każdym kroku, mamy poważny asumpt do dyskusji ile jeszcze czeski szkoleniowiec może dać temu zespołowi.
WYDARZENIE MECZU
Jednak Putnocky
Największa śląskowa zagadka zimowej przerwy przyniosła rozwiązanie korzystne dla Słowaka. Putnocky podczas przygotowań w Turcji rozegrał zaledwie 45 minut w pierwszym meczu sparingowym, a później z powodu drobnego urazu musiał ustąpić miejsca Michałowi Szromnikowi. Polski bramkarz bronił w lidze przez cały grudzień, ograł się nad Bosforem i miał pełne prawo liczyć na inną decyzję trenera Lavicki, opiekun Śląska pozostał jednak przy rozwiązaniu, które doskonale funkcjonowało zanim słowackiego golkipera zmogło zakażenie koronawirusem. Zero z tyłu w pierwszym wiosennym meczu może utwierdzać czeskiego szkoleniowca w tym, że podjął słuszną decyzję, choć akurat w tak zamkniętym meczu, Szromnik wywiązałby się pewnie ze swoich zadań bardzo podobnie. Byłemu bramkarzowi Chrobrego wrócić między słupki nie będzie łatwo, ale jeżeli teraz przełknie gorzką pigułkę i nie zmieni nastawienia, w przyszłości możemy mieć z niego jeszcze dużo pożytku.