Rezerwowi uratowali zwycięstwo

11.12.2011 (17:20) | Patryk Reński
Wydawało się, że trener Ryszard Tarasiewicz znalazł sposób na to, jak powstrzymać swoich byłych podopiecznych. Piłkarze ŁKS-u nie odstępowali na krok swoich rywali. Dzięki dobremu kryciu goście nie mogli swobodnie rozgrywać piłki. Mimo wszystkich utrudnień z końcowego zwycięstwa cieszyła się drużyna z Wrocławia. Śląsk pokonał ŁKS 2:1.


 

Śląsk ponownie rozpoczął mecz bez napastnika. Jedynym zresztą zawodnikiem w meczowej osiemnastce grającym nominalnie na tej pozycji był siedzący na ławce rezerwowych Łukasz Gikiewicz.



Na nieszczęście gości wynik już w 10. minucie otworzył wypożyczony ze Śląska Antoni Łukasiewicz, który pokonał Mariana Kelemena strzałem głową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Kaczmarka. Błyskawicznie do wyrównania mógł doprowadzić Łukasz Madej, lecz piłkę po jego strzale świetnie obronił Bogusław Wyparło. Doskonałą sytuację na zdobycie gola miał w 25. minucie również Sebastian Mila. Kapitan Śląska wrzucił piłkę z rzutu rożnego w pole karne, ale obrońcy ŁKS-u wybili ją, tyle że prosto pod nogi dośrodkowującego. Mila nie zastanawiając się długo uderzył technicznie z ostrego kąta i niewiele brakowało, żeby trafił w samo okienko bramki.



Jeszcze przed przerwą trener Orest Lenczyk postanowił dokonać zmiany. Z boiska zszedł Łukasz Madej, a w jego miejsce pojawił się Łukasz Gikiewicz. Napastnikowi Śląska udało się nawet skierować piłkę do siatki w 59. minucie, ale sędzia nie uznał gola, bo wcześniej odgwizdał spalonego.



W drugiej połowie to ŁKS przypominał lidera ekstraklasy. Łodzianie bardzo często atakowali na bramkę Śląska i wielokrotnie w polu karnym Kelemena było naprawdę gorąco. Gdyby gospodarze wykorzystali choć kilka sytuacji, które sobie wykreowali, to Śląsk najpewniej nie miałby już w tym meczu nic do powiedzenia.



Nic nie wskazywało na to, że wrocławianie mogą jeszcze odmienić losy tego spotkania. W 78. minucie po akcji dwóch rezerwowych WKS jednak doprowadził do wyrównania. Z lewej strony dośrodkował Marek Wasiluk, a piłkę po strzale głową w siatce umieścił Przemysław Kaźmierczak.



Minutę przed końcem meczu pokaz swoich umiejętności dał Sebastian Mila, który dośrodkował piłkę z rzutu rożnego idealnie na głowę Wasiluka, a ten bez problemu pokonał Wyparłę. Szczęście uśmiechnęło się do piłkarzy WKS-u. Dzięki tej wygranej wrocławianie przezimują na pierwszym miejscu w tabeli z czterema punktami przewagi nad drugą Legią Warszawa.