Śląsk 1-0 Club Brugge: Wisienka na torcie!

01.08.2013 (22:41) | Michał Zachodny
Czyżby Stanislav Levy najlepsze to co Śląsk ma trzymał na europejskie puchary? Pomni tego co jego zespół wyczyniał przez znaczną część meczu z Jagiellonią, kibice wchodzili na Stadion Miejski mocno spóźnieni i niech żałują, bo od pierwszej sekundy zobaczyli Śląsk innej, wyższej jakości. A to, co ze swoim rywalem wyczyniał Waldemar Sobota... dość powiedzieć młodziutki Laurens De Bock przeżywał chyba najgorszy wieczór w dotychczasowej karierze.


 

Szkoleniowiec wrocławian wystawił najmocniejszy skład, a Club Brugge był osłabiony brakiem kilku podstawowych obrońców i przede wszystkim bez Maxime'a Lestienne'a, błyskotliwego skrzydłowego. To Śląsk mocniej rozpoczął, zupełnie tak jak w pierwszym meczu z Rudarem, lecz ataki nie ustały wraz pierwszym kwadransem - no i niestety zabrakło też bramek.



Te powinny paść i to kilka - dla Śląska. Na prawej stronie od pierwszego gwizdka szalał Waldemar Sobota robią przewagę i kreując sytuacje dla kolegów. Plaku prawie opanował piłkę w polu karnym, Paixao z dystansu był bliski zagrożenia Ryanowi, Kaźmierczak uderzył nawet zza połowy, a dziesięć minut świetnej gry Śląska zamknął napastnik gospodarzy marnując sytuację sam na sam. Sytuację tę stworzył mu obserwowany przez Waldemara Fornalika Sobota, który najpierw piłkę przejął, a potem Paixao perfekcyjnym prostopadłym podaniem uruchomił. Ryan podcinkę Portugalczyka jednak wybronił.



Kwadrans minął, a obaj boczni obrońcy rywala mieli już po żółtej kartce, bo coraz częściej do akcji zaczął włączać się Dudu Paraiba. Chwilę po tym faulu Sebastian Mila znów przeniósł akcję na lewe skrzydło, Brazylijczyk minął rywala i dośrodkował, ale Plaku w trudnej pozycji i pod presją obrońcy główkował niecelnie. Śląsk był nieustępliwy, grał ostro, wysoko podchodząc do powoli rozgrywającego piłkę przeciwnika i Stanislav Levy mógł zza linii bocznej pokrzykiwać do swoich zawodników tylko: "dobrze, dobrze!".



Później trochę problemów zaczął sprawiać napastnik Club Brugge, De Sutter, którego w ostatniej chwili zatrzymał Pawelec, a następnie sędzia liniowy dostrzegł jego pozycję spaloną przy prostopadłym podaniu Refaelova. W tej drugiej sytuacji nie popisał się zbyt łatwo ograny Kaźmierczak, którego kilka długich podań było ciekawych, lecz również niefortunne zagrania przeradzały się w kontry Belgów. Lepszy był Stevanović, zwłaszcza w odbiorze i utrzymaniu piłki, choć ten z kolei zarobił niepotrzebną żółtą kartkę od sędziego z Anglii, Pana Taylora.



Club Brugge zaatakował mocniej w trzydziestej minucie, gdy Paraiba na zbyt wiele pozwolił Verstraete, a ten ściął akcję do linii końcowej i podał na jedenasty metr - tylko szczęśliwy blok Pawelca uchronił Śląsk od straty bramki. Później znów do meczu włączył się Sobota, a koszmar De Bocka trwał - lewy obrońca już dosłownie bał się ataku na skrzydłowym Śląska i nie ryzykował kartki. Gdy najlepszy na boisku zawodnik minął najgorszego i zmusił Ryana do pięknej interwencji, Juan Carlos Garrido wiedział, że w przerwie po prostu musiał zdjąć go z boiska. Przyjezdni jakoś pierwszą połowę bez straty bramki przetrwali.



I to właśnie zawodnik, który De Bocka zmienił, Boli Bolingoli-Mbombo ruszył do dobrego prostopadłego podania i był bliski pokonania Gikiewicza tuż po zmianie stron - jego strzał był niecelny, a po chwili Paixao główkował nad bramką. W 52. minucie najgroźniejszą sytuację stworzyła sobie drużyna gości, gdy Mila stracił na połowie piłkę i Simons zagrał pięknie między Pawelca i Kokoszkę, a dopiero desperacki wślizg pierwszego wytrącił De Suttera na tyle, że Śląsk ocalał. Tylko na chwilę? Refaelov znalazł miejsce przed polem karnym na uderzenie, a Gikiewicz popisał się fatalną, lecz szczęśliwą interwencją - piłka potoczyła się na słupek i wróciła do bramkarza...



Coraz więcej strat w środkowej strefie martwiło Levy'ego, a Sobota musiał przenieść się do środka, by uciec od znacznie lepszego krycia Hogliego, który teraz był jego rywalem na prawym skrzydle. Śląsk myślał, że ma swoją szansę, gdy Kaźmierczak wykorzystał wypuszczenie piłki przez Ryana przy dobrym dośrodkowaniu. Niestety Pan Taylor gwizdnął faul, a Ryan po chwili świetnie wyciągnął trudne uderzenie Plaku. Śląsk postanowił częściej zatrudniać golkipera gości, a po tym jak blokiem pewnego gola uratował obrońca, bramkarz z Australii musiał łapać strzał z woleja... Kokoszki.



Przy tym co zrobił Śląsk w 63. minucie cały stadion oszalał, a bezradny Ryan tylko rozłożył ręce, gdy cudowny, zaskakujący lob Plaku mijał jego głowę i wpadał do bramki. Kapitalnie zachował się Kaźmierczak, który wykorzystał odegranie Paixao na środku, by posłać perfekcyjne prostopadłe podanie. To była akcja najwyższej miary, a Club Brugge był kompletnie zaskoczony takim rozwojem sytuacji. Wściekły Garrido wprowadził Gudjohnsena, by grał blisko De Suttera.



Śląsk się od tej chwili wręcz z rywalami bawił - Paixao nawet przewrotką próbował uderzyć z szesnastego metra, a także obudził się Sebastian Mila, który grał dobrze, ale nie na swoim najwyższym poziomie. To on teraz wzmacniał skrzydła i pomagał robić przewagę, gdy gospodarze nękali gości kolejnymi dośrodkowaniami. Później piłkarze z Wrocławia odpoczywali grając na własnej połowie, przyjezdnych zmuszając do biegania. Belgowie potrzebowali długiego wykopu na De Suttera i jednego z nielicznych przegranych pojedynków Pawelca, by Gikiewicz popisał się kapitalną paradę, gdy wielu widziało już remis na tablicy... Ulgę było słychać również, gdy wprowadzony Dierckx główkował obok bramki Śląska.



Jakież rozczarowanie musiał czuć Sebastian Mila, gdy po rzucie wolnym kiepskie wybicie obrońcy rywali spadło mu pod nogi, a kapitan piłkę zdołał przyjąć, poprawić i niestety uderzyć wprost w przeciwnika... a już po chwili to się mogło zemścić, gdy Duarte ze stałego fragmentu gry strzelił mocno i naprawdę minimalnie niecelnie. Wprowadzając Patejuka, Levy dał odpocząć niezmordowanemu Paixao, który nękał dzisiaj defensorów przeciwnika i świetnie utrzymywał piłkę w przodzie. Widać znów było, że to napastnik wysokiej klasy.



Wynik do końca się nie zmienił, a zawodnicy z Brugii byli w szoku. Śląsk zagrał najlepsze spotkanie od... tak, od naprawdę dawna. Pokonał rywali nie tylko w fizycznej walce, ale po prostu piłkarsko był dziś lepszy. Sobota świetnie dobijał swoimi rajdami, Paixao wytrzymywał batalię ze stoperami z Belgii, a rewelacyjny Stevanović po prostu był zawsze tam, gdzie być powinien. Piękna akcja i samo wykończenie Sebino Plaku niech będzie wisienką na torcie, którego jeszcze we Wrocławiu nie zasmakowano. I wiecie co? Smakuje on cholernie dobrze.



Śląsk Wrocław 1-0 (0-0) Club Brugge



Gol: Plaku 63'