Śląsk nie ma bramkarzy. Porażka 1:4 w Pogonią
26.07.2014 (19:56) | Adam Osiński
Tadeusz Pawłowski znalazł miejsce w wyjściowym składzie dla Piotra Celebana, który stadion w Szczecinie zna doskonale, bo jest wychowankiem Pogoni. Powrót w rodzinne strony był jednak dla niego mało przyjemny, gdyż miejscowi kibice nieustannie go wygwizdywali i obrzucali wyzwiskami. Były gracz Vaslui zajął miejsce na prawej stronie obrony, a do pomocy przesunięty został Paweł Zieliński. Z jedenastki wypadł Tomasz Hołota.
I to był błąd. Tom Hateley i Lukas Droppa zupełnie nie radzili sobie z rozegraniem piłki. Mimo że Pogoń w pierwszej połowie wcale nie grała dobrze, ich niecelne podania uniemożliwiały wyprowadzanie kontr partnerom i tylko gospodarzy napędzały. Trudno przypuszczać, by Hołota był równie słaby. Za to błąd większego kalibru został przez klub popełniony dużo wcześniej – gdy podejmowano decyzję o postawieniu na bramkarza Pawłowskiego i zakontraktowaniu jego zmiennika Pawełka. Każdy ma prawo do pomyłek i dostania szansy na rehabilitację, ale przecież można się było tego spodziewać. Chociaż nie – takich baboli, jakie sadził gracz wypożyczony z Udinese, nie brano pod uwagę.
Pawłowski chyba podglądał na mundialu grę Manuela Neuera, bo chciał grać tak wysoko, jak reprezentant Niemiec. Ale kompletne nie czuł odległości i kilkukrotnie mijał się z piłką zagraną z głębi pola, a w końcu wyleciał z boiska za zagranie ręką poza polem karnym. Nie był w stanie odbijać dośrodkowań – gdyby Maciej Dąbrowski celniej główkował, Pogoń prowadziłaby już po pierwszej połowie. A gdyby w drużynie gospodarzy grał nadal taki technik jak Akahoshi, to kto wie, może dostałby piłkę za kołnierz, bo nawet przy atakach pozycyjnych Pogoni stał gdzieś na szóstym metrze.
Pawłowskiego zastąpił Pawełek, bramkarz z niepewnych interwencji tak znany, że doczekały się one nawet własnej nazwy. Gdy WKS go zakontraktował, przypomniał mi się mecz Śląska z Polonią Warszawa sprzed dwóch lat. Goście prowadzili, ale wrocławianie dostali rzut wolny. W sumie niegroźny strzał został przez Pawełka sparowany prosto przed siebie, na nogę Gikiewicza. Teraz mieliśmy powtórkę: Frączczak strzelił tak sobie, ale z prezentu skorzystał Wojciech Golla i zdobył czwartego gola.
Śląsk objął w tym meczu nawet prowadzenie. Niezasłużone. Nie dość, że nie funkcjonował środek pola, to na szpicy słabo spisywał się Flavio Paixao, który nie potrafił przytrzymać piłki i niecelnie podawał. Nie istniały skrzydła, ale Robert Pich i Zieliński nie bardzo mieli z kim pograć. Gdy wreszcie Mila zagrał prostopadle za linię obrony, Słowak się urwał, uprzedził Janukiewicza i zdobył swoją drugą bramkę w sezonie.
A potem? Murawski z łatwością objechał Droppę i dośrodkował na piąty metr, gdzie Frączczak nic sobie nie robił z bliskości Dudu i uderzeniem głową wyrównał. Przy dwóch następnych golach współwinnym również był Brazylijczyk. Cegiełkę do porażki dorzucił też Rafał Grodzicki, który zwłaszcza przy drugim golu, gdy został wzięty na plecy przez Łukasza Zwolińskiego, totalnie zawalił.
Pogoń – Śląsk – 4:1 (1:1)
Strzelcy: Frączczak 45, Zwoliński 56 Murayama 59 Golla 77 – Pich 40
Pogoń: Janukiewicz – Rudol, Golla, Hernani, Lewandowski, Dąbrowski, Matras, Murawski, Frączczak (80 Małecki), Murayama (87 Kun), Zwoliński (76 Bąk)
Śląsk Wrocław: Pawłowski – Celeban, Grodzicki, Pawelec, Dudu, Hateley (66 Hołota), Droppa, Zieliński (69 Machaj), Pich, Mila (75 Pawełek), F. Paixao
Żółte kartki: Mila, Grodzicki, Droppa
Sędziował: Paweł Raczkowski (Warszawa)