Smutna jesień trwa: Śląsk – Korona 0:1
16.10.2015 (22:47) | Adam Osiński
Szkoleniowiec Śląska wystawił do gry dość standardowy skład, jednak pierwsze minuty pokazały, że wrocławianie zagrają w nieco innym ustawieniu. Piotr Celeban został przesunięty na prawą stronę obrony, jego Paweł Zieliński zagrał wyżej, na prawym skrzydle, a Flavio Paixao był wolnym elektronem w środku pola. Partnerem Tomasza Hołoty na pozycji defensywnego pomocnika był Krzysztof Danielewicz. Natomiast Tom Hateley, który niedługo przed meczem wrócił z Londynu po narodzinach dziecka, nie znalazł się nawet na ławce.
411 – od tylu minut Korona nie strzeliła gola. I w pierwszej fazie spotkania było widać, że ofensywa goście nie funkcjonuje dobrze. Piłkarze WKS-u gasili w zarodku próby kontrataków kielczan, utrzymywali się długo przy piłce, sęk w tym, że rozgrywali ją zbyt wolno i dobrze ustawieni zawodnicy trenera Brosza nie pozwalali podejść im pod własne pole karne.
Wiało więc z boiska nudą i dopiero po kwadransie po stałym fragmencie gry zrobiło się gorąco, tyle że pod bramką Mariusza Pawełka. Po wrzutce z rzutu rożnego Łukasza Sierpiny w polu karnym był tylko jeden zawodnik, który nie musiał walczyć z rywalem. To Radek Dejmek, który skorzystał z tej dogodności, ale nie trafił w bramkę.
Chwilę później groźnie zrobiło się po drugiej stronie. Gospodarzom pomógł bramkarz Zbigniew Małkowski, który nieczysto wybił piłkę, która spadła pod nogi Hołoty. Pomocnik zgrał ją z pierwszej piłki do Bilińskiego, który nawet uprzedził golkipera, lecz zbyt mocno odgrywał do Flavio. Wychowanek Śląska stanął przed jeszcze jedną szansą po podaniu Jacka Kiełba, ale jego strzał z ostrego kąta nie sprawił Małkowskiemu problemów.
Po kolejnym kornerze dla gości sędzia podyktował rzut karny. W szesnastce Radkiem Dejmkiem tym razem zajął się Flavio Paixao. Portugalczyk pozwolił jednak rywalowi oddać strzał głową, a piłka trafiła go po drodze w rękę. Z jedenastu metrów do siatki trafił Hiszpan Cabrera i w ten najprostszy sposób Korona przerwała złą passę bez zdobyczy bramkowej.
Od straty gola Śląsk do końca meczu stworzył sobie zaledwie jedną okazję na wyrównanie. W doliczonym czasie pierwszej połowy Jacek Kiełb uderzyl z prostego podbicia z rzutu wolnego, a Zbigniew Małkowski wypluł piłkę przed siebie. Szczupakiem rzucił się na nią Tomasz Hołota, lecz trafił w słupek. Piłka wyszła jeszcze w pole, do siatki skierował ją Flavio Paixao, tyle że Portugalczyk stał na pozycji spalonej.
WKS już do końca bił głową w kielecki mur, za to goście od czasu do czasu groźnie kontrowali i tylko nieskuteczności Bartłomieja Pawłowskiego oraz Łukasza Sierpiny Śląsk zawdzięcza niski wymiar kary. W dwóch sytuacjach fatalnie mylili się też Adam Kokoszka i Mariusz Pawelec, z kolei Cabrera mógł trafić po raz drugi, ale na drodze do siatki stanęło spojenie słupka z poprzeczką. To był smutny deszczowy początek weekendu dla zaledwie 5-tysięcznej publiczności. Tak grającego Śląska wkrótce może nie chcieć oglądać nawet taka garstka osób.
Śląsk – Korona 0:1 (0:1)
Bramka: Cabrera 35 – k.
Śląsk: Pawełek - Zieliński, Celeban, Pawelec, Dudu Paraiba, Hołota, Kokoszka (60 Gecov), Danielewicz (60 Bartkowiak), Flavio, Kiełb (73 Grajciar), Biliński
Korona: Małkowski - Sylwestrzak, Dejmek, Wilusz, Gabovs, Sierpina, Jovanović, Grzelak, Aankour (69 Fertovs), Pawłowski (66 Zając), Cabrera (81 Sobolewski)
Żółte kartki: Danielewicz, Pawelec
Sędziował: Paweł Gil
Widzów: 5500