Super rezerwowy z najlepszym wynikiem w lidze. Dziwny sezon Łyszczarza
27.05.2022 (17:00) | Jan Micygiewiczfot.: Mateusz Porzucek
Znalezienie największego pozytywnego zaskoczenia w zespole Śląska Wrocław po rundzie jesiennej nie było trudnym zadaniem. Adrian Łyszczarz dość niespodziewanie stał się jokerem w talii Jacka Magiery i aż 4 razy trafiał do siatki po wejściu z ławki rezerwowych. Patrząc z perspektywy czasu, urodzony w Oleśnicy zawodnik będzie miał jednak dość ambiwalentne odczucia co do zakończonych rozgrywek. A to wszystko pomimo faktu, że ma najlepszy współczynnik strzelonych goli w stosunku do minut spędzonych na boisku w całej ekstraklasie.
Jesienny wystrzał formy Adriana Łyszczarza przyszedł tym bardziej niespodziewanie, że wcześniej zawodnik ten nie pokazał nic wartego uwagi na poziomie ekstraklasy. Na najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce zadebiutował już w maju 2017 roku (w wygranym 6:0 meczu z Ruchem Chorzów), ale do rozpoczęcia tego sezonu miał na koncie tylko 18 występów w lidze. W tym zdecydowaną większość z ławki rezerwowych.
W tym czasie nie wyróżnił się niczym specjalnym i kibice Śląska raczej mieliby trudność ze wskazaniem choćby jednego wspomnienia z jego występów w ekstraklasie. Pewną zapowiedzią jego dobrej formy w pierwszej drużynie mogły być jednak świetne statystyki w meczach zespołu rezerw w sezonie 2020/21. W 27 meczach II ligi Łyszczarz trafił do siatki aż 7 razy i 8 razy asystował przy trafieniach kolegów. Jak się okazało, niedługo później pod wodzą Jacka Magiery udało mu się przenieść formę strzelecką do “jedynki”.
ŚWIETNE STATYSTYKI
Strzeleckie show Adriana Łyszczarza rozpoczęło się w wyjazdowym meczu w Niecieczy (3:4). Tam pojawił się na murawie w 80. minucie, co było dla niego dopiero piątym występem w tym sezonie ekstraklasy. Wcześniej najdłuższy epizod zaliczył w przegranym 0:4 meczu z Lechem, gdy spędził na boisku 10 minut. W Małopolsce potrzebował jednak mniej czasu, żeby w pojedynkę odwrócić losy meczu. W ciągu 7 minut od wejścia na murawę dwukrotnie trafił do siatki, a w pamięć szczególnie zapadła nam przepiękna bramka po technicznym strzale zza pola karnego w samo okienko. Wydawało się, że Łyszczarz indywidualnie zapewnił Śląskowi remis w starciu z beniaminkiem, ale w ostatniej akcji meczu w 98. minucie do siatki trafił Mateusz Grzybek i trzy punkty trafiły na konto gospodarzy.
Jak pokazały kolejne tygodnie, mecz w Niecieczy to nie był przypadek. Wychowanek FC Wrocław Academy trafił do siatki jako rezerwowy tydzień później w meczu z Jagiellonią (2:2), gdy Śląsk stracił zwycięstwo w doliczonym czasie gry, oraz na początku grudnia w Zabrzu, kiedy pięknym strzałem z rzutu wolnego zapewnił honorowe trafienie (1:3). Podobnie zaczęła się dla niego również runda wiosenna. W rozgrywanym w zimowej aurze starciu w Łęcznej po raz kolejny zdobył bramkę po wejściu z ławki i zapewnił Śląskowi remis 1:1. To był jednak jego ostatni akcent bramkowy w sezonie 2021/22. Jak to się stało, że zawodnik, który tak wiele razy ratował Wrocławian swoimi trafieniami, tylko raz w całym sezonie wyszedł w pierwszym składzie?
BRAK SZANSY OD TRENERÓW
Ten jedyny mecz, który Łyszczarz rozpoczął od pierwszej minuty, to grudniowe starcie z Wartą w Grodzisku Wielkopolskim (1:2). Zagrał wtedy jednak zaledwie 50 minut, bo już na początku drugiej połowy Jacek Magiera zastąpił go Robertem Pichem. Niedługo później Śląsk zmienił trenera, ale kompletnie nie zmieniła się pozycja Łyszczarza w drużynie. Za kadencji Piotra Tworka pomocnik pięć razy wchodził w drugich połowach z ławki, a pięciokrotnie nie pojawił się na murawie nawet na minutę.
Patrząc z perspektywy całego sezonu, Łyszczarzowi zabrakło momentu, w którym otrzymałby zaufanie od trenera i szansę na grę w podstawowej jedenastce. Bardzo szkoda, że to się nie wydarzyło, bo kto wie jak potoczyłby się ten sezon, gdyby 22-latek dostał przynajmniej kilka występów od pierwszej minuty. Pod koniec rundy jesiennej był zawodnikiem, który dawał ogromną jakość, emanował pewnością siebie i był najbardziej wyróżniającą się postacią w ekipie ze stolicy Dolnego Śląska. Niestety na wiosnę po tamtej dyspozycji Adriana pozostały już tylko wspomnienia.
NAJLEPSZY W EKSTRAKLASIE
Mimo obniżki formy strzeleckiej, piłkarz Śląska pozostał jednak najlepszym zawodnikiem w lidze w statystyce zdobytych bramek na rozegrane minuty. Łyszczarz strzelił 5 goli, przebywając na boisku zaledwie 362 minuty, co daje oszałamiającą średnią gola co 72 minuty. Z zawodników, którzy zagrali w tym sezonie minimum 10 meczów, nikt nie był w stanie nawet zbliżyć się do tego wyniku. Dla porównania, król strzelców Ivi Lopez trafiał do siatki co 123 minuty, co było drugim najlepszym wynikiem po Łyszczarzu.
Piłkarzowi Śląska pozostaną więc świetne wspomnienia po tych kilku meczach zakończonych rozgrywek, w końcu okazał się najlepszym rezerwowym ekstraklasy. Bez dwóch zdań był to jak dotychczas najlepszy okres w karierze Adriana Łyszczarza, jednak kibice z Wrocławia będą czuć spory niedosyt, gdyż z tych 34 kolejek mógł wyciągnąć zdecydowanie więcej.
CZOŁÓWKA RANKINGU ZAWODNIKÓW Z NAJLEPSZYM STOSUNKIEM ROZEGRANYCH MINUT NA ZDOBYTE BRAMKI (uwzględniamy tylko graczy, którzy rozegrali minimum 10 spotkań w sezonie):
- Adrian Łyszczarz - gol co 73 minuty (5 goli)
- Ivi Lopez - gol co 123 minuty (20 goli)
- Marcin Cebula - gol co 123 minuty (3 gole)
- Karol Angielski - gol co 131 minut (18 goli)
- Łukasz Sekulski - gol co 146 minut (13 goli)