Wbrew tradycji
21.07.2013 (17:25) | Filip Podolski

Po blisko dwóch latach Śląsk bezbramkowo zremisował i to na stadionie kieleckiej Korony, gdzie dotychczas w ekstraklasie obie ekipy zawsze strzelały gole. Na inaugurację sezonu ligowego 2013/14 wrocławianie wywalczyli punkt. Do przerwy zostali zdominowani przez kielczan, po zmianie stron sami przeszli do ataku.
Stanislav Levy dokonał czterech zmian w porównaniu z czwartkowym meczem przeciw Rudarowi Pljevlja. Na bokach obrony zagrali Tadeusz Socha i Amir Spahić. O ile ten pierwszy już w przerwie został ponownie zastąpiony przez Krzysztofa Ostrowskiego, o tyle Bośniak spisywał się nadspodziewanie dobrze. Szczególnie mając na uwadze jak mało grał w rundzie wiosennej.
Uznanie trenera Śląska zyskali również rezerwowi w pucharowym boju Sebino Plaku i Tomasz Hołota. U Albańczyka było widać spory potencjał i brak zgrania z kolegami. Z kolei sprowadzonego z Polonii Warszawa defensywnego pomocnika śmiało można nazwać wyróżniającym się graczem meczu.
Pierwsza połowa należała zdecydowanie do Korony. Gospodarze fizycznie stłamsili rywala grając tak agresywnie, jak do tego od kilku sezonów już przyzwyczaili. WKS miał spore kłopoty z rozegraniem kilku podań, mnożyły się niecelności. Kielczanom brakowało nieco szczęścia i skuteczności pod bramką Rafała Gikiewicza. A i wrocławski golkiper spisywał się znakomicie.
Sygnał do ataku dał już w 3. minucie Paweł Sobolewski, lecz jego celne uderzenie zablokował stojący przed bramką Spahić. Kilka chwil później Mariusz Pawelec taktycznym faulem powstrzymał szarżującego Michała Janotę. Mimo sporego naporu miejscowi mieli trudności z wypracowaniem sytuacji golowych. Choć Daniel Gołębiewski wiele razy groźnie dośrodkowywał, w polu bramkowym Śląska nie było nikogo z jego kolegów, kto by dobił piłkę. Kiedy zaś ten zawodnik zdecydował się na strzał z dystansu, Gikiewicz z najwyższym trudem wybił na róg.
Dopiero w końcowych minutach tej części gry do głosu doszli ofensywni gracze z Wrocławia. W 44 minucie niewidoczny dotąd i notujący sporo strat Sebastian Mila znakomicie obsłużył podaniem Plaku. Piłkarz z Albanii w sytuacji sam na sam trafił Małkowskiego w nogę.
Ten fragment meczu był zapowiedzią lepszej postawy przyjezdnych po przerwie. Teraz ton wydarzeniom na murawie nadawali właśnie wrocławianie. Uderzał Mila, z kilku metrów prosto w bramkarza główkował Paixao. To Śląsk przejął inicjatywę i raz po raz sunęły ataki na twierdzę Zbigniew Małkowskiego.
Niespodziewanie w 72 minucie słabiej radzącego sobie dziś Portugalczyka zastąpił... Dudu Paraiba. Oczywiście to nie Brazylijczyk poszedł do ataku, a przesunięty z lewej pomocy Plaku. Grający poprzednio na lewej obronie Dudu otrzymał zadania skrajnego pomocnika.
Korona odpierała natarcia przeciwnika, ale też każde jej wyjście z kontrą spotykało się z aplauzem publiczności, bo wyglądało obiecująco. Mecz ogólnie mógł się podobać. Było w nim dużo szybkiej gry, mnóstwo walki, brakowało nieco jakości piłkarskiej, dokładności i sytuacji podbramkowych.
FPP