Zdarzyło się wczoraj: Mecz na szczycie przy rekordowej frekwencji

08.12.2023 (16:00) | Marcin Sapuń
uploads/images/2023/12/legija_656db8a46f3f5.jpg

fot.: Mateusz Porzucek

W ostatnich miesiącach kibice Śląska mają duże powody do radości. Trójkolorowi są liderem tabeli, ostatni raz przegrali w sierpniu i dwukrotnie wyprzedali cały stadion. Tak dużo pozytywów wokół klubu nie było od dawna, a cztery lata temu na Pilczycach odbył się prawdziwy mecz na szczycie. Wrocławski lider podejmował drugą Legię Warszawa, a takiej frekwencji jak wtedy, nie było w stolicy Dolnego Śląska od 2013 roku. 



 

Porównując różne okresy, często zdarza się odnajdywać pewne analogie. Śląsk Wrocław w sezonie 2018/19 podobnie jak rok temu, walczył o utrzymanie i pomimo tego, że zapewnił je sobie wcześniej niż ostatnio, to prawie wszyscy przy Oporowskiej nie emanowali nadmierną radością, oczekiwano trochę więcej względem tych rozgrywek. Zupełnie inne nastroje towarzyszyły pracownikom i kibicom kilka miesięcy później. Wojskowi po raz pierwszy przegrali w 10. kolejce, wygrywając po drodze m.in. z Lechem Poznań i mistrzem Polski Piastem Gliwice i remisując z Legią Warszawa, Pogonią Szczecin, czy Zagłębiem Lubin. 

Wrocławianie od początku sezonu utrzymywali się w czołówce ligi. Nawet jeśli nie byli na podium, ich strata do trzeciego miejsca była niewielka. Wystarczył jeden mecz, by przeskoczyć kilka drużyn w tabeli. Wystarczy tylko spojrzeć na fakty. Po 14. kolejce podopieczni trenera Lavicki zajmowali szóstą lokatę z dorobkiem 24 punktów i strata zaledwie dwóch oczek do pierwszej Legii. Trzy tygodnie później liderem był już Śląsk, który w następnej kolejce podejmował wicelidera z Warszawy. Spotkanie 18. kolejki ekstraklasy zapowiadane było nie tylko jako mecz na szczycie, ale również hit całej rundy jesiennej. 

MOBILIZACJA WŚRÓD KIBICÓW 

Pozycja Śląska w tabeli, atrakcyjny rywal i ranga meczu. To między innymi te trzy czynniki spowodowały, że we Wrocławiu rozpoczęto akcję marketingową, mającą przyciągnąć na stadion jak najwięcej kibiców. Cel, który narzucił na siebie klub była frekwencja na poziomie co najmniej 30 tysięcy. Stąd też pomysł, by wypromować hasztag #30naWKS, który przyświecał każdemu wpisowi na temat meczu ze stołeczną drużyną. 

Mobilizacja trwała nie tylko po stronie fanów WKS-u. Kibice Legii Warszawa postanowili jako pierwsi wypełnić sektor gości do ostatniego miejsca. Plan powiódł się i na wrocławskim obiekcie zameldowało się dokładnie 3421 Legionistów (taka sama liczba stawiła się w październiku 2023 roku). Cel osiągnięto również po stronie gospodarzy. Jeszcze 24 godziny przed pierwszym gwizdkiem sprzedano ponad 27 tysięcy biletów, ale ostateczna frekwencja zatrzymała się na 31 819 kibicach. Po raz pierwszy od 2013 roku na meczu Śląska Wrocław zjawiło się ponad 30 tys. osób.

Tak duża liczba fanów piłki nożnej nie była jedynym elementem kibicowskim, o którym mówiono w niedzielny wieczór. Obie ekipy zaprezentowały oprawy, którym towarzyszyła naprawdę duża ilość środków pirotechnicznych. Dowodem na te słowa niech będzie wymuszona dziesięciominutowa przerwa spowodowana odpaleniem m.in. rac przez kibiców Śląska. Decyzja ta miała swoje konsekwencje kilka dni później, bowiem z tego powodu wojewoda dolnośląski zamknął cały stadion na kolejny mecz z Lechem Poznań, a na wrocławski klub nałożono karę 40 tysięcy złotych. 

KTO ZASTĄPI PAUZUJĄCYCH? 

Tydzień przed starciem z Legią, podopieczni Vitezslava Lavicki pokonali na wyjeździe Piasta Gliwice aż 3:0. Jednak pomimo korzystnego wyniku i powrotu na fotel lidera, po końcowym gwizdku już zastanawiano się, kto w najbliższym meczu zastąpi kapitana Krzysztofa Mączyńskiego i Michała Chrapka? Obaj piłkarze ujrzeli kolejno swoją ósmą i czwartą żółtą kartkę w sezonie. 

Mamy trochę czasu do meczu, ale pomysł w głowie mam. W czasie treningów sprawdzaliśmy różne możliwości i wariant na mecz jest przygotowany, ale przepraszam, nie powiem teraz dokładnie jaki on jest

- mówił na przedmeczowej konferencji trener Vitezslav Lavicka. 

Ostatecznie Mączyńskiego na środku pomocy zastąpił Diego Zivulic, dla którego był to czwarty mecz w wyjściowym składzie Wojskowych. Za to zamiast Michała Chrapka wystąpił Damian Gąska (po raz drugi w sezonie od pierwszej minuty). 

ZMARNOWANA SZANSA NA PROWADZENIE 

Od początku spotkania oglądaliśmy bardzo wysokie tempo. Obie drużyny za wszelką cenę chciały stłamsić rywala i atakowały wysokim pressingiem. Pierwsza dogodna okazja do zdobycia bramki nadarzyła się już w 7. minucie meczu. Damian Gąska wyprzedził Igora Lewczuka w polu karnym Legii i został przez niego sfaulowany. Sędzia po chwili wahania wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Robert Pich, ale Majecki wyczuł jego intencje i obronił rzut karny. Był to pierwszy od dwóch lat niewykorzystany karny przez piłkarza Śląska. 

W odpowiedzi mocniej zaatakowali goście, ale obrońcy Śląska dobrze blokowali strzały kolejnych graczy Legii. Niestety, w 14. minucie Matus Putnocky został zmuszony wyciągać piłkę z siatki. Po zbyt słabym podaniu Gąski do Dankowskiego, futbolówkę przejęli podopieczni trenera Vukovicia, którzy przeprowadzili dynamiczną kontrę zakończoną podaniem Karbownika do Wszołka, który strzałem lewą nogą nie dał szans golkiperowi WKS-u. Po zdobyciu bramki Legia przejęła pełną kontrolę nad meczem. Zespół ze stolicy był o wiele groźniejszy. W 44. minucie po stracie Jakuba Łabojki, Legia wyszła z bardzo groźnym kontratakiem. Piłkę do siatki wpakował Kante, ale okazało się, że oddawał strzał z pozycji spalonej. Był to już kolejny sygnał ostrzegawczy dla gospodarzy, którzy do szatni zeszli z wynikiem 0:1. 

TWIERDZA WROCŁAW PADŁA 

Po zmianie stron wrocławianie wrócili na boisko z myślą szybkiej zmiany rezultatu, ale to wciąż Legioniści kontrolowali przebieg gry. Okazje na gola próbowali zamienić między innymi Luquinhas, Gvilia, czy Kante, ale spudłowali w dogodnych sytuacjach lub dobrze między słupkami spisywał się Matus Putnocky. Śląskowi większej pewności siebie dała zmiana Piotra Samca-Talara. Młodzieżowiec w ciągu kilku minut dwukrotnie stanął przed szansą na zdobycie bramki, ale za pierwszym razem został dobrze zablokowany przez Vesovicia, a cztery minuty później jego uderzenie wybronił Majecki. 

Końcówka spotkania należała już tylko do gości. Najpierw 73. minucie z ostrego kąta gola strzelił aktywny Jose Kante, a dziesięć minut później wynik spotkania na 3:0 dla Legii ustalił Luquinhas, który wykorzystał dośrodkowanie Wszołka i głową skierował piłkę do siatki. 

Pierwsza domowa porażka w sezonie kosztowała wrocławian nie tylko utratę fotelu lidera, ale też spadek na czwarte miejsce w tabeli. W sezonie 2019/20 zielono-biało-czerwoni przegrali jeszcze tylko jeden mecz przed własną publicznością - w 37. kolejce 1:2 z Lechią Gdańsk. 

Jak spotkanie w wykonaniu obu drużyn podsumowali trenerzy Legii i Śląska? 

- Jesteśmy zadowoleni z wyniku, z tego, że zdobyliśmy trzy punkty w miejscu, w którym do tej pory nikomu się to nie udało. To samo w sobie świadczy o tym, jak trudny jest to teren i z jak dobrym zespołem się mierzyliśmy. Tym większe zadowolenie, że wygrywamy dzisiaj, nie bez kłopotów zresztą. Nie mogę powiedzieć, że kontrolowaliśmy w pełni to spotkanie, ale te trzy punkty nam się należały

- powiedział po końcowym gwizdku trener gości, Aleksandar Vuković. 

Vitezslav Lavicka nie krył po przegranej swojego zespołu, że miał on mniej atutów niż rywal, który radził sobie dobrze zarówno w ataku i obronie: 

- Gratulacje dla Legii, byli po prostu lepszym zespołem od Śląska. Ten mecz był bardzo dużym doświadczeniem dla nas wszystkich. Legia pokazała, że ma większą jakość, co najbardziej było zauważalne w ataku. Były kluczowe momenty w meczu jak rzut karny, którego nie udało się wykorzystać, ale nie chce powiedzieć, że to przez Roberta Picha przegraliśmy. (...) Wiedzieliśmy, że Legia ma zespół jakościowo lepszy. Dodatkowo grali bardzo dobrze w obronie, szybko przechodzili do ataku, czym robią też problemy innym drużynom

POWTÓRKA CZTERY LATA PÓŹNIEJ, ALE JUŻ Z LEPSZYM REZULTATEM 

Pomiędzy grudniowym meczem w 2019 roku, a dwoma jesiennymi spotkaniami Trójkolorowych w obecnym sezonie (Z Legią i Rakowem), widać pewną analogię. W obu przypadkach możemy mówić o hitach w swojej serii gier, a także wysokich frekwencjach (jeszcze wyższych niż cztery lata temu). Otoczka, mobilizacja, i waga meczu była wręcz identyczna. Zmienił się tylko rezultat, tym razem na korzyść Śląska, bowiem wrocławianie rozgromili Legię aż 4:0, a z Medalikami zremisowali 1:1. 

WKS sezon 2019/20 zakończył ostatecznie na piątym miejscu. Po siedemnastu kolejkach miał na swoim koncie 33 punkty. Jaki los czeka obecny zespół? Podopieczni trenera Magiery na tym samym etapie rozgrywek mają o cztery oczka więcej. 

 

ZOBACZ też: Problem z młodzieżowcem na najbliższy mecz. Co zrobi trener?

Bądź na bieżąco! Obserwuj Śląsknet na kanale WhatsApp. Odwiedź nas także na Facebooku, YouTubie, X (Twitterze), Instagramie oraz TikToku.