Osiem kolejek cierpienia. Przed Śląskiem wyboista droga do utrzymania
28.03.2022 (06:00) | Bartosz Królikowskifot.: Paweł Kot
Znamy w kulturze liczby, które kojarzyć się mogą z rzeczami niezbyt przyjemnymi. Pechowy piątek 13., 10 plag egipskich, 9 kręgów piekła w Boskiej Komedii Dantego. W tym sezonie, na ten moment dla Śląska takową jest 8. Tyle bowiem spotkań pozostało im do rozegrania, na najmniej przyjemnej piłkarskiej drodze, jaką jest walka o utrzymanie.
Margines błędu wciąż jest, ale niewielki i tylko od nich zależy, czy będzie większy, czy jeszcze mniejszy. Aż trzy zespoły pożegnają się z ligą, choć też kandydatów jest tak wielu, jak już dawno nie było. Czas wykorzystać przerwę na reprezentację i przyjrzeć się co czeka Śląsk przez najbliższe niespełna 2 miesiące, a także nieco poteoretyzować za pomocą matematyki, czy historii.
Do końca sezonu 2021/22, WKS zagra kolejno spotkania:
- Śląsk Wrocław – Lech Poznań
- Raków Częstochowa – Śląsk Wrocław
- Śląsk Wrocław – Wisła Kraków
- Śląsk Wrocław – Bruk-Bet Termalica Nieciecza
- Jagiellonia Białystok – Śląsk Wrocław
- Śląsk Wrocław – Pogoń Szczecin
- Stal Mielec – Śląsk Wrocław
- Śląsk Wrocław – Górnik Zabrze
Rozkład jazdy podopiecznych Piotra Tworka na kwiecień i maj jest… umiarkowany. Ma on widoczne plusy, ale nie brak też pułapek. Co w terminarzu WKS-u może zadziałać na korzyść wrocławian? Na pewno to, że wrocławianie mają przed sobą aż 5 pojedynków na własnym boisku i tylko 3 wyjazdy. Oprócz WKS-u, z drużyn z dolnych rejonów tabeli, tyle „domówek” do końca sezonu rozegra jeszcze tylko Wisła Kraków. Oczywiście jak wiadomo, Śląsk nie jest w tym sezonie specjalistą od gry u siebie. Wrocławianie wygrali na własnym boisku tylko 3 razy, tyle samo meczów przegrywając i aż sześciokrotnie remisując (bilans bramek 14:15).
TWIERDZA JAK W MALBORKU
To dopiero czternasty wynik w lidze. Wiemy jednak, że choć za Jacka Magiery nie było z tym wesoło, WKS potrafi ze swojego stadionu zrobić twierdzę godną zamku w Malborku (kłaniają się czasy Vitezslava Lavicki). Jeżeli Piotr Tworek zdoła to w nich obudzić, będą mieli w ręku potężny atut, wtedy też aktywuje się jeszcze jeden plus tego terminarza, czyli ostatni mecz w sezonie u siebie. Rzecz jasna wszyscy kibice Śląska woleliby, żeby wówczas zespół był już utrzymany, a starcie z Górnikiem Zabrze było o złote gacie. Ale jeżeli dojdzie do sytuacji, w której utrzymanie nie będzie pewne, to tak trudny gatunkowo mecz zawsze lepiej grać u siebie.
Minusy terminarza? Przede wszystkim ten tercet starć z podium tabeli. Pogoń Szczecin, Lech Poznań i Raków Częstochowa zdystansowały w tym sezonie resztę stawki, a co za tym idzie niemal do końca będą zaciekle tłukły się o tytuł mistrzowski. To zaś oznacza, że każdy mecz z którąkolwiek z tych drużyn, dla reszty będzie naznaczone małą trupią czaszką, oznaczającą wysoki poziom trudności. Przynajmniej na papierze. Śląsk zaś ma jeszcze po meczu z każdą z tych ekip. Tylko Górnik Łęczna poza WKS-em otrzyma jeszcze taką dawkę.
Tyle dobrego, że wrocławianie chociaż dwa z nich rozegrają u siebie (Lech i Pogoń). Natomiast ogólnie rzecz ujmując, Śląsk ma do końca rozgrywek niewiele spotkań z drużynami, które potencjalnie nie będą już o nic grały. Wspomniana trójka o mistrzostwo. Wisła Kraków, Jagiellonia, Bruk-Bet i najpewniej też Stal, o utrzymanie. Tylko Górnik Zabrze ma tu większy potencjał na grę o ogórki, chociaż czwarte miejsce nie jest poza ich zasięgiem. Pod koniec sezonu trudno o coś cenniejszego niż gra z kimś, kto w sumie poznał już swoje miejsce i wie że ani nic więcej nie wywalczy, ani też nie ucierpi. Terminarz WKS-u jest w to bardzo ubogi.
OGIEŃ SPADKU PRZYPIEKA WIELU
Zwolennicy systemu ESA-37, czyli tego, gdy po 30 kolejkach tabelę ekstraklasy dzielono na dwie grupy i grano 7 dodatkowych spotkań, używali przede wszystkim argumentu, że podnosi on poziom emocji do samego końca. Po części na pewno mieli rację. System ten przyczynił się do kilku naprawdę ciekawych rywalizacji. Ale jego zniknięcie wcale nie wpłynęło na to negatywnie - w tym sezonie wręcz przeciwnie. Od lat nie mieliśmy w polskiej lidze tylu drużyn walczących tak zaciekle o utrzymanie. O mistrzostwo zresztą też nie.
Ucieczka przed pierwszoligowym losem to w tym roku:
- Wisła Kraków (jak dotąd 3 punkty zdobyte na wiosnę)
- Śląsk Wrocław (6 punktów na wiosnę)
- Bruk-Bet Termalica Nieciecza (11 punktów na wiosnę)
- Jagiellonia Białystok (6 punktów na wiosnę)
- Zagłębie Lubin (8 punktów na wiosnę)
- Górnik Łęczna (6 punktów na wiosnę)
- Warta Poznań (14 punktów na wiosnę)
- Stal Mielec (5 punktów na wiosnę)
Oznacza to przynajmniej ośmiu (nie) chętnych na trzy spadkowe miejsca. Aktualnie w najgorszej sytuacji jest Bruk-Bet. Niecieczanie szorują dno tabeli od dawien dawna, ale mimo wszystko do bezpiecznej strefy tracą tylko 5 punktów. Ogólnie ostatnią Niecieczę i dziewiątą Stal Mielec dzieli zaledwie 10 punktów. Na takim dystansie upchnięci są wszyscy pozostali. Tu muszę wyjaśnić, czemu do walki o utrzymanie wpisałem Stal, a znajdujące się za nią Legię Warszawa i Cracovię nie. Otóż z przyczyn czysto realistycznych. Owszem, Wojskowi oraz Pasy nie są jeszcze pewni niczego. Nad strefą spadkową mają tylko po osiem punktów przewagi. Ale patrząc logicznie, po prostu nie widzę ich walczących na dole jakoś długo. Legia w marcu ograła połowę rywali z dołu tabeli, czym wystrzeliła się do jej środka. Cracovia zaś ma kryzys, ale oni po prostu nie wyglądają jak ktoś, kto nie okaże się lepszy od przynajmniej trzech innych drużyn. Stal zaś ma wąską kadrę, zimą została potężnie osłabiona, a póki co na wiosnę zdobyła tylko pięć punktów w siedmiu meczach. Faworytem do degradacji nie są, ale przed nimi potwornie trudny czas.
Widać to też po formie. Spośród tych drużyn, tylko Wisła Kraków zdobyła w 2022 roku mniej punktów i tylko krakowianie czekają wciąż na zwycięstwo. Bardzo słabo prezentuje się Jagiellonia Białystok, która już od momentu poważnej kontuzji Jesusa Imaza, jest w ataku skuteczna jak plastikowy nóż, ale obecnie męczą się sami ze sobą tak jak jeszcze nigdy w tym sezonie. Śląsk przełamał się w Płocku, a gdyby nie to, dalej towarzyszyłby Wiśle Kraków na półce „czekamy aż odpali”. Tak na dobrą sprawę tylko Warta Poznań póki co poważnie wzięła się za walkę o utrzymanie. Trener Dawid Szulczek, o 6 lat młodszy od Matusa Putnockiego, wykonuje tam póki co świetną, skuteczną pracę.
TERMINARZ POKAZUJE, LECZ NIE WYROKUJE
Co czeka Śląsk Wrocław i jaki mniej więcej jest poziom trudności ich terminarza to wiemy. Jak to się ma do rozkładów jazdy reszty rywali? Otóż pewien obraz mogą dawać średnie miejsc w tabeli ich rywali do końca sezonu. W tym wypadku im średnia niższa, tym teoretycznie trudniej. Po przeliczeniu, na ten moment od najwyższej (czyli teoretycznie najłatwiejszej) do najniższej, wygląda to tak:
- 1. Jagiellonia Białystok – 10,5
- 2. Stal Mielec – 9,5
- 3. Wisła Kraków – 9,375
- 4. Śląsk Wrocław – 8,75
- 5. Warta Poznań – 7,25
- 6. Górnik Łęczna – 7
- 6. Bruk-Bet Termalica Nieciecza – 7
- 8. Zagłębie Lubin – 6,75
Według tych wyliczeń, na papierze najłatwiej powinna mieć Jagiellonia. Faktycznie w terminarzu zawodników Piotra Nowaka nie ma wielu zespołów ze ścisłej czołówki. Spośród obecnego Top 5 mają przed sobą tylko starcia z Pogonią Szczecin (lider) i Radomiakiem Radom (5.). Najtrudniej ma zaś Zagłębie Lubin. Rywalom WKS-u z derbów Dolnego Śląska nie brak drużyn z górnej połówki tabeli. Przed nimi m.in. wymagający wyjazd do Poznania, a do Lubina wpadną choćby Lechia Gdańsk czy Raków. Właściwie to spoza aktualnego Top 10, zmierzą się tylko z Jagiellonią na wyjeździe. Śląsk jest tu pośrodku. Terminarz wrocławian, to jak już ustaliliśmy, mieszanka samej góry i prawie samego dołu.
Oczywiście średnia miejsc w tabeli rywali to bardzo ogólna ocena. Bardziej sugestia niż argument, czynników jest bowiem wiele więcej. Obecna forma obu drużyn, czy ktoś nie pauzuje za kartki, gdzie się odbywa dany mecz i nie tylko. Dla przykładu, gdy w ostatniej kolejce Bruk-Bet Termalica pojedzie do Szczecina, nie wiadomo w jakiej sytuacji będzie Pogoń. Może będą mieli już zapewnione mistrzostwo i luz? A może wręcz przeciwnie, będzie to dla nich decydujący mecz? To samo, gdy na przykład w przedostatniej kolejce do Lubina przybędzie Raków Częstochowa.
A GDYBY TAK POWTÓRZYĆ HISTORIĘ...
Teoretyzować na ciekawostkowe sposoby można naprawdę sporo. Dla przykładu, możemy wziąć pod uwagę jak dane zespoły w rundzie jesiennej poradziły sobie w starciach z rywalami jacy im obecnie jeszcze zostali, czyli w ostatnich ośmiu kolejkach rundy (mowa tu o 17. kolejce jako ostatniej, a nie tej poprzedzającej przerwę zimową). Śląsk ten okres wspomina kiepsko, bowiem to właśnie mniej więcej od pierwszego pojedynku z Lechem, brutalnie przegranego w Poznaniu 0:4 w 10. kolejce, wszystko zaczęło się psuć.
WKS mógł wtedy, na początku października, zostać liderem tabeli, a tymczasem dziś jest, gdzie jest. Od tamtego momentu do 17. serii gier wrocławianie zdobyli tylko 7 punktów. Co jest ciekawe? Że to… ex aequo z Wisłą Kraków i Górnikiem Łęczna trzeci najlepszy wynik spośród zespołów branych pod uwagę. Tylko Stal (13) oraz Jaga (9) zdobyły wówczas więcej oczek. Dalej są zaś kolejno Bruk-Bet (6), Warta (5) oraz Zagłębie (2!). Co natomiast, gdyby historia postanowiła „paczcie jakie koło umiem zrobić, o!” i się co do joty powtórzyła? No cóż, wówczas nie mielibyśmy w przyszłym sezonie derbów Dolnego Śląska. Bowiem WKS w lidze by został, ale rywale z Lubina już nie. Oprócz nich z ligą pożegnaliby się Górnicy z Łęcznej oraz Słonie z Niecieczy.
SKORO O HISTORII MOWA, CO ONA TO WSZYSTKO?
Na koniec wróćmy jeszcze do samego Śląska Wrocław, a konkretniej mówiąc, do jego historii. Dokładniej mówiąc, jak WKS w ostatnich latach radził sobie z rywalami, którzy go czekają i to na stadionach, które jeszcze odwiedzi. Pod uwagę wziąłem pięć poprzednich starć na przykład z Lechem i Pogonią we Wrocławiu, czy z Jagiellonią w Białymstoku. Wyjątkami są Raków oraz Stal. Odkąd częstochowianie awansowali do ekstraklasy, WKS zdążył odwiedzić ich stadion dwa razy. Choć właściwie to raz, bo za pierwszym grali jeszcze w Bełchatowie. Natomiast Stal w zeszłym roku była beniaminkiem, powracając na najwyższy szczebel rozgrywkowy po 24 latach i Śląsk zremisował w Mielcu 0:0.
Tak przeanalizowana historia jest dla WKS-u w miarę przychylna. Negatywny bilans pięciu ostatnich spotkań, wrocławianie mają tylko na wyjazdach z Rakowem (0-0-2 z bilansem bramek 0:3) oraz we Wrocławiu z Górnikiem Zabrze (1-2-2 z bramkami 4:5). Najlepiej wygląda to z Pogonią u siebie (2-3-0, bramki 7:4). Śląsk i Portowcy od lat mają ze sobą coś takiego, że WKS nie potrafi grać w Szczecinie, a Pogoń ostatni raz we Wrocławiu wygrała jeszcze przy Oporowskiej. Nieźle wygląda też Białystok (2-1-2, bramki 7:4). Natomiast z Lechem oraz Bruk-Betem zespół z Wrocławia u siebie niby nie wygląda źle, ale ostatnie domowe zwycięstwo z Kolejorzem to wrzesień 2017 (2:0 po golach Roberta Picha oraz Marcina Robaka). Zaś Nieciecza w tym sezonie już raz zdobyła stadion WKS-u, wygrywając w Pucharze Polski 1:0.
Podsumowując, jak widać, teorii pod tegoroczną walkę o utrzymanie można układać wiele. Przewidywać na mnóstwo sposobów, zaglądać do terminarza, używać matematyki, pytać historii. One na pewno część prawdy powiedzą, ale całą może dać nam tylko boisko. Przed zawodnikami Piotra Tworka potworne dwa miesiące. Presja przy walce o utrzymanie jest ogromna, prawdopodobnie nawet większa niż w walce o tytuł. Mistrzostwa można bowiem nie zdobyć… i trudno. Za rok spróbujemy jeszcze raz. Zaś kto polegnie w walce o utrzymanie, ten drugiej szansy już nie otrzyma. Przynajmniej nie do czasu aż wróci. Jeżeli wygrana z Wisłą Płock (2:1) odblokuje ten zespół i Śląsk będzie dobrze się sprawował, a co najważniejsze punktował, żadne patrzenie w tabelę ani nic innego nie będzie im potrzebne. Odetchnijmy ile możemy jeszcze w przerwie na kadrę. Bo po niej będzie jazda, zaś trzymanki nie przewidziano. Oj, nie.