REZERWY: Dzień Świra przy Oporowskiej (RELACJA)
29.05.2021 (13:53) | Karol Bugajski
fot.: Paweł Kot
Śląsk II Wrocław nie poszedł za ciosem po efektownym zwycięstwie w Grudziądzu i kolejny raz mocno rozczarował w meczu przed własną publicznością. Zielono-biało-czerwonych tym razem zaskoczył Znicz Pruszków, a marzenia o barażach już chyba ostatecznie można włożyć między bajki.
Śląsk II do meczu z piętnastą drużyną tabeli przystępował po efektownym zwycięstwie 4:2 w Grudziądzu z Olimpią. Zespół trenera Piotra Jawnego dzięki dubletom Adriana Łyszczarza i Sebastiana Bergiera ponownie włączył się do walki o miejsce w barażach premiowanych awansem na zaplecze ekstraklasy, a optymizmu dodawał również terminarz. Mecz ze Zniczem rozpoczynał bowiem tryptyk spotkań z drużynami zaangażowanymi w walkę o utrzymanie. Szkoleniowiec zielono-biało-czerwonych względem spotkania w Grudziądzu zdecydował się na dwie zmiany – po kartkowej pauzie wrócili Patryk Caliński oraz Szymon Krocz, a miejsce ustąpili im Igor Maruszak i Maksymilian Trepczyński. Wrocławianom zależało również na przełamaniu niedobrej domowej serii – w czterech ostatnich meczach rozgrywanych przed własnymi trybunami zdobyli zaledwie punkt.
Dziesięć lat, a licencji brak
Znicz niedawno zmienił szkoleniowca, jednak natychmiastowej poprawy wyników to nie przyniosło. Po tym, jak w połowie maja Piotra Kobiereckiego zastąpił jego imiennik Świerczewski, drużyna z Pruszkowa rozegrała dwa spotkania, w których nie zdobyła ani jednej bramki. Dzisiejszy przeciwnik Śląska II bezpośrednio przed przyjazdem na Oporowską zremisował 0:0 z Garbarnią oraz przegrał 0:1 z Górnikiem Polkowice, a kolejnych punktów potrzebował jak tlenu. Przed 36. kolejką II ligi Znicz plasował się nad strefą spadkową już tylko dzięki lepszej różnicy bramek od najgroźniejszych przeciwników w walce o utrzymanie na szczeblu centralnym. Co ciekawe, przy ławce pruszkowian próżno jednak szukać popularnego Świra. Ten cały czas, tak jak dziesięć lat temu w ekstraklasowym ŁKS, nie ma licencji uprawniającej do samodzielnej pracy trenerskiej, więc oficjalnie zatrudniony jest jako menadżer, a zespół prowadzi Artur Januszewski.
Pierwsze zagrożenie w dzisiejszym meczu przy Oporowskiej stworzyli goście. W 11. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Mateusz Grudziński, jednak skuteczną interwencją wykazał się Bartłomiej Frasik. Chwilę później golkiper Śląska II znowu musiał być skoncentrowany, tym razem po niebezpiecznym wykonaniu rzutu rożnego, ale i w tej sytuacji dał radę przenieść piłkę nad poprzeczką. Riposta wrocławian nadeszła za sprawą bardzo aktywnego na lewej stronie boiska Mateusza Maćkowiaka. Defensor gospodarzy tuż przed upływem drugiego kwadransa gry dwukrotnie ciekawie podłączył się do akcji ofensywnej swojego zespołu i szukał dośrodkowania w pole karne. W pierwszej sytuacji Piotr Misztal szczęśliwie uprzedził Sebastiana Bergiera, w kolejnej akcji piłka dotarła już pod nogi Adriana Łyszczarza, ten jednak uderzył z jedenastu metrów nad bramką.
Niezasłużona puenta
W ostatnich fragmentach pierwszej połowy ponownie zrobiło się groźnie w jednym i drugim polu karnym. Najpierw bliski zaskoczenia Frasika był Słoweniec Martin Janco, który postanowił sprawdzić koncentrację golkipera Śląska II, ale piłka minęła słupek. W odpowiedzi kolejną akcję lewą flanką przeprowadził Maćkowiak, miejsce do oddania strzału głową między dwoma rosłymi obrońcami rywala znalazł sobie Łyszczarz, ale również w tej sytuacji zabrakło mu skuteczności. Na nieszczęście wrocławian, decydujące słowo pierwszej połowy należało do przyjezdnych. W 40. minucie piłka trafiła w szesnastkę wrocławian z prawej strony boiska, kilka metrów przed bramką pojawił się Mariusz Gabrych i strzałem po rękach bramkarza skierował piłkę do siatki. Śląsk II stracił gola do szatni, co na pewno mogło pozostawiać spore uczucie niedosytu. Trudno pokusić się o ocenę, że w pierwszej połowie spotkania przy Oporowskiej któraś z drużyn wypracowała sobie przewagę zasługującą na bramkową puentę.
Naznaczone wyrównaną grą były również pierwsze minuty po zmianie stron, niewiele zabrakło jednak, by i ten okres został wynagrodzony trafieniem dla Znicza Pruszków. Po stracie w środku pola, w kierunku bramki gospodarzy z piłką ruszył Gabrych, a w ostatniej chwili z interwencją zdążył wracający za nim Caliński. Zdobywca pierwszej bramki dla gości ponownie zagroził wrocławianom po godzinie gry, gdy wpadł w pole karne, ale był pod presją Oliviera Wyparta, przez co ostatecznie posłał piłkę nad poprzeczką. Dwadzieścia minut przed końcem regulaminowego czasu gry sportowe emocje zeszły na dalszy plan, bo z powodu kontuzji boisko opuścić musiał Adrian Bukowski. Wyróżniający się zawodnik rezerw ucierpiał w starciu z przeciwnikiem już chwilę wcześniej, jednak spróbował jeszcze kontynuować grę, a dopiero po kilku minutach przekonał się, że nie będzie to możliwe. Strata Bukowskiego może być problemem także dla pierwszego zespołu Śląska, bo przed tym meczem informowaliśmy, że podobnie jak Łyszczarz i Bergier ma szybciej zakończyć sezon w II lidze, by rozpocząć przygotowania z ekipą Jacka Magiery.
Filmowy mecz
Postawę zawodników wrocławian w ostatnim kwadransie trudno nazwać huraganowymi atakami w walce o uniknięcie porażki. Zielono-biało-czerwoni co prawda starali się utrzymywać przy piłce na połowie przeciwnika, próbowali akcji skrzydłami, brakowało im jednak efektywności. Strzegący bramki Znicza doświadczony Piotr Misztal po żadnej z akcji wrocławian nie został zmuszony do szczególnie wymagającej interwencji, a jego koledzy z pola umiejętnie wybijali przeciwników z rytmu, dzięki czemu każda mijająca minuta przybliżała ich do zainkasowania cennego kompletu punktów.
Znicz w trzecim meczu pod wodzą trenera-menadżera Piotra Świerczewskiego doczekał się pierwszego gola i pierwszego zwycięstwa, który znacznie poprawia jego sytuację na dole tabeli. Porównanie z legendarną komedią z udziałem Cezarego Pazury nie jest jednak jedynym filmowym skojarzeniem nasuwającym się po dzisiejszym spotkaniu przy Oporowskiej. Ostatnie domowe poczynania piłkarzy trenera Piotra Jawnego zasługują na porównanie do wydarzeń z Dnia Świstaka, bo ci jakby się nie starali i tak ciągle natrafiają na podobne trudności. Dzisiejsze spotkanie było już piątym z rzędu, w którym nie potrafili zainkasować komplet punktów, a słabość we Wrocławiu na finiszu drugoligowych zmagań najprawdopodobniej będzie kosztować Śląsk II miejsce w barażach.
Śląsk II Wrocław - Znicz Pruszków 0:1 (0:1)
Bramka: Gabrych 40'
Śląsk II: Frasik - Boruń, Wypart, Caliński, Maćkowiak, Łyszczarz, Bukowski (68' Michalski), Młynarczyk, Bargiel (58' Maruszak), Krocz, Bergier
Znicz: Misztal - Wichtowski, Bochenek, Tabara, Grudziński, Machalski, Firlej, Proczek (81' Grabowski), Janco (66' Kubicki), Baran, Gabrych (75' Owe)
Sędzia: Dawid Bukowczan (Żywiec)