Słowik: To nie przypadek, że Śląsk jest liderem (WYWIAD)
22.01.2024 (06:00) | Marcin Sapuńfot.: Mateusz Kuźniak
"Mój najlepszy moment w Śląsku? Dopiero przede mną" - śmieje się Jakub Słowik, były golkiper Trójkolorowych. 32-latek ostatnie 4,5 roku spędził w Japonii, gdzie rozegrał 143 spotkania. Z doświadczonym bramkarzem porozmawialiśmy o jego wspomnieniach z Kraju Kwitnącej Wiśni i gry we Wrocławiu. Nie zabrakło również pytań o najbliższą przyszłość.
Czy po czterech latach spędzonych na innym kontynencie, w innej kulturze, ciężko było wrócić do Polski i przestawić się do nowej rzeczywistości?
Zawsze co roku w grudniu przyjeżdżaliśmy do Polski na krótki urlop, by odpocząć kilka tygodni. Wiadomo, że zawsze miło jest wrócić do domu rodzinnego, ale w Japonii też fajnie spędziliśmy okres ponad czterech lat, traktuję to jako fajną przygodę.
Skąd decyzja, by zakończyć japońską przygodę i wrócić do Polski?
Największy wpływ na moją decyzję miały względy rodzinne. Japonia jest bardzo oddalona od Polski i ciężko byłoby liczyć na ich wsparcie, pomoc, będąc na innym kontynencie.
Jak wspominasz pobyt w Japonii?
Bardzo fajnie, byłem mocnym punktem i cenionym bramkarzem w skali całej ligi. Nie zawiodłem się poziomem sportowym, a ponadto poznałem inną kulturę, język, jedzenie. Traktuję to jako dobre doświadczenie życiowe i piłkarskie. Uważam, że japońska J1 League wyróżnia się dobrym poziomem piłkarskim, gdzie na stadiony przychodzi mnóstwo oddanych kibiców. Miałem okazję grać na obiektach, na które przychodziło po 40-50 tysięcy fanów. Japończycy bardzo lubią piłkę nożną.
Cofając się do 2019 roku, czy propozycja z tak odległego miasta jak Sendai mocno cię zaskoczyła?
Tak, kiedy dowiedziałem się od agenta o możliwym wyjeździe do Japonii, potraktowałem to początkowo jako coś abstrakcyjnego, ale Japończycy w tamtym czasie byli bardzo konkretni. Dzień później agent z Vegalty był już w kontakcie ze Śląskiem i z tego, co pamiętam, dość szybko doszło do ich porozumienia. Ja oczywiście trochę się wahałem, ale zasięgnąłem wiedzy od Krzysztofa Kamińskiego i Japończyków, z którymi grałem. Każdy z nich chwalił życie w Japonii i tamtejszą ligę, więc ostatecznie zdecydowałem się na wyjazd.
Czy zaskoczył cię poziom sportowy? Czy jednak miałeś już taką wiedzę od kolegów, że wiedziałeś, czego się spodziewać na miejscu?
Poziom piłkarski jest naprawdę na wysokim poziomie. Zawodnicy mogą pochwalić się niezłą techniką, mobilnością, a dodatkowo zagraniczni gracze (głównie Brazylijczycy) robili różnicę w swoich zespołach. Mógłbym wyróżnić jeszcze szybkość gry. Każdy aspekt sportowy, organizacyjny był dla mnie zadowalający. Na przykład sztaby były bardzo rozbudowane, więc piłkarze mogli się skupić wyłącznie na grze.
Zaskoczyło cię coś w samej lidze na początku twojej przygody w Japonii?
Tempo gry. Zawodnicy szybciej operują piłką. Szkoda, że liga japońska nie jest za bardzo rozpowszechniona medialnie, pokazywana w telewizji, ponieważ sądzę, że świadomość ludzi w Europie i Polsce byłaby na wyższym poziomie.
Zastanawia mnie jak wygląda szatnia w takim japońskim klubie. Czy jest ona mocno zintegrowana, czy jednak bardziej zdystansowana?
W Japonii panuje inna kultura, więc każdy ma szacunek do drugiej osoby. Mieliśmy oczywiście wspólne wyjścia. Ja bliżej trzymałem się grupy obcokrajowców, gdziekolwiek nie byliśmy. Na początku przeszkadzała trochę bariera językowa. Była też część Japończyków, która po prostu przychodziła do klubu jak do pracy, którą wykonywali sumiennie i bez większych relacji z innymi.
Jak sobie radziłeś z językiem? Długo się go uczyłeś?
Język japoński jest bardzo ciężki, komunikacyjnie potrafię się dogadać, ale nauka trzech alfabetów to naprawdę duży wyczyn. Częściej komunikowałem się w języku angielskim, więc używałem języka japońskiego, gdy była taka potrzeba.
To będzie bardzo ogólne pytanie, ale jak wygląda życie w Japonii?
Życie jest bardzo bezpieczne. Przestępczość jest na niskim poziomie, kobiety swobodnie wychodzą wieczorami na miasto, małe dzieci też chodzą same do szkoły. To pierwsze, co przychodzi mi na myśl. Jest też bardzo czysto. W Japonii nie ma koszy na śmieci na ulicach, a pomimo tego nikt nie brudzi, każdy dba o porządek.
Mówisz o porządku, i sądzę, że objawiał się on również podczas pandemii koronawirusa i nie mam na myśli tu śmieci, ale stosowania się do zaleceń.
Tamten okres był bardzo trudny. Często mieliśmy robione testy, izolacja była na porządku dziennym. Co do maseczek, nie było jakichś nakazów, a bardziej prośby od rządu, natomiast ludzie są tak nauczeni, że stosują się do próśb. W zeszłym roku wróciło to już do normy i restrykcje były coraz mniejsze. W trakcie pandemii nie było też tak jak w Polsce, że w jakimś okresie restauracje, czy sklepy były pozamykane. Wszystko funkcjonowało, oczywiście w pewnych ograniczeniach sanitarnych.
Wracając już do piłki, jakie różnice dostrzegasz między J1 League a Ekstraklasą?
Ciężko powiedzieć, bo od momentu mojego wyjazdu Ekstraklasa zrobiła widoczny postęp, chociażby przez to, że wracają do niej byli reprezentanci. Co do ligi japońskiej, jest tu dużo spotkań, a dodatkowo krajowy puchar i puchar ekstraklasy. Na pewno pogoda odgrywa ważną rolę, szczególnie latem. Wilgotność powoduje, że w niektórych rejonach bardzo ciężko się gra. Dodatkowo każdy klub ma swoje indywidualności, szczególnie w postaci Brazylijczyków. Przez te 4,5 roku były też dwie ekipy, które zdominowały rozgrywki, to Yokohama Marinos i Kawasaki Frontale. W 2023 roku wyjątkowo Vissel Kobe zdobyło mistrzostwo kraju, co było takim wyłamaniem się od reguły ostatnich lat.
Będąc w Japonii, śledziłeś rozgrywki w Polsce?
Jak odchodziłem ze Śląska, starałem się oglądać mecze, zważając też na kolegów, z którymi grałem we Wrocławiu. Natomiast z biegiem czasu oglądałem już tylko skróty spotkań i to też nie wszystkich, bo w weekendy mieliśmy swoje mecze.
選手情報
— FC東京【公式】 #東京が熱狂 (@fctokyoofficial) December 2, 2023
このたび、当クラブ所属のヤクブ スウォビィク選手との契約が満了となりますので、お知らせいたします。
選手コメント
『FC東京を応援するすべてのみなさまへ。
まずはじめにこの2年間の温かいサポートと、ここでの素晴らしい経験に感謝を伝えたいです。
ありがとうございます。… pic.twitter.com/oUxa9uVgf6
Masz jeszcze kontakt z niektórymi zawodnikami Śląska, z którymi miałeś okazję występować?
Tak, przyjaźnie się z Mariuszem Pawelcem, więc mamy ze sobą regularny kontakt, również z Dominikiem Budzyńskim, trenerem Osińskim jesteśmy od czasu do czasu na łączach.
Chciałbym jeszcze poruszyć wątek kibiców. W Japonii zostałeś wybrany najlepszym piłkarzem sezonu w Vegalcie. Czy ta popularność była widoczna również poza stadionem?
W Sendai w 2011 roku było trzęsienie ziemi oraz tsunami. Klub zjednoczył ludzi, którzy stracili rodziny i swoje dobytki. Czuć było, rodzinną atmosferę na stadionie. Kibice są bardzo oddani, a jeśli widzą cię gdzieś na mieście, szanują twój prywatny czas, zdarza się jednak, że ktoś odważy się i podejdzie z prośbą o zdjęcie, czy autograf. To zawsze były pozytywne reakcje, my jako piłkarze dostawaliśmy mnóstwo ciepła od kibiców, więc też chcieliśmy się im jakoś odpłacić, chociażby tym zdjęciem, czy podpisem.
Większą popularność czułeś w Sendai, czy Tokio?
Sendai to 2 mln miasto, prawdopodobieństwo, że spotkam kibica Vegalty w życiu codziennym było znacznie wyższe w porównaniu do Tokio, w którym populacje szacuje się na ok. 35 mln osób, więc ta popularność w Tokio była znacznie mniej odczuwalna. Natomiast klub FC Tokio ma swoich oddanych fanów i w wielu sytuacjach doświadczyłem dobroci z ich strony.
Mówisz, że kibice Vegalty są bardzo zżyci z klubem. Jak w takim razie zareagowali na wasz spadek w 2021 roku?
W Japonii jest pełno rodzin na trybunach i nie mówię tu jedynie o rodzicach z dziećmi, ale również dziadkach, więc występuje ta wielopokoleniowość. Cofając się do czasów gry w Vegalcie, nasze wyniki nie były dobre, a pomimo tego odczuwaliśmy ciągłe wsparcie. Kibice potrafili dopingować już godzinę przed meczem i nie przestawać przez pełne 90 minut. Tego może trochę zabrakło podczas walki o utrzymanie, wiadomo, że w tamtym okresie nie mogli tak licznie przychodzić na stadiony przez restrykcje pandemiczne. Wydaje mi się, że gdyby ludzie mogli przychodzić na mecze, zdobylibyśmy więcej punktów, co finalnie mogło nam dać utrzymanie. Co do samego spadku i reakcji fanów, dominowało rozczarowanie. Każdy liczył na to, że degradacja nie będzie miała miejsca. Nie było żadnej agresji, tylko smutek i płacz. Nasi kibice na każdym kroku próbowali nas mobilizować. Pamiętam, że przed naszym wyjazdem na jedno z ważniejszych spotkań, na drodze z naszej siedziby do stadionu ustawił się sznur kibiców z flagami, którzy ustawili szpaler dla nas.
Czyli nie doświadczyłeś żadnych tzw. "rozmów wychowawczych" jak to czasami bywa w Polsce?
Takiej sytuacji nigdy nie miałem w Japonii. Staram się też zrozumieć drugą stronę, gdzie dla każdego klub jest bardzo ważny. Wiadomo, że z każdym kolejnym nieudanym meczem, frustracja u kibiców wzrasta, natomiast w Japonii kibice próbowali znajdywać pozytywy pomimo porażek. Ja też próbowałem swoją grą dodać im otuchy, później dostawałem liczne wiadomościami, gdzie pisano mi, że byli na meczach, widzieli moje interwencje. To było naprawdę bardzo miłe.
Rozważasz jeszcze powrót do Japonii w roli bramkarza?
Życie piłkarza polega na tym, że grasz tam gdzie cię chcą. Zobaczymy, co życie napiszę, skąd przyjdą kolejne oferty. Na pewno będziemy musieli wtedy z rodziną usiąść i podjąć jak najlepszą decyzję dla nas. Jeśli chodzi o Japonię, nie zamykam się na ten kierunek.
Przejdźmy do twojego dwuletniego pobytu w Śląsku Wrocław. Zacznę od pytania o najlepszy moment w klubie?
Mój najlepszy moment? Dopiero przede mną (śmiech). Przełomowy był na pewno mój debiut Ekstraklasie w meczu derbowym z Zagłębiem Lubin, więc wyróżniłbym właśnie ten moment. Był to ciężki mecz, m.in. przez sytuację kadrową, ale ostatecznie udało się wygrać i to jeszcze po golu w ostatniej akcji.
Na swój pierwszy mecz w Ekstraklasie w barwach Śląska musiałeś czekać aż do 17. Kolejki. Przez całą rundę jesienną przegrywałeś rywalizację z Jakubem Wrąblem. Jak w tamtym czasie odbierałeś fakt, że jesteś drugim brakarzem WKS-u?
Życie bramkarza jest takie, że między słupkami może stanąć tylko jeden. Na pewno nie potrafiłem do końca zaakceptować tego, że siedzę na ławce rezerwowych, ale skupiałem się na tym, co mogę. Nie byłem obrażony, tylko na treningach dawałem z siebie sto procent, czekając na swoją szansę, wiedząc że ona wkrótce nadejdzie. Cieszę się, że finalnie ją dostałem i w późniejszych spotkaniach tylko udowadniałem, że miejsce numer jeden należy do mnie.
W obu sezonach walczyliście o utrzymanie. Natomiast najpierw chciałbym poruszyć wątek rozgrywek 2017/18. W listopadzie miałem okazję rozmawiać z Robertem Pichem, który podsumował, że w tamtym okresie mieliście bardzo dobry zespół, ale podniszczony kontuzjami, które miały wpływ na pogorszenie się wyników zespołu. Zgadzasz się z tym?
Z tego, co kojarzę, mieliśmy wówczas bardzo mocne nazwiska jak na Ekstraklasę, ale dopadły nas kontuzje. Tak naprawdę nie mieliśmy chyba momentu, by wszyscy byli zdrowi i gotowi do gry. Cały czas wypadało nam jakieś ogniwo i myślę, że była to jedna z przyczyn nieudanego sezonu. Pamiętam, że niektórzy zawodnicy nie grali na swoich nominalnych pozycjach, tylko musieli łatać dziury po niedyspozycyjnych graczach.
W sezonie 2018/19 również graliście w strefie spadkowej, ale był to jeszcze cięższy okres dla was. Utrzymanie zapewniliście sobie dopiero w 36. kolejce, a na trzy mecze przed końcem sezonu, zajmowaliście piętnastą pozycję, oznaczającą degradację. Jaka atmosfera panowała wówczas w szatni? Dopuszczaliście do siebie, że może stać się coś strasznego we Wrocławiu?
Na pewno była duża motywacja. Inaczej się podchodzi do meczów z nożem na gardle, a te trzy ostatnie spotkania były walką o byt Śląska w Ekstraklasie. Pomimo ciężkiej sytuacji, staraliśmy się być pozytywni i wierzyliśmy w siebie głęboko. W zespole mieliśmy doświadczonych zawodników, więc uważam, że to też nam pomogło. Nikt z nas nie wyobrażał sobie w tamtym momencie, że spadniemy. Wszystko mieliśmy w swoich nogach, a dodatkowo rywalizowaliśmy bezpośrednio z drużynami ze strefy spadkowej, więc tak naprawdę dużo zależało od nas samych. Uważam, że te ostatnie kolejki były testem charakteru dla całego zespołu.
Te dwa sezony nie były udane dla Śląska, ale dla ciebie już chyba tak. W końcu zostałeś dwukrotnie uznany przez naszych czytelników najlepszym piłkarzem sezonu. Twoje nazwisko było też kilka razy skandowane z trybun wrocławskiego stadionu.
Zgadza się, drużynowo nie był to dobry czas, ale dla sportowca jest to bardzo miłe, być wyróżnionym przez kibiców i to dwa razy. Indywidualnie oba sezony zaliczam do udanych. Po transferze do Japonii kontynuowałem dobrą passę, ponieważ przez kibiców Vegalty Sendai również dwukrotnie zostałem wybrany najlepszym piłkarzem roku. W FC Tokio w 2022 roku miałem najwięcej czystych kont z wszystkich bramkarzy ligi japońskiej, więc czuję, że sumiennie wykonuję postęp i jest to dla mnie bardzo ważne.
Będąc w Śląsku trenowałeś pod okiem trzech trenerów: Jana Urbana, Tadeusza Pawłowskiego oraz Vitezslava Lavicki. Jak scharakteryzowałbyś każdego z nich?
Można powiedzieć, że każdemu trenowi coś zawdzięczam, bo będąc dwa lata w Śląsku dużo się nauczyłem. Trener Urban miał naprawdę dużą wiedzę, potrafił nas zmotywować. Trener Pawłowski to oczywiście legenda Śląska, wielokrotnie pomagał klubowi w trudnych chwilach i jest bardzo pozytywną osobą, która wszczepiała w nas dobrą energię. Trener Lavicka posiada dużą wiedzę taktyczną, jest świetnym fachowcem, przygotowywał nas efektywnie do meczów. Może nie graliśmy widowiskowo, ale punktowaliśmy i to było najważniejsze. Trener dbał o naszą defensywę, zwracał uwagę na stałe fragmenty gry. Myślę, że każdy z zawodników mógł coś wynieść dla siebie z treningów z tymi trzema szkoleniowcami.
Wracając do rzeczywistości, Śląsk obecnie jest liderem Ekstraklasy. Jeszcze kilka miesięcy temu bił się o utrzymanie, co pokazuje jak dużą przeszedł metamorfozę. Natomiast ja chciałbym zapytać o przygotowanie mentalne. Jak ważne jest dla zawodników i czy to pierwszy klucz do sukcesu?
Kilka lat temu Piast Gliwice zdobył mistrzostwo Polski po tym jak rok wcześniej walczył o utrzymanie. Tutaj tak samo, chłopaki grali do ostatniej kolejki z nożem na gardle, a dziś rozgrali fantastyczne pół roku. Duży szacunek za zdobycie tylu punktów, za to jak prezentuje się Erik Exposito, ale też defensywa zespołu. Nie ma żadnego przypadku, że Śląsk jest obecnie liderem. Uważam, że przygotowanie mentalne jest bardzo ważne i teraz wrocławianie będą grać w roli faworyta, więc to też będzie dla nich dodatkowy bodziec. Będę trzymał kciuki, by utrzymali formę oraz miejsce z rundy jesiennej.
Czy po ogłoszeniu informacji o nieprzedłużeniu umowy z FC Tokio, zadzwonił do ciebie dyrektor Balda z jakąś propozycją? Wiemy, że Śląsk szuka drugiego bramkarza.
Nie wiem, czy David Balda ma mój numer telefonu, ale w dalszym ciągu czekam na połączenie (śmiech).
Pytam, bo w grudniu przy okazji meczu z Koroną Kielce byłeś obecny na trybunach i zastanawiałem się, czy w twojej wizycie jest jakieś drugie dno.
Od czterech lat staram się być na meczach we Wrocławiu w grudniu, ponieważ wtedy w Japonii mamy już przerwę między sezonami. Zawsze przylatywaliśmy w tym okresie tutaj, by oglądać Śląsk w akcji, więc nie była to jednorazowa sytuacja.
Na początku miesiąca w przestrzeni medialnej pojawiła się informacja o zainteresowaniu twoją osobą ze strony Widzewa Łódź. Możesz nam coś zdradzić? Czy spływają do ciebie oferty z różnych klubów?
Jest jakieś zainteresowanie na rynku, ale zostawiam to swoim agentom. Jeśli będą jakieś konkrety, będą mnie o tym informować. Cieszę się, ze zainteresowanie jest, to dobra znak. Na chwilę obecną jestem wolnym zawodnikiem, trenuję indywidualnie i przygotowuję się na nowe wyzwania, ale w jakim rejonie świata to będzie, zobaczymy.
Trenujesz z jakimś klubem?
W poniedziałek (15.01) gościnnie rozpocząłem treningi z jednym z zespołów.
Nazwy klubu pewnie nie zdradzisz, ale może chociaż ligę?
Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest to polski klub.
Na zakończenie, czego możemy ci życzyć na kolejne dwanaście miesięcy? Jaki założyłeś sobie cel na 2024 rok?
Przede wszystkim być szczęśliwym. Trafić do miejsca, gdzie będę doceniany. Ważne również, by zdrowie dopisywało, więc chciałbym jeszcze pograć na dobrym poziomie, dać jakość w bramce.